Czy jestem córką marnotrawną?
CEGŁA • dawno temuDla mnie bycie z ciężko chorym ojcem jest rzeczą naturalną. Codziennie odwiedzałam go w szpitalu. Ale dla ojca chyba nie, bo się rozpłakał, że jest zdziwiony i dumny, że ma tak wspaniałą córkę, że się nie spodziewał, że będę dzień w dzień przyjeżdżać, tracić czas przy jego łóżku, gdy mam własne życie, że on mi dziękuje za to poświęcenie, podczas gdy on nic mi w życiu nie dał. Jeśli ktoś się dziwi, że spędzamy z nim czas, pomagamy, to znaczy, że przedtem tego nie robiliśmy! Dobrze rozumuję? Patrzenie, jak dorosły człowiek płacze przeze mnie, jest czymś okropnym, to moja największa porażka. Czy byłam złą córką?
Witaj Cegło!
Mam problem, ciekawa jestem, ile młodych ludzi w moim wieku (25) go też ma.
Mieszkam z mężem i synkiem, a ojciec, gdy wyszłam za mąż, został sam w moim rodzinnym mieszkaniu. Mama zachorowała i odeszła, kiedy byłam dziewczynką. Rodzicom urodziłam się dosyć późno, kiedy byli już około czterdziestki.
Jestem jedynaczką, mam dobry kontakt z ojcem, z tym że odkąd mam swoją własną rodzinę, te kontakty nie są zbytnio częste. Tak mniej więcej raz, dwa razy w tygodniu. W naszej rodzinie nikt nie ma samochodu, a reszta rodziny taty i mamy jest rozproszona po Polsce, no i można powiedzieć, że w wieku ponad 60 lat ojciec jest człowiekiem samotnym, oczywiście ma kolegów grzybiarzy, szachistów, wędkarzy, to sympatyczne, kulturalne środowisko emerytowanych architektów, tylko że oni jeszcze wszyscy mają pełne rodziny no i te męskie wieczory z tatą nie mogą być za często, bo by się żony tamtych panów obraziły, wiadomo.
Tato bardzo kocha wnuczka, ale na razie nie chce się nim opiekować, boi się, że dziecko jest za malutkie i on nie zapewni mu bezpieczeństwa. Oboje z mężem szanujemy takie postawienie sprawy. Wierzę, że dziadek będzie się z Piotrusiem dogadywał za jakieś 5 lat i zaczną mieć swoje wspólne męskie sekrety czy zajęcia.
Boję się jednak, czy jestem dobrą córką… Niedawno ojciec poszedł na 2 tygodnie do szpitala – miał być atak astmy, a okazało się zapalenie płuc. Powiedziałam w biurze, że przesuwam sobie godziny pracy na 8–16, żeby codziennie przed 17 zdążyć do szpitala, normalnie pracuję 9.30–17.30. Woziłam ojcu jedzonko, gazety, książki, opowiadałam o Piotrusiu, wspominaliśmy stare czasy. To były naprawdę dobre rozmowy, parę razy zasiedziałam się do 20 albo i dłużej, a wszystkie prace domowe zostawiałam mężowi na głowie…
Tata szczęśliwie doszedł do siebie, bałam się, bo to podobno niebezpieczna choroba w jego wieku. Kiedy odwiozłam go wreszcie do domu taksówką, zrobiłam pranie, obiad, posłałam świeżą pościel, rozstawiłam kwiatki – zrobiło się coś dziwnego. Ojciec rozpłakał się i tak płacząc, zaczął mówić, jaki to jest zdziwiony i dumny, że ma tak wspaniałą córkę, że on się nigdy, pod żadnym pozorem nie spodziewał, że ja będę dzień w dzień przyjeżdżać, tracić czas przy jego łóżku, gdy mam własne życie, że on mi dziękuje za to poświęcenie, podczas gdy on nic mi przecież w życiu nie dał…
To był bardzo dla mnie przykry monolog, Cegło. Nie wiedziałam, jak się zachować. Dla mnie bycie z ojcem, gdy się ciężko rozchorował, jest rzeczą naturalną. Nie ma o czym mówić, za co być wdzięcznym. Pomyślałam, że może na co dzień za mało czasu mu poświęcam, może ma do mnie pretensje o swoją samotność, bo inaczej czemu byłby taki zdziwiony, żeby aż płakać? Nie jestem wyrodnym dzieckiem, to znaczy, nigdy jako taka się nie czułam, ale po tym wybuchu dopadły mnie wyrzuty.
Jeśli ktoś się dziwi, że spędzamy z nim czas, pomagamy, to znaczy, że przedtem tego nie robiliśmy, prawda? Rozumuję prawidłowo? I jak powinnam teraz ojcu tę wcześniejszą samotność wynagrodzić? Czy znajdę więcej czasu niż dotąd? Jeszcze nie miałam czasu tego wszystkiego wymyślić, zaplanować. Patrzenie jednak, jak dorosły człowiek, którego kochamy, płacze przez nas, jest czymś okropnym, chyba największą moją porażką.
Pleksi
***
Kochana Pleksi!
Chciałabym Cię uspokoić, pocieszyć i przede wszystkim – wyprowadzić z kilku błędów.
Jesteś ponadprzeciętnie wrażliwą dziewczyną, a z domu wyniosłaś pragnienie bliskości i umiejętność kochania, prawdopodobnie poprzez silną więź z ojcem, jaka wytworzyła się samoistnie po śmierci mamy. Myślę, że jesteś dla siebie zbyt surowa i robisz sobie krzywdę, nie dostrzegając w sobie tych wspaniałych cech. Może z jakichś powodów to ty czujesz się niedowartościowana, gorsza – stąd podatność na nieistniejącą krytykę? Na pewno opacznie oceniasz zarówno swoje kontakty z tatą, jak i jego stosunek do ciebie.
Ojciec się starzeje. Szpital i choroba prawdopodobnie go przestraszyły i przygnębiły, pogłębiły normalne w jego wieku poczucie przemijania i "bycia zbędnym". Taka postawa zdarza się u starszych ludzi bardzo często, nawet wbrew faktom: gdy są sprawni, aktywni, mają swoje zainteresowania, przyjaciół, obowiązki i wszelkie powody ku temu, by czuć się potrzebnymi.
Nie jesteś winna temu, że dopadły go w chwili słabości tego typu refleksje.
Zapewniam Cię, że dwa spotkania w tygodniu to dużo powyżej średniej statystycznej – zastanów się przez moment, co czują rodzice, którzy, mieszkając w tym samym mieście widują swoje dzieci i wnuki np. raz w miesiącu? I to też nie musi wynikać z zaniku uczuć czy obojętności – częściej z banalnego przepracowania ludzi, dziś już nie tylko młodego pokolenia, lecz wszystkich zainteresowanych.
Bardzo się starasz o to, by ojciec czuł Twoją obecność, wiedział, że ma na kogo liczyć i ktoś się nim interesuje. Uwierz mi – on to widzi, wie i docenia. Być może przy okazji Twoich codziennych wizyt w szpitalu opadły go jakieś żale pod własnym adresem, poczucie niespełnienia się w roli samotnego ojca… Stąd wzmianka o tym, że czegoś Ci nie zapewnił i w związku z tym nie zasługuje na Twoją opiekę czy czułość… Tata zachowywał się i mówił w ten sposób w chwili silnego stresu i zarazem wzruszenia: wrócił do domu zdrowy (może miał moment zwątpienia, czy to nastąpi?), zobaczył Cię krzątającą się i wyręczającą go w codziennych czynnościach, i… paradoksalnie, przelała się czara szczęścia, a pojawiło się niedowierzanie, nawet poczucie winy. Najzwyczajniej w świecie rozczulił się nad sobą.
Proszę, nie nadinterpretuj tego zdarzenia – tym bardziej jako "przytyku" pod Twoim adresem. Nie musisz robić więcej, niż dotąd! Jesteś wspaniałą córką, a Wasz związek z tatą to wspólny, wielki sukces, nie żadna porażka.
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoją małą, acz wielce udaną rodzinę!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze