To Polska właśnie!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuOstatnich dwadzieścia lat każdy z nas przeżył tak jak musiał, jak umiał i jak chciał. Obserwując przeszłość przez pryzmat osobistych doświadczeń odmiennie oceniamy miniony czas. Są jednak rzeczy i zjawiska, które – proszę przyznać, są w Polsce niezmienne. Oto całkiem subiektywny ranking spraw wspólnych ostatnim dwóm Rzeczpospolitym Polskim, zbudowany na podstawie obserwacji własnej, rodziny, przyjaciół i znajomych, wreszcie – osób całkiem obcych i przypadkowych.
Autostrady – z jakichś przyczyn nie umiemy ich budować. Wygląda na to, że nic się nie da zrobić. W ogóle sprawa transportu publicznego jest sprawą nierozwiązywalną. Pociąg z Wrocławia do Jeleniej Góry (108 km) jedzie cztery godziny. Ponoć to przez stare tory.
Brudne toalety. Jeśli w ogóle są. Prawdziwa gratka i rarytas, czyli czysto, z papierem, mydłem i ciepłą wodą kosztuje stanowczo zbyt dużo. Proszę bardzo, oto ostatni przykład z mojego życia. Na kartce jest napisane: Jeśli jest pani klientką naszej restauracji (To ma być restauracja? Moim zdaniem zbyt górnolotnie jak na bar z ciepłymi bułkami), proszę pokazać pani klozetowej paragon. A jeśli chciałabym zrobić siku przed napiciem się kawy, to co mam zrobić? Zapłacić klozetowej pani tyle, ile kosztuje kawa, odebrać paragon, a potem z nim w dłoni zejść do podziemi i odzyskać swoje monety? Załatwianie potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych w tym kraju jest zadaniem trudnym i nieprzyjemnym. Idę o zakład, że jeszcze nie raz, nie dwa przypomnicie sobie państwo te słowa na przystankach PKS w różnych częściach Polski.
Chamstwo wśród kierowców. Niektórzy badani byli zdania, że kapitalizm sprawił, iż chamstwo nawet wybujało. Tak czy owak, zjawisko powszechnego buractwa wciąż jest w narodzie obecne. Od samego brzasku, jak Polska długa i szeroka, lecą faki od kierowcy do kierowcy. Espresso a la Polonia: adrenalina z korków.
Gruźlica, wszawica i próchnica – mamy niechlubnie złe statystyki w zachorowaniach na choroby, którym często może zapobiec rozsądna profilaktyka. Słabo radzimy sobie ze służbą zdrowia. Reformy reformami, system kuleje, pacjenci są wściekli i rozżaleni. Lekarze i pielęgniarki straszą strajkami bądź strajkują. W szpitalach czasem nawet brak pieniędzy na waciki.
Narzekanie na wszystko i wszystkich. Było źle, jest źle, będzie źle, a zaraz potem będzie koniec świata. (I cóż innego teraz robię, jak nie narzekam?)
Powszechna nienawiść do polityków. Jak w Dniu świra Koterskiego: moja prawda jest najmojsza! Ja mam swojego konia na Wiejskiej i mój koń jest najmojszy – a twój to gnój. To proste i oczywiste. Emocjonalnie podchodzimy do polityki, utożsamiając się z naszymi ulubieńcami, politycznych przeciwników nie znosząc gorliwie i serdecznie. Zero tolerancji i rzeczowych dyskusji. Kto miał dziadka w Wehrmachcie i czy jest „homikiem” ten, kto mieszka z chłopczykiem? Ekscytujemy się, jakby to w ogóle miało jakiekolwiek znaczenie.
Psie kupy na chodnikach i trawnikach. Że rozmaite Pikusie, Azorki i Reksie nie wiedzą, że robienie kup na chodnikach jest passe, nie dziwi nic. Nawet gdyby Polską zaczęli rządzić Talibowie, psom wsio rawno i tak zrobią, gdzie chcą. Ale właściciele? Panie Raczkowski, może trzeba było wtedy wetknąć flagę Watykanu?
ONI wszystkiemu winni. Często zapominamy, a jeszcze częściej wcale nie mamy przekonania, że nasz los w naszych rękach. Mamy roszczeniowy stosunek do rzeczywistości. Wszystko zwalamy na jakichś ONYCH. (Dotyczy również polityków. ONI często biorą w tym udział. Jednych oprawców zastąpiliśmy innymi: byli komuniści, teraz niech szlag trafi polityków, bankierów i wszystkich finansistów, cały kryzys to przez nich przecież jest! Brzmi znajomo?). Nie głosujemy, bo mamy gdzieś, a potem ciężko żyć.
Wódko pozwól żyć, czyli spożycie alkoholu. Spożywamy inaczej, ale wciąż spożywamy za dużo, a potem narzekamy i w efekcie korzystamy z nieustannie nadwerężonego budżetu NFZ.
Wszechwładza urzędów trwa. Przed urzędnikami wciąż kornie chylimy czoła, nosimy im czekoladki i kwiatki, poddajemy się ich sadystycznym, trudnym do zrozumienia wymaganiom, absurdalnym rozporządzeniom, biurokracji wpełzającej we wszystkie dziedziny naszego życia, wypełniamy wnioski i stronice akt, niszczymy lasy, a tym samym i równowagę w ekosystemie po to tylko, by wypełniać tony papierów. Do pań w aptekach czołobitnie mawiamy per „pani magister”, panie z poczty i kas PKP napawają nas lękiem. Od lat posłusznie ustawiamy się w kolejkach, w których każą nam stać. Rządzi nami Wielka Biurwa!
A ty co dodasz do rankingu?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze