Z czego śmieją się Polacy?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuZ czego konkretnie się śmiejemy? Jak zwykle z głupszych od siebie i z tego czego się boimy: z teściowej, policji, z dresiarzy. Warto trenować swe obszary mózgu odpowiedzialne za śmiech, bo inteligentne i mądre rozśmieszanie to jeden z najlepszych treningów intelektualnych życia codziennego.
To pytanie od lat zaprząta głowy satyryków wszelkiej maści, kolejnych pokoleń kabareciarzy i zwykłych wesołków.
Co by nie powiedzieć kabarety dawnych lat wysoko ustawiły poprzeczkę. W końcu przedwojenne kabaretowe piosenki, szlagiery i szmoncesy (czyli humoreski bazujące na środowisku polskich Żydów) wychodziły spod pióra takich twórców jak Marian Hemar, czy genialne spółki autorskie: Tuwim – Słonimski i Minkiewicz – Karpiński. Cała Polska śmiała się z: Sęka (po latach wskrzeszonego w wykonaniu Michnikowskiego i Dziewońskiego) i wzruszała przy kawałkach takich jak Miłość ci wszystko wybaczy. Było minęło. Potem w PRL – u tryumfy święcił dowcip polityczny w ten lub inny sposób akceptowany przez ukochaną władzę. Potem nastały „czasy wolności” i wszyscy nagle zaczęli śpiewać głupawe piosenki (kabaret Otto) i starać się przypodobać najniższym gustom (discopolowy okres Bohdana Smolenia). Potem przyszło odrodzenie kabaretu wraz z kabaretem Potem i wejściem młodych kabaretów do telewizji. A jak jest teraz ?
Przede wszystkim trzeba spojrzeć na podstawowy barometr poczucia humoru każdego społeczeństwa – dowcipy. Powstają oddolnie, wymyślane przez – tak naprawdę – nie wiadomo kogo i bawią nas później podczas spotkań towarzyskich. Opowiadanie dowcipów jest bowiem kluczowym elementem każdego porządnego spotkania towarzyskiego. Czasem można nawet, dzięki typowi opowiadanych dowcipów, stwierdzić, w jakim towarzystwie się przebywa. Na przykład jeśli opowiada się odpowiednio wiele dowcipów o prawnikach (w stylu: dlaczego spośród całej załogi zatopionego promu, tylko płynący nim prawnicy nie zostali zeżarci przez rekiny. Odpowiedź: sympatia wynikająca z solidarności zawodowej) to wiadomo, że jesteśmy wśród przedstawicieli innych wolnych zawodów (lekarze, ludzie mediów i pióra) lub studentów mniej niż prawo popularnych kierunków. Jeśli zaś nikt nie opowiada dowcipów, (przeważnie zaczynają się one gdzieś koło czwartego piwa), za to wszyscy mówią o kontuzjach, kompresjach kręgosłupa i tym podobnych nieprzyjemnościach wynikających z fizyczności, to macie do czynienia ze sportowcami ekstremalnymi lub podróżnikami.
Trzeba z przykrością powiedzieć, że przeciętna jakość dowcipów politycznych radykalnie spadła w porównaniu z czasami realnego socjalizmu. Jeśli wśród ludzi pojawiają się dowcipy polityczne o Wałęsie, Tymińskim, Lepperze, Kaczyńskich czy z kogo tam akurat należy się śmiać, to są to raczej stare kalki dowcipów o Breżniewie. Wiem to niestety dokładnie, bom stary i próbowałem przestudiować kilka dostępnych w kioskach tomików dowcipów na aktualne tematy. Wszystkie miały brody co najmniej czterdziestoletnie. Cóż, propaganda szeptana nie ma się najlepiej w dzisiejszych czasach.
Za to telewizyjne formy wesołości – kwitną. A to ludzie zachwycają się Rozmowami w tłoku (przerażająco nieudolną parodią, w której często nie można się domyślić, kto jest parodiowany, jeśli się nie przedstawi albo nie będzie podpisany) czy którąś z kolejnych gwiazd kabaretu. Trudno jednocześnie nie zauważyć, że niektóre z popularnych kabaretów rozbłyskają i gasną wraz ze wzrostem zainteresowania nimi przez telewizję. Dobrym przykładem jest kariera kabaretu Neonówka, który na fali politycznych przetasowań i promocji w telewizji wspiął się na szczyty popularności, by teraz zniknąć w głębinach jak najbardziej zasłużonego zapomnienia.
A z czego konkretnie się śmiejemy? Jak zwykle z głupszych od siebie i z tego czego się boimy: z teściowej, policji, ale w ciągu ostatnich lat najpopularniejszym tematem żartów nieodmiennie pobudzającym publiczność do huraganowego śmiechu jest dresiarz. Dresiarzy coraz mniej (a przynajmniej zaczynają się inaczej ubierać i coraz rzadziej korzystają z „paskowej” elegancji wiadomej firmy), a my śmiejemy się z nich coraz głośniej. Spełniają oni tę sama rolę, jaka przypadała kiedyś skinheadom (czy ktoś jeszcze pamięta hit Big Cyca Załóż czapkę skinie) czy kibolom. Smutne to trochę. Ale tak to bywa, że ludzie często śmiali się z tych, których tak naprawdę się obawiali. Wystarczy przypomnieć kilka nieśmiertelnych dowcipów o teściowej i tradycyjne żarty z trybu życia i inteligencji Rosjan.
Właściwie każdy z „telewizyjnych” kabaretów poruszył już chyba problem dresiarstwa polskiego, cóż pozwalam sobie wieszczyć, że w najbliższym czasie czeka nas fala żartów z księży, (choć oczywiście żartuje się z nich przez cały czas) a następnie kabareciarze naprawdę wezmą się za polityków (również tych lubianych przez telewizję). Potem ludzie przestaną się śmiać i to będzie znak, że czas uciekać, rewolucja jest naprawdę blisko. Ale to oczywiście tylko dowcip. Tak czy inaczej, kiedy ludzie przestają się śmiać, to nigdy nie jest dobrze, bo zaczynają knuć.
Ale jak na razie Polacy komedie ciągle lubią, a tym samym producenci filmowi i dystrybutorzy czują się w obowiązku rzeczone filmy dostarczać. I tak utarło się, że w każde walentynki w naszych kinach lądują kolejne komedie romantyczne polskie i zagraniczne. Inna sprawa, że coraz głupsze, ale to już kwestia gustu i pomysłu na spędzanie walentynek. A od siebie mogę dodać jedynie, że popularność walentynkowych seansów filmowych wynika zapewne z tego, że kino wychodzi taniej niż kolacja. I tu cała tajemnica kolejnych produkcji filmowych, dzięki którym taki Adamczyk czy inny Zakościelny ma z czego żyć. Niech im idzie na zdrowie, tym bardziej, że eksperci twierdzą, że moda na polskie komedie romantyczne powoli mija, co w zestawieniu z ich jakością wydaje się pozytywnym zjawiskiem. Wróćmy do rzeczy poważnych, czyli do śmiechu.
Inna sprawa, że śmiech może być naprawdę niebezpieczny, bo przecież można umrzeć ze śmiechu. Tak, tak — śmierć ze śmiechu nie jest wymysłem, do takich przypadków miało doprowadzić miedzy innymi oglądanie Rybki zwanej Wandą i brytyjskiego programu komediowego The Goodies. Tak więc uważajcie szczególnie na moment, w którym na ekranie pojawi się mechaniczny Szkot, bo właśnie w tym momencie umarł ze śmiechu jeden z brytyjskich poddanych. Jego żona nie próbowała jednak zaskarżyć autorów programu, gdyż stwierdziła, że mąż zawsze lubił się śmiać i umarł szczęśliwy.
Najgorzej kiedy zatraci się jakakolwiek umiejętność do śmiechu sprowokowanego dowcipem, skeczem czy filmem. Znam taką osobę i z bólem serca muszę stwierdzić, że zatracenie poczucia humoru jest objawem starości. Trzeba zatem trenować swe obszary mózgu odpowiedzialne za śmiech, bo inteligentne i mądre rozśmieszanie to jeden z najlepszych treningów intelektualnych życia codziennego i to zarówno dla rozśmieszającego jak i rozśmieszanego.
Tych zaś, którzy z przerażeniem obserwują spadek poziomu polskich komedii filmowych, programów komediowych i kabaretów telewizyjnych, zachęcam do poszukiwań powodów do zdrowego śmiechu – szczególnie wśród kabaretów, z tym że oglądanych na żywo. Czasem okazuje się, że telewizyjny kaszaniarz na żywo jest królem sceny i doprowadza nas do łez i to zdecydowanie przyjemniejszych niż te, które wyciskał z naszych oczu występując w telewizji. A wieczorne wyjście na występ kabaretowy jest dużo ciekawsze niż kolejne wyjście do kina czy, co gorsza, ślęczenie przed telewizorem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze