Używany płaszczyk
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuOczywiście, rozumiem Twoje obawy w tym sensie, że zawsze trzeba sobie przemyśleć, dlaczego komuś nie udały się dotychczasowe związki. Ale nie należy na siłę doszukiwać się problemów. Jeśli Twoje obawy Cię nie zjedzą, to postaraj się spojrzeć na jej byłego męża jak na byłego chłopaka. Nie demonizuj.
Witam,
Mam na imię Paweł, mam 27 lat. Chciałem się podzielić pewnym problemem, który mam. Na wstępie powiem, że przypadkowo natrafiłem na stronę Kafeteria.pl i czytałem o problemach w związkach itp. i pomyślałem, że nic mi nie zaszkodzi, jeśli napiszę do Pani o swoim problemie, z którym nie mogę sobie poradzić.
Mianowicie spotkałem kobietę, w której się zakochałem po uszy, ona ma 30 lat. Jest po rozwodzie, nie ma dzieci. Problem mieści się chyba tylko w mojej głowie, ponieważ nie mam 100% zaufania do niej, choć w ogóle nie daje mi do tego powodów. Dręczy mnie to, że miała kiedyś męża (powodem rozwodu była zdrada z obu stron), że miała inne związki, że kochała się kiedyś z innymi — może to głupie. Tak naprawdę chcę być z nią, jesteśmy razem 5 miesięcy i jest super. Rozmawiamy o przyszłości, o nas, obecnie jesteśmy za granicą i tutaj się spotkaliśmy. Pracujemy i zbieramy kasę na przyszłość, ale boję się w jakimś stopniu – myślę sobie, że jeśli byłaby sama, nie byłaby po rozwodzie, to nie miałbym takich problemów. Choć teraz jej były ma dziecko z inną, dręczy mnie, że czasami dzwoni do mojej dziewczyny, może boję się, żeby nie zrobiła tego co z innym, choć zapewniała mnie, że zmieniła się, że nie spotkała takiego faceta jak ja, że teraz zobaczyła, co to jest być kochaną i co to znaczy kochać.
Naprawdę dużo jest do pisania: znamy się 5 miesięcy, a odczuwamy, jakbyśmy się znali 15 lat. Mnóstwo rzeczy się wydarzyło, czasami wspominamy pierwsze kroki, pierwsze spotkania i mówimy sobie – patrz, co się teraz dzieje! Ona chce być ze mną, chce, żebym był jej mężem. Może dręczy mnie to, że nie będę miał ślubu kościelnego, że jej rodzice nie będą mnie traktowali tak na poważnie, bo pierwszy to pierwszy i na dodatek mieli ślub kościelny, a rozwód jest tylko cywilny – sam nie wiem, co mam myśleć. Chcę być z nią, kocham ją nad życie, ale z drugiej strony nie chcę się zadręczać myślami, że jest rozwódką, że to, że tamto. Może na to potrzeba mi jeszcze czasu? Wiem, że mój charakter nie jest zbyt dobry do tego wszystkiego, ponieważ ja wszystko biorę pod uwagę, wszystkim się przejmuję aż nadto i to mnie męczy. Jak mam sobie z tym poradzić – w jaki sposób mam zmienić myślenie? Wiem i przepraszam, że to wszystko, co napisałem, jest chaotyczne i w wielkim skrócie, jestem skłonny napisać całą historię do dzisiaj, jeśli jest Pani tym zainteresowana – potrzebuję pomocy, porady, wskazówki…
Z wyrazami szacunku,
Paweł
***
Drogi Pawle,
Ustalmy jedno: związki międzyludzkie to nie sklep z używaną odzieżą, gdzie sobie można poprzymierzać i odłożyć, jeśli się nie spodoba. Człowiek to nie przechodzony płaszcz, który odrzuca się na kupkę, bo się nie spodobał albo ma jakiś feler, albo po prostu ktoś go nosił, więc się brzydzisz. Mam nadzieję, że masz tego świadomość…
Trochę nie wierzę w taką „miłość, ale…”. Może jestem nadmiernie romantyczna, jednak myślę, że miłość nie stawia sobie żadnych „ale”. Stawia sobie „pomimo” co najwyżej. Wiem, że to jeszcze bardzo wcześnie i masz wiele wątpliwości, jednak trzeba by się zdecydować: czy to rzeczywiście wielka miłość (wtedy trzeba ją przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza i wyszukiwać dobre strony, na przykład to, że nie jesteś pierwszy i nie będzie na Tobie testowała, czy małżeństwo jest fajne, tylko wejdzie w nie ze świadomością, iż wie, co czyni) – czy też chwilowa namiętność i to, co opisujesz, to tylko przykrywka dla zwykłego, nieodpartego pociągu fizycznego, który może być elementem składowym (ba, powinien!) miłości, ale samodzielnie związku nie uniesie. Od tego wyboru wiele zależy. Piękne słowa unoszą jak skrzydła, ale dobrze by było, żeby się nie skończyło jak u Ikara. Trzeba wykonać je z materiałów trwalszych niż wosk, jeśli się chce wzlatywać ku słońcu. Miej to na uwadze. Budowanie małżeństwa, bo do tego chcecie zmierzać, to bardzo odpowiedzialne wyzwanie. I żeby się z nim zmierzyć, najpierw trzeba dobrze poznać samego siebie – i swoje ograniczenia.
Parę spraw w Twoim liście zwyczajnie mnie zirytowało. Pozwolę sobie je wymienić. Po pierwsze: dręczy Cię zazdrość o przeszłość Twojej wybranki. Nie dość, że rozwód (a to, jak wiadomo, od razu stawia człowieka niżej od reszty), to jeszcze jacyś byli partnerzy, z którymi się, o zgrozo, kochała. Rozumiem, że Ty do tej chwili zachowywałeś czystość, czekając na tę jedną jedyną? Nie miałeś dotąd żadnych kobiet, z którymi łączyłyby Cię jakieś sprawy cielesne? Bo nie chciałabym dopuścić do siebie myśli, że stosujesz diametralnie różną miarkę dla kobiety i mężczyzny (lub dla siebie i reszty świata) w tej mierze. To byłoby równie żałosne i denerwujące. Czy uważasz, że jeśli miała kogoś poza mężem (co zresztą wcale, jak widać, nie byłoby wystarczające, by mieć dobre pojęcie o jej prowadzeniu się), to nie można jej zaufać? Każdy w życiu popełnia błędy. Jeśli Ty ich nie popełniłeś i jesteś do dziś aż nadto „święty”, to uważaj, Twój czas jeszcze po prostu nie nadszedł. Wszystko przed Tobą – i przed kobietą, z którą się zwiążesz.
Myślę, że przeszłość ma o tyle istotne znaczenie, o ile kryje jakieś prawdziwe problemy, które mogą źle rokować na przyszłość (i dzięki którym wiemy, w jakim zakresie zachować ostrożność). Nie napisałeś dokładnie, co Cię dręczy – coś, co zrobiła jakiemuś chłopakowi… Wywnioskowałam, że utrzymywała prawdopodobnie zbyt bliskie kontakty z byłym mężem… - ale dlaczego miałoby Cię to spotkać? Pojedyncze wpadki mogą się zdarzyć każdemu. Gorzej, gdy np. notorycznie zdradza. Masz wtedy duży procent szans, że i Ciebie to spotka. Ale – „notorycznie” oznacza, że zdradza często, z różnymi mężczyznami, różnymi w czasie trwania związku. Tak ja to przynajmniej widzę. Czuję potrzebę doprecyzowania, bo obawiam się, że cokolwiek zasugeruję, Ty już to odpowiednio sobie nagniesz, żeby podtrzymać swoje obawy.
Napisałeś, że gdyby nie była po rozwodzie, nie miałbyś takich problemów. A ja się gotowa jestem założyć, że byś miał, Wtedy dręczyłbyś się, że sypiała z poprzednią sympatią, a jeśliby nie sypiała – to że w ogóle myślała o innym, zanim poznała Ciebie. Tak mi się wydaje. To nie jej rozwód jest problemem, to Twoje nastawienie do tej sprawy spędza Ci sen z powiek. Ludzie się rozwodzą z różnych powodów i w różny sposób. Są tacy, którzy nie potrafią sobie ułożyć życia z nikim i równie chętnie gnają do ślubu jak do sądu z pozwem rozwodowym, są tacy, którym po rozwodzie załamuje się świat i długo przeżywają porażkę. Musisz się dobrze zastanowić, czy przypadkiem nie przekreślasz dziewczyny zbyt szybko. Albo – czy nie przeceniasz. Ty ją znasz, Ty wiesz, kim jest. Na razie może wyhamujcie trochę z tym parciem do małżeństwa, ważne, iż wiecie, że dobra wola jest po obu stronach, ale teraz się trochę poznajcie. Czas niech popracuje na Waszą korzyść, podczas gdy Wy pracujecie na wspólny majątek.
Były mąż to nie taki straszny potwór, jakim się jawi. Często jest tak, że jeśli nie ma dzieci, kontakt z nim albo urywa się od razu, albo stopniowo wygasa. Nie ma niczego złego w utrzymywaniu poprawnych stosunków, w końcu to ktoś, z kim spędziło się sporo życia i komu poświęciło się dużo emocji. Jeśli traktuje się małżeństwo jako sprawę absolutnie zamkniętą – nie ma potrzeby zastanawiać się, czy jeśli oni z sobą rozmawiają, to coś ich łączy. Uwierz mi, nie tak znowu często ludzie mają ochotę na wskrzeszanie związków z byłym małżonkiem.
Powiem Ci też, że uśmiechnęłam się pod nosem, gdy czytałam te banialuki, że jej rodzice nie będą Cię poważnie traktować, bo pierwszy mąż to pierwszy mąż… Aż się boję, jak Twoi rodzice potraktują Twoją wybrankę, jeśli pójdą tym samym tropem! Ona ma tu więcej do stracenia, tak mi się wydaje. Poza tym, człowieku, masz 27 lat i jakieś swoje, samodzielne życie!
Oczywiście, rozumiem Twoje obawy w tym sensie, że zawsze trzeba sobie przemyśleć, dlaczego komuś nie udały się dotychczasowe związki. Ale nie należy na siłę doszukiwać się problemów. Wasz związek jest jeszcze niesłychanie świeży i wiele jeszcze o sobie nie wiecie, na razie unosicie się na wielkiej fali emocji, zakochania, fascynacji… I dobrze! Teraz pora włączyć rozsądek (ale w wersji bez komplikatora) i wyciągać wnioski z obserwacji oraz budować związek. Jeśli Twoje obawy Cię nie zjedzą, to postaraj się spojrzeć na jej byłego męża jak na byłego chłopaka. Nie demonizuj.
Moja osobista teoria, poparta bardzo wieloma obserwacjami, mówi, że najlepszą drogą do udanego małżeństwa jest pierwsze nieudane małżeństwo. To dotyczy wprawdzie głównie osób, którym chce się nad sobą zastanawiać i pracować, ale takich jest – wierzmy w to – większość. Nikt chyba nie ma ochoty przyzwyczajać się do coraz to nowych, irytujących sposobów wyciskania pasty z tubki i kolejnych skarpet na podłodze łazienki…
Rozmawiajcie, budujcie, pobierajcie się może trochę później. Najpierw się dobrze poznajcie. Szkoda się tak co chwila rozwodzić, ale i szkoda skreślić coś ważnego na samym początku tylko dlatego, że ktoś już obłamał lukier.
Powodzenia!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze