Alimenty na rodziców
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuStarzy i schorowani rodzice żądają pomocy finansowej od dorosłych dzieci. Nie zawsze jednak robią rachunek sumienia pytając: czy byli dobrymi rodzicami, czy dziś mają podstawy, żeby upominać się o pieniądze. A sąd bywa bezwzględny, przyznaje je nawet tym, którzy pili i nie zajmowali się swoimi dziećmi, a te dziś muszą ich utrzymywać.
Katarzyna swojego ojca widziała jakieś 20 lat temu, jak po awanturze trzasnął drzwiami i poszedł do kochanki. Na sali sądowej nie poznała go. Zmienił się, postarzał, zdziadział, chociaż był takim przystojniakiem. Wszystkie kobiety się w nim kochały i to go zgubiło. Wierność nie była jego mocną stroną.
W sądzie starał się mówić, jak bardzo kocha Kasię, że to jego jedyna córka, a nie odwiedzał jej ze względu na konflikt z matką. Ale takie argumenty były dość kuriozalne, bo kiedy ona była już dorosła też nie szukał z nią kontaktu. W końcu mówił, że 15 lat płacił alimenty, a teraz potrzebuje pomocy, bo jest chory, na same leki wydaje połowę emerytury, jak zapłaci czynsz i rachunki, nic mu nie zostaje na życie. Niech Kasia płaci mu chociaż tyle, ile on co miesiąc płacił na nią. A do tego zostawił jej matce mieszkanie, w którym po jej śmierci mieszka córka. I sąd przekonał.
— Nie nienawidziłam go za to, że zostawił mnie i moją mamę. A teraz odnalazł się, żeby wyciągnąć ode mnie pieniądze. Musiał skądś się dowiedzieć, że jestem kierownikiem biura nieruchomości. Nigdy się mną nie interesował, dopiero jak chciał wyciągnąć łapę po kasę. Łajdak – kwituje Katarzyna.
Zgodnie z art. 128 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, pełnoletnie dzieci mogą być zobowiązane do płacenia alimentów swoim rodzicom. Taki obowiązek powstaje wówczas, gdy rodzice znajdą się w niedostatku, czyli nie są w stanie zaspokoić wszystkich swoich podstawowych potrzeb związanych z mieszkaniem, ubraniem, pożywieniem czy leczeniem. Przyjmuje się również, że do podstawowych potrzeb należy wliczać te związane z edukacją, wypoczynkiem, kulturą itp. W dużej mierze od sądu zależy, co uzna za podstawową potrzebę. Obowiązek alimentacyjny nie powstanie wobec rodzica, którego nie stać na utrzymanie z własnej winy, bo np. nie pracuje, mimo takich możliwości, nie ubiega się o świadczenia systemu ubezpieczeń społecznych, mimo zaistnienia przesłanek do ich przyznania, czy jest uzależniony od alkoholu i nie podejmuje leczenia. Niezależnie jednak od uczuć do ojca, Katarzyna musi mu wypłacać co miesiąc 600 złotych, bo taką kwotę przyznano. Zrobiła zlecenie stałe w banku, żeby co miesiąc nie przypominać sobie o tej przykrej czynności. Proces przypomniał jednak całe jej zmarnowane dzieciństwo: awantury między rodzicami, kiedy ojciec znikał na całe noce, matkę, która płakała i w końcu biedę, kiedy odszedł i płacił marne grosze. Mogła się odwoływać, ale słyszała o przypadkach, kiedy przy takiej okazji jeszcze zwiększano kwotę. Poza tym nie chciała już go widzieć.
Lawina wniosków
Liczba pozwów od rodziców wobec dzieci rośnie. Podobnie jak Kasia wyrok nakazujący płacenie alimentów na tatę lub mamę dostaje średnio 700–900 osób rocznie.
Adam wychowywał się w domu dziecka i marzył o tym, żeby znalazła się jakaś rodzina adopcyjna. W dziecięcej wyobraźni widział swój pokój, mamę, która robi śniadanie i tatę, co to umie grać w piłkę. Widział takie rodziny w reklamach. Bo w jego domu taty nie było, matka w akcie urodzenia wpisała „ojciec nieznany.” Piła, ale nie chciała zrzec się praw rodzicielskich do dwójki swoich dzieci. Poszła na terapię antyalkoholową i zabrała Adama i jego starszego brata do domu. I to był koszmar. Źle znosiła trzeźwość, ciągle chodziła rozdrażniona, biła ich z byle powodu, krzykom nie było końca. Wytrzymała pół roku, a potem znowu zaczęły się libacje. Brat Adama poszedł w ślady matki, dziś jest w więzieniu. Adam zaczął pracę, jak miał 16 lat, skończył zaocznie studia i chciał jak najszybciej zapomnieć o dzieciństwie. Właśnie z żoną czekali na pierwsze dziecko, kiedy przyszedł pozew o alimenty na matkę.
— W sądzie zrobiła prawdziwy spektakl, z płaczem i pretensjami, że choć tak bardzo się starała i nie wszystko jej wychodziło, to kochała dzieci, a wyrodny syn zostawił ją — chorą, kochającą matkę. Mdliło mnie od tego. Wolałbym te pieniądze wydać na swoje dziecko. Chciała 1000 zł. Ostatecznie sąd zadecydował, że mam jej wypłacać 700 zł. Kochająca matka ani razu nie zainteresowała się swoim wnukiem. Będę się odwoływał choćby i do Strasburga. Nie chcę jej znać i nic się jej ode mnie nie należy – mówi Adam.
Syn, który zapomniał
Jest też druga storna medalu, kiedy dzieci nie interesują się swoimi chorymi rodzicami, chociaż powinni, bo ci poświęcili im życie. Paradoksalnie jednak oni rzadziej sądzą się ze swoimi dziećmi o pieniądze. Pan Henryk z Warszawy ma dwóch synów, niczego im w domu nie brakowało, skończyli studia, obaj dobrze zarabiają. Rzadko jednak odwiedzają swojego ojca, zajęci są interesami. Ostatnie święta spędził sam, bo żaden z nich go nie zaprosił, a on nie chciał się narzucać. Jest emerytowanym nauczycielem. Ledwo wiąże koniec z końcem, ma chore serce i cukrzycę, na same leki wydaje prawie tysiąc złotych miesięcznie. Prosił synów, żeby mu dołożyli do opiekunki, bo z trudem chodzi. Płacili, jak pamiętali. Częściej nie pamiętali. Znajomy prawnik namówił na wystąpienie o alimenty.
- Żałuję, bo usłyszałem, że jestem wyrodnym ojcem, skoro ciągam synów po sądach. I po co mi to było na stare lata. Te 1000 złotych, które dostaję, nie jest tego warte. Dziś nie chcą mnie znać – mówi pan Henryk.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze