Jesteśmy narodem śmierdzieli
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuRzecz zdaje się być błaha, a rozwiązanie problemu proste – wystarczy mydło, proszek do prania i odrobina dobrej woli. A jednak wielu wciąż ma z tym problem. Rzecz o naszym smrodzie, na którego wąchanie jesteśmy narażeni każdego dnia. Przeciętny Polak ma super samochód (wzięty na raty, rzecz jasna), dziurawe zęby i dziurawe skarpety.
Rzecz zdaje się być błaha, a rozwiązanie problemu proste – wystarczy mydło, proszek do prania i odrobina dobrej woli. A jednak wielu wciąż ma z tym problem. Rzecz o naszym smrodzie, na którego wąchanie jesteśmy narażeni każdego dnia.
Magda (34 lata, referentka w urzędzie, Wrocław):
— Mam problem z kolegą, który siedzi ze mną w jednym pokoju. Michał jest sympatyczny, koleżeński, uczynny, inteligentny, zna się na swojej pracy, ale ma jedną wadę, przez którą na jego widok dostaję mdłości: śmierdzi. Cuchnie. Opiszę go tak, jak wyglądał dziś: włosy pozlepiane łojem, koszula przy rękawach i kołnierzu szarobrązowa, poplamiona tu i tam na tłusto, spodnie wypchane na kolanach i wyświecone na tyłku, też brudne; paznokcie długie, brudne; jego nieświeży oddech czuję nawet wtedy, kiedy jestem oddalona od niego o kilka ładnych metrów. Facio nie zmienia ubrania częściej niż raz na tydzień. Doszło do tego, że w jego obecności nie umiem nawet wypić kawy, nie wspomnę o zjedzeniu czegokolwiek.
Kiedy do naszego pokoju przychodzi petent albo ktoś inny, rumienię się ze wstydu na samą myśl, że mógłby pomyśleć, że ode mnie tak strasznie śmierdzi… Ten zapach, o ile można to nazwać zapachem, czuję na sobie jeszcze kilka godzin po wyjściu z pracy. Kiedy przychodzę do domu, natychmiast zmieniam ubrania. Czasem myślę sobie, że przez mojego kolegę z pracy zaczynam popadać w lekką paranoję.
Oczywiście, że próbowałam coś z tym zrobić! W pierwszym odruchu kupiłam odświeżacz do pomieszczeń i ostentacyjnie psikałam nim raz po raz. Michał wyglądał na zdziwionego, kiedy tłumaczyłam mu, że coś tu śmierdzi. Twierdził, że nic nie czuje. Pewnie, jak ma czuć swój własny smród? Efekt był taki, że śmierdziało jeszcze gorzej – smród Michała plus morska bryza, choć obecne tylko w moich wspomnieniach, do dziś wywołują silny we mnie odruch wymiotny.
Potem opowiedziałam mu taką niby dykteryjkę o koleżance ze studiów, która miała tak silny i nieprzyjemny zapach potu, że wiedziałam, czy jest na zajęciach, kiedy tylko wchodziłam do instytutu. Uśmiechnął się z politowaniem i nic nie powiedział. Następnego dnia rano miałam nadzieję, że przyjdzie umyty i w czystych ubraniach. A gdzie tam! Czasem zastanawiam się, czy on w tych ciuchach śpi?
Wiem, może powinnam mieć więcej odwagi i powiedzieć mu wprost: Michał, umyj się, bo nie mogę wytrzymać w twoim smrodzie. Albo jakoś delikatniej. Ale ja tej odwagi nie miałam. Poszłam z tym do kierownika. Pokiwał głową i… przeniósł Michała do innego pokoju. Teraz Michał śmierdzi komuś innemu. Problem pozostał nierozwiązany.
Barbara (58 lat, lekarz chorób wewnętrznych, Wrocław):
— O smrodzie to ja mogę godzinami opowiadać! Jestem w stanie zrozumieć, że jak kogoś zabiera pogotowie, to on może trochę być nieświeży, bo nie zdążył się umyć, cały dzień w pracy był ciężkiej, spocił się i teraz sobie podśmierduje. Ale jak ktoś idzie do lekarza na wizytę umówioną trzy tygodnie wcześniej, to ja nie rozumiem: dlaczego taki ktoś nie może się umyć?
Proszę pani, ile ja się nawącham, to aż przykro mówić! Bardziej śmierdzą panowie, ale i panie mają swoje za uszami i nie tylko uszami. Wiadomo, najgorsze są przepocone ubrania, niezmieniane od tygodni, i skarpety, zwłaszcza te z tworzyw sztucznych. Dalej są brudne, klejące się biustonosze u pań. Aż się boję, co ci ludzie mają w majtkach! Jak ich domy muszą wyglądać! Skoro jedna osoba z drugą nie potrafi o siebie zadbać, koło siebie podstawowych rzeczy zrobić, umyć się, ubrań sobie wyprać, to naczyń chyba wcale nie myje? Kurzy nie wyciera, podłóg… no bo skoro na umycie siebie nie ma czasu?
Nie jestem żaden francuski piesek i nie żądam, żeby pacjenci przychodzili do mnie na wizyty wypachnieni wodą kolońską. Rozumiem, że jak człowiek jest chory, stary i niedołężny, to sam koło siebie nie zrobi, bo nie ma siły, ani możliwości. Ostatnio takiego pana miałam, na depresję chorował, nie mył się wcale, co przy tej chorobie często się zdarza. Ale dla takiego zdrowego czterdziestolatka w pełni sił, co śmierdzi, to ja żadnej nie mam wyrozumiałości. Nieraz specjalnie mówię ludziom prosto w twarz, żeby się myli. Żeby pani zobaczyła, jak się czasem jeden z drugim potrafi śmiertelnie oburzyć, obrazić!
Lekarzem jestem dwadzieścia lat i muszę powiedzieć z przykrością, że jesteśmy narodem śmierdzieli. Taka prawda, niestety. Skąd to się wzięło, pojęcia nie mam. Nie wierzy pani? Niech się pani przejedzie autobusem. Ale rano, kiedy teoretycznie każdy powinien być świeży, jeszcze przed szkołą, pracą. Coś strasznego. Taka prawda o narodzie. Przeciętny Polak ma super samochód (wzięty na raty, rzecz jasna), dziurawe zęby i dziurawe skarpety.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze