„Terapia zbiorowa, czyli czytadło na poprawę humoru”, Anna Budzyńska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTytuł tej książki mówi sam za siebie. To klasyczne czytadło, napisane po to, by wlecieć do głowy i szybko się z niej ulotnić. Lekka, zabawna, pełna dowcipu historia o młodych mieszkańcach Warszawy, poszukujących swojego szczęścia i miłości.
Tytuł tej książki mówi sam za siebie. To klasyczne czytadło, napisane po to, by wlecieć do głowy i szybko się z niej ulotnić. To z jednej strony plus, a z drugiej minus. Do lekkich historii nie zawsze chcemy wracać, a czasami lekturę kończymy już w połowie książki, szukając czegoś bardziej ambitnego. W tym przypadku autorka świadomie sięgnęła do konwencji czytadła, proponując czytelnikowi lekką, zabawną, pełną dowcipu historię o młodych mieszkańcach Warszawy, poszukujących swojego szczęścia i miłości. Główny cel tej powieści: wprowadzić nas w dobry humor. To tylko tyle i aż tyle! Tu trzeba przyznać, że autorka, Anna Budzyńska, zamierzony cel osiągnęła. Może dlatego, że jest gelotologiem, czyli specjalistą badań nad śmiechem i jego wpływem na zdrowie? (taką informację znajdziemy na okładce „Terapii zbiorowej” - powieści, która oferuje 45 ml dobrego humoru).
O czym jest książka? To opowieść o paczce dość zgranych przyjaciół. Jest ich spora gromadka: Hubert, Filip, Rafał, Wojtek, Daniel oraz Ola, Ula, Natalia i Alicja. Filip i Natalia mają wkrótce wziąć ślub, więc większość spotkań skupia się wokół ich przygotowań do wesela, przymiarek i prób. Ta sytuacja nastraja kawalerów i panny do poszukiwania przysłowiowej drugiej połówki (żeby nie być gorszym/gorszą), więc spotkania przy piwku albo wypady na fitness prędzej czy później stają się okazją do refleksji o damsko-męskich relacjach. Jeśli więc chcemy dowiedzieć się, co interesującego kobiety widzą w mężczyznach (i na odwrót), zerknijmy do powieści Anny Budzyńskiej. Dorzućmy do tego fascynację przystojnymi gwiazdorami polskiego kina, kłopoty z zakładaniem własnej firmy oraz niespełnione marzenia i plany zawodowe. Otrzymamy wtedy kolorowy miszmasz, idealnie opisujący codzienność zabieganych mieszkańców polskich metropolii. Warto poza tym sprawdzić, czy autorka ma zmysł obserwacji świata! Bez niego przecież nie można być dobrym pisarzem!
Ciekawym rozwiązaniem formalnym są przypisy, pojawiające się prawie na każdej karcie tej książki. Na pierwszy rzut oka nieustanne przerywanie lektury (by spojrzeć na dół strony) może wydawać się nieprzyjemne, ale po pewnej chwili łapiemy poszarpany, z założenia chaotyczny rytm prozy Budzyńskiej. To tak jak w naszych codziennych dialogach, które nigdy nie są poukładane, bo składają się z dygresji, anegdot i przypisów. Oto próbka: Kim jest Och-love? Och, jakby to powiedzieć… Och-love jest… aniołem? Prawie. Młodym bogiem? Niemalże. Najprzystojniejszym mężczyzną na świecie? Zdecydowanie tak! Ba, Och-love jest nawet najprzystojniejszym mężczyzną w kosmosie!**. Przypis: **Jako że grający w „Grawitacji” George Clooney nie najlepiej tam skończył… I jeszcze jeden przypis: Absolutnie mi się nie podoba! Absolutnie! — pomyślał Daniel, jednocześnie przypominając sobie jej intrygujące, niebiesko-szaro-zielone oczy i kształtne piersi… Naturalnie, piersi znacznie lepiej pamiętał… Nie udawajmy, że nie.
Komu polecam książkę Anny Budzyńskiej? Przede wszystkim młodym kobietom, które z optymizmem spoglądają na świat. W „Terapii zbiorowej” znajdą bowiem kilka ciekawych spostrzeżeń o swoim życiu pełnym miłości, seksu, imprez i spotkań z przyjaciółmi. Ale i płeć brzydka coś w tej książce znajdzie. Głównie charakterystyczny klimat męskich pogaduszek przy piwku, o kobietach, seksie, polityce, gospodarce i motoryzacji. Czyli: dla każdego coś miłego. Cóż, czasami trzeba sięgnąć po książkę, która ma – pokrętnie parafrazując wypowiedź Ignacego Krasickiego - „Bawić, nie uczyć!” Bo nie można być wciąż na serio!
No i na koniec sugestia autorki: „Terapia zbiorowa” to powieść skierowana do trzydziestolatków, do tych, którzy niebawem trzydziestolatkami będą i niedawno trzydziestkę skończyli. Starsze osoby uznają książkę za bulwersującą, a młodsze za demoralizującą. Mój komentarz jest nieco inny: sięgnijmy do powieści bez względu na wiek i dobrze się przy tym bawmy!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze