Szukam ludzi takich jak ja
CEGŁA • dawno temuKiedyś myślałam optymistycznie, że ludzi takich jak ja – bida z problemami, bez apartamentu – jest masa. Większość społeczeństwa. I że nie powinno być trudno odnaleźć w tym dołku, chaosie, bratniej duszy. Byłam głupia. Zawsze szukałam mężczyzny przeciętnego. Nie pijaka i nie królewicza. Takiego, kto ma lepszy pomysł na chandrę niż wyjazd na narty do Austrii czy na zakupy do Paryża, to nie moje światy. Akceptującego normalność i zwyczajność naszego powszedniego życia. Nigdy go nie znalazłam.
Będzie przydługi wstęp.
W mojej profesji panuje kryzys. Z powodu tzw. śmieciowej umowy, praktykowanej w mojej branży od wielu lat, nie przysługuje mi zasiłek dla bezrobotnych. W związku z tym, pomimo posiadania doświadczenia, kwalifikacji i zawodu (drukarz), przez 2 lata nie udało mi się znaleźć pełnoetatowej pracy, umożliwiającej regulowanie zobowiązań i normalne życie. Nie jest jednak w mojej naturze uciekanie się do pomocy społecznej, cały czas mam nadzieję na znalezienie przyzwoicie płatnego zajęcia, i wierzę, że nastąpi to lada dzień.
Wiem jednak coś o tym, że duma nie popłaca. Może w moim wypadku jest to duma plus brak sprytu, uległości. Nie mam dziś dobrych znajomości, niemal fizycznie czuję, jak się starzeję i wypadam z gry, a przecież mam dopiero 38 lat! Niestety, drukarz to męski zawód, zawsze tak było, jak miałam 20 lat prosto po szkole, było podobnie, tylko widocznie miałam więcej wdzięku i koledzy mnie hołubili… Zawsze były, owszem, naciski do picia wódki, zarywania nocy nawet kiedy nie trzeba – takie środowisko. Ja grałam w kosza, uczyłam się angielskiego, pracy na nowym sprzęcie. Chlanie mnie nie bawiło, nie byłam dobrym kompanem-babochłopem.
Moi rodzice są już starsi, schorowani, emerytury idą na leki i, nie da się ukryć, na nałogi taty, który w oparach papierosów i wina Patyk przeżuwa swoje niepowodzenia życiowe – pewnie jestem jednym z nich… Nie to jest najgorsze. Najbardziej przeżywam ich agresję wobec siebie nawzajem. Jeśli to tylko pozory nienawiści wymuszone sytuacją, to bardzo dobrze udają prawdę. A ja muszę z nimi mieszkać i patrzeć na to, czasem ostro interweniować, żeby się nie pozagryzali.
Teraz mam jedynie sporadyczne i nieudokumentowane dochody z tytułu prac dorywczych, typu wyprowadzanie psów, opieka nad dziećmi, sprzątanie, zmywanie. Nie są to w żadnym razie zarobki stałe, możliwe do skalkulowania w skali miesiąca. O żadnej samodzielności czy przyjemnościach nie mogę nawet pomarzyć. Jestem smutna, sfrustrowana, przyplątują się pierwsze choroby… Nie dbam o siebie, sama obcinam sobie włosy, donaszam „lepsze” koszule ojca, który prawie nie wychodzi z domu.
To był ten wstęp.
Kiedyś myślałam optymistycznie, że ludzi takich jak ja – bida z problemami, bez apartamentu typu więzienie – jest masa. Większość społeczeństwa. I że nie powinno być trudno odnaleźć w tym dołku, chaosie, bratniej duszy. Byłam głupia. Zawsze szukałam mężczyzny przeciętnego. Nie pijaka i nie królewicza. Takiego, kto ma lepszy pomysł na chandrę niż „spontaniczny” wyjazd na narty do Austrii czy na zakupy do Paryża, to nie moje światy. Mądrego, ciepłego, pracowitego. Akceptującego normalność i zwyczajność naszego powszedniego życia. Nigdy go nie znalazłam. Wszystkich zżera ambicja, a potem – jeśli coś pójdzie nie tak – gorycz i złość.
Tacy, którym się powiodło, nigdy nie patrzyli w moją stronę. OK, niech będzie, nie żałuję. Ale błogosławieni cisi – gdzie oni są? Na pewno nie szukają szczęścia na forach, gdzie kipi właśnie ta frustracja, agresja, wulgarność totalna. Nie widać nigdzie złotego środka. Nie szukam sponsora ani ramienia do wypłakania się, nie jestem też niezależną zarabiaczką, której najwygodniej się bzyknąć dwa razy w miesiącu na ustalonych ściśle warunkach, bez zobowiązań. Takie ni to, ni owo. Nie mam swojego klubu, grupy, paczki, drużyny. Nigdzie nie przynależę i trudno mi kogoś poznać, na rodzinne wesela, pogrzeby i inne „zloty” nie chadzam od 15 lat, bo wszyscy tam mnie zawsze pytali o męża i dzieci.
O dzieciach zresztą już nie marzę. Najwyżej o zwykłym szarym związku, ale z szacunkiem i miłością. Problem jest taki, że jak czytam własne słowa, to wydają mi się śmieszne i sentymentalne, nieżyciowe.
Kasia
***
Droga Kasiu-Smutasiu!
Problem jest taki, że nagle ocknęłaś się i zapragnęłaś uciec, a w tej chwili nie za bardzo jest dokąd. Natchnął Cię do tego ogląd sytuacji. Przedtem miałaś pracę, chyba ją lubiłaś, bez względu na towarzystwo, i ona — plus przeróżne zajęcia — wypełniała Ci czas. Nie zagłębiałaś się zbytnio w relacje z rodzicami i pomiędzy nimi, żyłaś na bieżąco. Nie wykonałaś kluczowego, instynktownego ruchu w życiu człowieka, który polega na wyfrunięciu z gniazda. Prawdopodobnie wierzyłaś podświadomie, że coś takiego robi się pod wpływem konkretnego bodźca – np. znalezienia partnera.
Rozumiem, co Ci w tym przeszkodziło. Jesteś może w tym momencie uwikłana w problemy materialne, ale nie przestałaś być niezależna psychicznie. Tym boleśniejsze rozdarcie. Nigdy nie byłaś gotowa na konwenans, granie potocznie przyjętych ról i spełnianie takichże oczekiwań. Najprostsze dowody to opór wobec materii drukarskiej braci tudzież marazmu rodzinnego. Zapisz to sobie na plus! Z dwojga złego lepiej odurzać się samotnością niż alkoholem. Ale… nie przekraczając granicy zdrowego rozsądku.
Moja rada: nie zaniżaj swoich szans ani walorów. To jest niestety chodzenie na łatwiznę, wybacz. Jestem beznadziejna, ale dlaczego nikt mnie nie chce? To Twoje motto? Sorry, o czym my mówimy? Zarzucasz innym nadmiar ambicji, bezradność wobec porażek, pesymizm i zgorzknienie, a przecież sama je odczuwasz – tylko w innym wymiarze. Nie zaspokoją się same. Uwierz mi, bo trenowałam różne modele życia, także te najtrudniejsze.
Zacznij od podstaw, spraw minimalną przyjemność sobie. Nie ma tak beznadziejnej sytuacji, która wykluczałaby wzięcie prysznica, opiłowanie paznokci i kupienie sobie bluzki za 5 (dosłownie!) złotych, która podkreśla kolor oczu. Może pożądany przez Ciebie Pan Przeciętny (akurat Ci wierzę, tramwaj w oku:)) nie zauważy Cię od razu, ale TY poczujesz się lepiej w tym przeciętnym świecie. Musisz robić małe rzeczy, bo na wielkie Cię w tej chwili nie stać, wiesz sama, więc zaakceptuj to.
Na pewno uważasz, że Twoja izolacja wynika między innymi z braku pieniędzy, lokum do zaproszenia miłych gości i wyluzowania się. Tego nie zmienisz z dnia na dzień. Ale możesz na przykład przestać brać odpowiedzialność za każdą kłótnię rodziców, analizować ich stosunek do Ciebie. Przyjmij stan aktualny, z domieszką dystansu. Założę się, że gdybyś odeszła z domu, awantury by znacząco ucichły, z braku widza. Na razie to oczywiście nierealne, ale pomyśl sobie o tym za każdym razem, gdy czujesz się winna i włączasz się w ich konflikty. Wyjście z domu, choć na kilka lat, to fajny cel.
Rodzice mają jeszcze siebie, nie jest źle. Bezproduktywnie trawiony na te domowe swary czas powinnaś spożytkować inaczej, inwestując w siebie — na miarę obecnych możliwości. Uparci, zdeterminowani ludzie dążą do swoich celów nawet bez pieniędzy: uczą się z Internetu, wypożyczają najnowocześniejsze podręczniki z jeszcze istniejących bibliotek publicznych, zgłaszają się na darmowe praktyki, gdzie przez 3 miesiące można się nauczyć tyle samo, co na drogim kursie, lub więcej. Są programy, fundacje dla bezrobotnych – szukałaś tych dróg? Bo przede wszystkim musisz określić, czego chcesz, w co i w kogo pragniesz się zmienić. Musisz napisać plan B, w przeciwnym razie grozi Ci pozostanie bezrobotnym drukarzem do końca życia. Nie zatracaj się w miłości do zawodu, którego nie możesz wykonywać.Rozumiem poniekąd intencję Twojego listu: cudownie by było znaleźć drugą połówkę, której nic nie będzie w Tobie przeszkadzać – ani brak pracy i pieniędzy, ani kiepska fryzura i smutna mina, ani rodzinne zobowiązania. Skoro jednak sama nie jesteś ze sobą szczęśliwa, jaki sens oczekiwać tego od drugiej osoby? Inny „przeciętniak” też szuka zachęty, choćby błysku optymizmu w oku. Bez tego ani rusz.
Przełomowego roku Ci życzę z całego serca – przełomowego pod jakimkolwiek względem…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze