Na dnie wygodniej...
CEGŁA • dawno temuMiałam straszną depresję. Nie wiadomo, skąd się przyplątała. Piłam, obżerałam się, tyłam, nie kojarzyłam jednak jednego z drugim. Mój chłopak trwał przy mnie w moich najgorszych momentach, chociaż niewiele rozumiał. Zerwał się ze mną dopiero wtedy, kiedy zaczęłam wychodzić na prostą!
Droga Cegło!
Miałam straszną depresję. Nie wiadomo, skąd się przyplątała. Piłam, obżerałam się, tyłam, nie kojarzyłam jednak jednego z drugim. Mój chłopak trwał przy mnie w moich najgorszych momentach, chociaż niewiele rozumiał. Akceptował nawet te 88 kilo, podczas gdy mnie poznał, ważyłam 55. Ja też w zasadzie nie rozumiałam, o co chodzi, co jest pierwsze: jajko czy kura, co mam leczyć: alkoholizm, żarłoczność czy ten bezbrzeżny smutek.
Najśmieszniejsze, że chłopak zerwał się z tej całej naszej imprezy dopiero wtedy, kiedy zaczęłam wychodzić na prostą! Psychiatra trafił z proszkami – polepszyły mi humor, zlikwidowały głód. Zaczęło mi się „chcieć”, chodziłam na długie spacery, gimnastykowałam się, traciłam na wadze i powoli mogłam znowu patrzeć na siebie w lustrze. Jednak wcześniej z powodu choroby straciłam pracę – była to głupota z mojej strony, bo zamiast wziąć zwolnienie, sama zrezygnowałam, nie mogłam wytrzymać towarzystwa innych ludzi, konieczności współżycia w grupie.
Wpadłam w długi, ale traktowałam to beztrosko dzięki lekom, które uśpiły moją czujność. Nikt mnie nie ostrzegał, że prawdziwych problemów nie wolno lekceważyć, lecz trzeba rozwiązywać na bieżąco, aby nie narastały. Pod wpływem proszków również straciłam zainteresowanie seksem, o czym mnie ostrzegano uczciwie. Lecz dla mnie była to niewielka cena za chwile błogiego spokoju po miesiącach rozpaczy i bezsensu. Niestety, mój chłopak tego akurat nie akceptował, ponadto pojawiły się pretensje o pieniądze. Powiedział, że czuje się wykorzystywany i nie widzi dla nas perspektyw, bo podobno za bardzo koncentruję się na sobie, leczenie zmieniło mnie w egoistkę. Nie pomyślał o tym, że aby leczyć się dalej, muszę mieć chociażby pieniądze na te leki, zanim znów będę zdolna do podjęcia pracy. Odszedł i już.
Odsunęli się ode mnie także przyjaciele, znajomi. Nigdzie nie zapraszali, nie dzwonili, nie pytali. Unikali wręcz. Może bali się, że będę chciała od nich pomocy, także materialnej, może początkowo brzydził ich mój odmieniony wygląd? Trudno powiedzieć. W moim wypadku depresja okazała się równoznaczna z trądem i wygnaniem. I dzięki temu zrozumiałam, że… to jest choroba, z którą trzeba walczyć samotnie, nic tu otoczenie nie poradzi, bo jeśli nawet zacznie wspierać, to głupio. Rzeczywiście, na początku denerwowali mnie wszyscy, którzy wspominali o sile i wzięciu się w garść, zajęciu się czymś, posprzątaniu mieszkania… Koleżanka podarowała mi pieska w dobrej wierze, żebym miała się kim zająć, a ja nawet nie mogłam z nim wychodzić! Bałam się ludzi na ulicy. Poprosiłam, żeby go zabrała, żeby się ze mną nie męczył, a ona – spełniła moją prośbę, ale obraziła się.
Moją jedyną ostoją są teraz rodzice. Założę się, że nie przeczytali nawet jednego artykułu o depresji. Ale nie zadają pytań, nie żądają szybkich osiągnięć, sukcesów. Mimo że mieszkają kilkadziesiąt kilometrów ode mnie, są przy mnie bardzo często, także fizycznie obecni. Kiedy w weekendy przyjeżdżają, mama sprząta i ładuje pralkę, tata gotuje zapasy. Robią, co mogą. Czekają, aż wezmę kąpiel, bo nadal boję się wchodzić do wanny, gdy jestem sama w domu, i muszę mieć przynajmniej uchylone drzwi do łazienki, świadomość, że jestem bezpieczna (mam nadzieję, że takie głupotki w końcu mi miną).
Ostatni miesiąc był wprawdzie całkiem niezły. Rodzice wynaleźli mi fajne ogłoszenie o pracy – miałabym kilka razy w tygodniu uczyć małe dzieci obsługi komputera. Kocham dzieciaki, zawsze je kochałam. Jestem w trakcie obmyślania CV, mama zaproponowała, że pochodzi ze mną po sklepach, poszukamy jakiejś fajnej marynarki na mój obecny rozmiar 44. Byłam też z tatą na degustacji win i zaczepił mnie tam kapitalny człowiek, trochę starszy, ale co tam! Poczułam lekki wiatr w skrzydłach podczas rozmowy. Najzabawniejsze było to, że nie piłam wina, tylko podziwiałam butelki, chyba to go zaintrygowało:).
Nie zbliżam się na razie zbytnio, nie chcę go zrazić, bo niewiele mam do zaoferowania: jestem bez pracy, tonę w długach, wiele rzeczy nadal budzi mój lęk. No i co z seksem, który prędzej czy później okaże się problemem… Jakoś nie mam ochoty zamęczać nikogo opowieściami o swojej chorobie, wystarczają mi dotychczasowe porażki w kontaktach. Nie wierzę, że na szczerości w tej akurat sprawie można coś sensownego zbudować. Ludzie mimo woli uciekają od skomplikowanych sytuacji i ja w sumie, jak się dobrze zastanowić, daję im to prawo. Rozumiem. Nie wiem, jak bym się sama zachowywała wobec kogoś takiego, jak ja. Może założyłabym, że jest na dnie, bo tak mu łatwiej, wygodniej, i trzeba go zostawić w spokoju.
Z drugiej strony, bardzo mi się ten facet spodobał i rozmyślam gorączkowo, jak tego nie spie… Masz może jakiś pomysł?
Makrela
***
Droga Rybeńko!
Zanim doradzę w kwestii damsko-męskiej, przypomnę o sprawach najważniejszych.
Zdrowiejesz! Czy to nie wspaniałe? Waga spada, odwaga rośnie. Gratulacje!
Nie porzucaj leków przed zakończeniem 9. miesiąca kuracji, choćby Twoje samopoczucie ocierało się o euforię. Nie ryzykuj powtórki z wątpliwej rozrywki. Jestem pewna, że Twój lekarz doradza to samo. I nie zrażaj się, jeśli w razie spadku morale ponownie będzie trzeba wesprzeć się chemią. Depresja to choroba nadal niezbadana, jak nieszczęsny katar. Musi swoje potrwać. Tyle że katarem można się zarazić, można go złapać w przeciągu, od przemoczonych nóg lub na mrozie. To wiadomo. Geneza depresji jest zaś bardziej zawiła i tajemnicza. To nie byle wirus czy bakteria.
Dlatego bardzo Ci doradzam terapeutę, rozmówcę. Nie musi Cię być na to stać – uwierz mi, jest w całej Polsce wiele miejsc pomocy bezpłatnej, społecznej – czy też w ramach ubezpieczenia. Poszukaj sobie czegoś, potraktuj to jako ćwiczenie odzyskiwania zaradności. Nie wierz w mity serwowane w mediach, że do „szrinków” chodzą tylko piękni i bogaci. Wiele instytucji i organizacji zdaje sobie sprawę, że taka pomoc bywa potrzebna właśnie najuboższym, a tarapaty materialne są często lwią częścią choroby. I koło się zamyka. Piszę Ci o tym, ponieważ wspomniałaś o zagubieniu: skąd się to bierze i co jest przyczyną, a co skutkiem. Fachowiec pomoże znaleźć odpowiedź i uodpornić się na bodźce lub zerwać niewygodne, destrukcyjne połączenia.
Po trzecie, masz przyjaciół i to najlepszych – tych, co nie zdezerterowali. Aż dwoje! Nie myśl, że to sytuacja powszechna, chociaż fajnie by było. Rodzice w pewnym momencie zaczynają rozliczać dzieci z tzw. osiągnięć, nie tolerują natomiast zachowań histerycznych, irracjonalnych czy odbiegających od społecznej normy. Nie radzą sobie z takim „kłopotem”, wolą zamieść go pod dywan. Zwłaszcza, gdy sami niczego podobnego nie doświadczyli, tylko z mozołem i konsekwencją realizują coraz to nowe cele. Może Twoi rodzice potrafią łączyć jedno z drugim? W każdym razie są zawsze dla Ciebie, w pogotowiu, bez wymówek. Nawet jeśli Twoje problemy rozpoczęły się w momencie, gdy się z nimi rozdzieliłaś, i nie mieli na pewne sprawy wpływu. Nie oceniają Cię — dają miłość. To taka karma, nigdy o tym nie zapominaj. Zawiedli Cię przyjaciele, chłopak, ale rodzice oddają to wszystko z nawiązką. Takie życie.
A propos przyjaciół, wydaje mi się, że w okresie słabości stałaś się zbyt tolerancyjna wobec innych, a niechętna sobie. To super, że nie masz do nikogo pretensji, rozumiesz bezradność otoczenia wobec Twojej choroby. Czyjaś depresja faktycznie dezorientuje ludzi, wycofują się, zakładając, że tu trzeba fachmana. Zwróć jednak uwagę na fakt, że o ile pracodawca nie musi reorganizować firmy z powodu Twojej niedyspozycji, o tyle osoby uważane za bliskie – a zwłaszcza osoba ukochana – powinny wykonać pewien wysiłek. Bez tego nie ma powrotu do dawnej bliży. Jest zwykłe zawalenie sprawy, nazwijmy rzecz po imieniu. Przyjaźń i miłość to duże słowa, implikujące jakąś otwartość, wytrwałość.
Może nawet przedwcześnie skreśliłaś tych, co „głupio” doradzali. Bo jednak niektórzy COŚ robili, chcieli dobrze. To mimo wszystko lepsze, niż ucieczka z podkulonym ogonem i wątpliwą motywacją. Ale efektem jest pustka. Pora ją czymś wypełnić. Powrotami, przeprosinami? Nie czekaj na gesty. Do tych, za którymi naprawdę tęsknisz, wyciągnij rękę jako pierwsza. Wygraj przez zrozumienie i wybaczenie. Masz ku temu naturalne predyspozycje.
No i na koniec Nowy Mężczyzna w Twoim życiu, czy też dopiero na horyzoncie… Oczywiście, rozumiem. Trudno spędzić kilka randek unikając sedna – leczę się, boję się wejść do wanny, jestem w fatalnej sytuacji finansowej, rzucił mnie chłopak, mam problem z seksem… Wydaje się, że to za dużo ciężaru jak na jedną osobę, która spodziewa się „normalnego” partnera. Musiałby to być ktoś naprawdę nieprzeciętny i zdeterminowany, by właśnie z Tobą być, usłyszawszy, jak beznadziejnie się czujesz ze sobą…
Daj mu szansę. Nie rób horroru, nie szokuj wyznaniami, nie sprawdzaj, jak to zniesie. Ale z drugiej strony, nie stwarzaj sztucznego dystansu, nie unikaj spotkań. Przy niewygodnym geście intymnym czy pytaniu zawsze możesz wyszeptać, że nie jesteś gotowa na związek. Uwierz w siebie, w swój urok. Działaj zgodnie z intuicją, lecz bez nadziei na anielską cierpliwość czy zrozumienie. Po prostu, prawda zawsze najlepiej się broni, a na szczegóły przyjdzie czas. Jeżeli szczerze spodobaliście się sobie, możecie zacząć od przyjaźni – dyskusji o winach, książkach, filmach…
Brzmi banalnie? Ok, na chwilę zamień role. Wyobraź sobie dwóch chłopaków.
Jeden atakuje Cię opowieściami o swoich różnorakich przejściach z nałogami i kobietami, wyznaje miłość od pierwszego wejrzenia, powtarza, jak bardzo Cię potrzebuje. Zadaje mnóstwo pytań typu: czy Ty też dostałaś od życia w dupę? Szuka wspólnoty w cierpieniu…
Drugi ma w sobie jakieś niedopowiedzenie, ale skręca na tematy neutralne. Nie zerka Ci lubieżnie w dekolt, tylko filuternie w duszę. Prowokuje rozmowę o ideałach, nie o doświadczeniach. Zapewne je ma, ale potrafi mimo wszystko zachować równowagę i godność.
Kogo wybierasz? Trzymam kciuki za Twoją wiarę w siebie i w to, co może się dobrego zdarzyć (ale nie musi).
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze