Mój jest ten kawałek podłogi
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuWydaje mi się, że tak naprawdę problemem nie jest obecność byłej żony, lecz raczej Twoje poczucie obcości w tej rodzinie. Wydaje mi się, że nie nabrałaś jeszcze pewności co do swojego miejsca przy boku męża i wśród jego rodziny... Dwa lata to jeszcze niedużo, zwłaszcza w sytuacji gdy widzisz, jak wrośnięta w rodzinę była Twoja poprzedniczka.
Droga Margolu,
Ja i mój mąż jesteśmy razem od dwóch lat, spodziewam się dziecka. Mąż ma też dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa, które rozpadło się sześć lat temu. Jego dzieci mieszkają z ich matką, jego byłą żoną. Mój problem jest taki, że czuję się niezręcznie na rodzinnych przyjęciach, na które jest zapraszana jego była żona. Doskonale rozumiem, że skoro zapraszane są dzieci męża, to trudno nie zaprosić z nimi ich matki. Tylko że w obecności pierwszej żony męża czuję się skrępowana, trochę jak piąte koło u wozu w tej rodzinie, zwłaszcza że wydaje mi się, że była żona męża jest bardziej lubiana przez jego rodziców i rodzeństwo niż ja. Rodzice i rodzeństwo męża prowadzą tzw. otwarte domy, celebrują w dużym gronie każdą możliwą okazję, więc poza Wigilią, Wielkanocą, urodzinami i imieninami wszystkich członków rodziny, chrzcinami, komuniami i ślubami licznego potomstwa braci i sióstr oraz kuzynów męża często jesteśmy zapraszani na niedzielne obiady u teściów, gdzie staję oko w oko z męża byłą i muszę z uśmiechem na twarzy spędzić w jej towarzystwie pół dnia.
Mój mąż teoretycznie zgadza się ze mną, że zapraszanie jego byłej żony na każdą możliwą okazję to przesada, ale w praktyce umywa ręce, ponieważ chce być dobrym ojcem dla swoich dzieci i chociażby tylko od święta dać im poczucie, że tworzą jedną szczęśliwą rodzinę. Świetnie go rozumiem, na jego miejscu pewnie postępowałabym w ten sam sposób, tylko że ja jestem na swoim własnym miejscu, które nie jest zbyt komfortowe. Co mam zrobić w tej sytuacji? Nie chcę bojkotować spotkań rodzinnych, nie chcę być oskarżona o rozbijanie rodziny, nie chcę usunąć się na margines życia rodzinnego, zwłaszcza że niedługo sama będę matką, ale obecna sytuacja coraz bardziej mi doskwiera. Jak mam zakomunikować swoim teściom, że obecność byłej żony męża jest dla mnie krępująca, bez wywoływania III wojny światowej?
Piąte koło u wozu
***
Drogie Piąte Koło u Wozu,
Ustalmy jedno: w życiu każdego kota przychodzi czas, gdy musi sobie wyznaczyć swoje terytorium. Operacja ta przynosi nieraz tragiczne skutki: osoby, z którymi dzieli to terytorium, uciekają się do kastracji kota dla własnej wygody. Ale Ty się nie daj kastrować!
Chyba pora tupnąć nogą. Druga – nie znaczy, że mniej ważna! Dzieci na imprezach rodzinnych – tak, mamusia – niekoniecznie. W polityczną poprawność zabrnąć można bardzo daleko. Zasugeruj mężowi, że nie chcesz być zapraszana na imprezy z pierwszą i trzecią żoną, łaskawie zrezygnujesz z tego prawa, gdy już doprowadzi Wasz związek do rozpadu. Bo moim zdaniem takie nieliczenie się z uczuciami bliskiej kobiety jest przejawem czystej wody egoizmu. Chyba że była żona postawiła warunek, że utrzymywanie kontaktu z jego rodziną może się odbywać tylko w jej obecności. Wtedy masz trudny orzech do zgryzienia, żeby nie posądzono Cię o chęć rozbicia więzi ojca z dziećmi… Sytuacja jest niewątpliwie chorobliwa. Pewnie trudno Ci traktować byłą żonę jako kolejną kuzynkę bądź siostrę męża… choć możliwe, że to byłoby jakieś wyjście. Oczywiście tylko w sytuacji gdy nikt nie będzie się liczył z Twoimi uczuciami i nadal będzie się zapraszało byłą żonę na rodzinne spotkania.
Jestem przekonana, że od męża masz prawo zażądać wsparcia w tej sytuacji. Tak naprawdę, to on powinien porozmawiać z rodzicami i z byłą żoną. Powinni przynajmniej ograniczyć te spotkania wyłącznie do świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy – Ty też powinnaś wykazać dobrą wolę na dobry początek. Tu potrzebny jest kompromis. Dwa spotkania w roku jesteś w stanie przeżyć, zważywszy na to, że Twoja sytuacja jest ugruntowana – jesteś żoną swojego męża, macie dziecko, tworzycie rodzinę.
I tu dochodzę do drugiej strony Twojego problemu. Bo wydaje mi się, że tak naprawdę problemem nie jest obecność byłej żony, lecz raczej Twoje poczucie obcości w tej rodzinie. Wydaje mi się, że nie nabrałaś jeszcze pewności co do swojego miejsca przy boku męża i wśród jego rodziny… Dwa lata to jeszcze niedużo, zwłaszcza w sytuacji gdy widzisz, jak wrośnięta w rodzinę była Twoja poprzedniczka. Spokojnie, moja droga. Wszyscy potrzebują czasu na przyzwyczajenie się do nowej sytuacji i na odnalezienie się w niej. Taki rozwód to zwykle spory wstrząs dla wszystkich, powrót do normalności zawsze trwa dłuższy czas, a „nowy” w rodzinie musi dać sobie i innym możliwość oswojenia się z sobą i nowym układem.
Może jestem zbyt bezpośrednia, ale jestem przekonana, że za jakiś czas sytuacja ulegnie odwróceniu, dzieci z poprzedniego małżeństwa dorosną, nie będą potrzebowały matki na każde zawołanie, potem przestanie im się chcieć chadzać do niezliczonych wujków i ciotek, będą wolały indywidualne spotkania z tatą i całość poukłada się zupełnie inaczej. Z czasem poprzednia więź osłabnie, nowe się zadzierzgną… Była żona też powoli zbuduje sobie własne życie i będzie miała coraz mniej czasu na pielęgnowanie znajomości z poprzedniego małżeństwa… To częsta kolej rzeczy.
Nie możesz oczekiwać, że wszyscy przestaną się lubić – raczej powinnaś zadbać, by poznali Ciebie równie dobrze jak pierwszą żonę Twojego męża. I dać im szansę na właściwą ocenę Ciebie jako członka Twojej nowej rodziny. Z (obopólną) sympatią dla byłej żony należy się pogodzić, a nawet, mówiąc między nami, można się nią cieszyć, bo odpada Ci cały spory dział bezzasadnego zatruwania Ci życia przez nią. Bo bywają takie byłe żony, które całe lata po rozwodzie nie mogą pogodzić się z tym, że mąż powtórnie się ożenił… Na pewno dzięki temu będzie Ci łatwiej wprowadzić Wasze dziecko w zawiłości dorosłego życia, w którym ma rodzeństwo, ale nie pod jednym dachem.
Życzę Ci powodzenia w przecieraniu własnej ścieżki. I zmień nastawienie – tak długo jak będziesz czuła się piątym kołem u wozu, wszyscy będą Cię w ten sposób traktować. Trzeba wsiąść na kozła i lejce w dłoń!
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze