Dylemat na rozstaju
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuUstalmy jedno: kochać dwóch to jakby nikogo nie kochać. Tak mi się zasadniczo wydaje, że Twoja miłość mocno jest jeszcze niedojrzała. I jedna, i druga. Trzeba postawić na uczciwość – nie tylko względem chłopaka, z którym mieszkasz, ale przede wszystkim wobec siebie.
Droga Margolu,
Moja przygoda, jeżeli w ogóle tak to można nazwać, rozpoczęła się jeszcze w liceum. Zawsze byłam radosną, uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczyną, która uwielbiała poznawać nowych ludzi. Miałam zawsze wokół siebie dużo osób – może nie tyle przyjaciół, ile dobrych znajomych, z którymi uwielbiałam spędzać czas. Wśród tych znajomych było wielu chłopców. Często wychodziliśmy gdzieś całą paczką, jak to się wtedy mówiło. Od początku jednym z nich byłam zauroczona. Miły, czuły, delikatny, podobał mi się z wyglądu, ale przede wszystkim miał charakter, który mnie intrygował. Uwielbiał się droczyć, ale robił to w przeuroczy sposób. Przez wszystkie lata naszej przyjaźni próbowałam skłonić go do okazania mi większego uczucia niż przyjaźń. Czułam, że nie jestem dla niego kimś obojętnym, na wszelkich wyjściach czułam nawet, że chce być blisko mnie, ale następnego już dnia zachowywał się w sposób zdystansowany.
W końcu straciłam cierpliwość, uznałam, że dosyć tego napraszania z mojej strony. A że zawsze miałam bardzo uparty i honorowy charakter — jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Zaczęłam podchodzić do niego z większym dystansem, zawsze gotowa mu pomóc, ale nic poza tym nie okazywałam. Pod koniec liceum na mojej drodze stanął inny chłopak, osoba – jak zawsze uważałam – przesympatyczna i dobra. Chłopak o tzw. gołębim sercu. Nigdy nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie wspólne koleżeńskie — jak się wtedy wydawało — wyjście na imprezę. Poszliśmy w kilka osób. Z imprezy nie zapamiętałam prawie nic, ale kiedy źle się poczułam, zaopiekował się mną. Potem nie odstępował ode mnie, choć ja traktowałam to jak zwykłą koleżeńską sympatię.
W końcu zrozumiałam, że to coś zupełnie innego. Zaczęliśmy spotykać się jako para. Mój przyjaciel nie zadał mi ani jednego pytania, widziałam tylko jego wzrok, którym szukał mnie w tłumie. Gdy widział mnie z tym chłopakiem, odwracał wzrok. Przebrnęliśmy przez maturę, każdy poszedł w swoją stronę. Nadal utrzymywałam kontakt z moimi przyjaciółmi i chłopakiem, z którym oczywiście cały czas byłam. Tak się złożyło, że mój chłopak wyjechał na studia do innego miasta, a my oczywiście zbliżyliśmy się znów z moim przyjacielem. Nie odpowiadałam na telefony chłopaka, bo nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Wstyd mi przyznać, ale nawet o nim nie myślałam. Kiedy przyjechał na któryś weekend, powiedziałam mu o wszystkim. Myślałam, że nie wybaczy mi tego i pośle do diabła. Tak zrobiłby każdy, ale nie on. Przytulił mnie i powiedział, że czuł, iż coś jest nie tak, i że sobie z tym poradzimy. Jednak z nim zerwałam, bo kochałam przyjaciela.
Po jakimś czasie postanowiłam wrócić do chłopaka. Dlaczego – nie wiem. Nie wytrzymałam poczucia winy. Nie potrafiłam znieść tego, że krzywdzę osobę, która tak wiele chciała dla mnie poświęcić, która potrafiła tak wiele mi wybaczyć. I tak byłam z nim (którego nie było w pobliżu, tylko o sto kilometrów ode mnie) i jednocześnie spotykałam się z tamtym. Nie potrafiłam zdecydować… Wiedziałam, że obaj są dla mnie bardzo ważni. Nie wiedziałam, co mam robić, nigdy w życiu nie czułam się tak niezdecydowana jak wtedy… W końcu mój przyjaciel odszedł ode mnie, spotkał inną dziewczynę i postanowił przy niej zapomnieć o mnie. Tęskniłam bardzo, ale wiedziałam, że on zdania nie zmieni. Nie mogłam zrozumieć, jak to jest możliwe.
Minęły już chyba ze trzy lata. Utrzymujemy kontakt, a mój chłopak mi tego nie zabrania, bo wie, jak wiele mój przyjaciel dla mnie znaczy. Cała nasza trójka wiele przeszła i każde z nas przeżyło na swój sposób tę historię, ale ja chyba najbardziej. Zachorowałam poważnie. Czasem myślę, że to kara za bawienie się uczuciami innych, ale zaraz potem myślę: chwilę, ja wcale się przecież nie bawiłam, ja po prostu kocham ich obu i nie wiem, co robić… Nie wiem, do którego miłość jest silniejsza, a nie chcę ranić ani jednego, ani drugiego – prędzej siebie niż ich.
Obecnie mieszkam ze swoim chłopakiem, ale z każdym rokiem wydaje mi się, że źle zrobiłam… Brakuje mi więzi, która łączyła mnie i przyjaciela, wzajemnego zrozumienia. Mój chłopak jest cudowny, kocha mnie i troszczy się o mnie, i chyba dlatego go wybrałam, bo byłam go pewna, wiedziałam, że on zawsze stoi po mojej stronie i zrobi wszystko, bym była szczęśliwa, tylko problem w tym, że ja ciągle myślę o tamtym… O moim przyjacielu, który wkradł się do mojego serca i nie potrafię go z niego wyrzucić.I co mam robić… Gdy serce mówi „walcz i spróbuj odzyskać tamtego” (a wiem, że mam szansę, widzę to za każdym razem w jego spojrzeniu, gdy się widujemy od czasu do czasu, zresztą w końcu rozstał się z tamtą dziewczyną, jestem prawie pewna, że z mojego powodu) – a rozum mówi „zostań z tym chłopakiem, trafiłaś na prawdziwy skarb, który kocha cię nad życie. Doceń go”.
Myślę, że kocham przyjaciela, ale boję się z nim być, boję się – choć wiem, że wiele dla niego znaczę, pamiętam dobrze jego słowa, kiedy zapewniał, że nikt nie kocha mnie tak jak on, i czułam to doskonale. Ale boję się, bo mamy podobne uparte charaktery, boję się kłótni i płaczu, boję się, że nie będę tez miała w nim wsparcia, jakiego potrzebuję, by przeżyć tę chorobę… Bez wsparcia sobie nie poradzę.
Ale z drugiej strony sercu nie potrafię przetłumaczyć… Błagam, doradź mi coś. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile można mieć w sobie smutku i bólu…
Pozdrawiam,
Czarna
***
Droga Czarna,
Ustalmy jedno: kochać dwóch to jakby nikogo nie kochać. Miłość oczywiście nie powinna być pozbawiona zdrowego rozsądku: trzeba brać pod uwagę, czy istnieje pewna harmonia brania i dawania, jednak zdanie: „chyba dlatego go wybrałam, bo byłam go pewna, wiedziałam, że on zawsze stoi po mojej stronie i zrobi wszystko, bym była szczęśliwa” zestawione z Twoim emocjonalnym dylematem pachnie mi w pewien sposób wyrachowaniem. Musisz naprawdę zrobić poważny rachunek sumienia – czy kochasz choć trochę tego chłopaka, czy tylko sposób, w jaki on Cię kocha?
Tak mi się zasadniczo wydaje, że Twoja miłość mocno jest jeszcze niedojrzała. I jedna, i druga. Trzeba postawić na uczciwość – nie tylko względem tego półanioła, z którym teraz mieszkasz, ale przede wszystkim wobec siebie. Twoje serce wie najlepiej, do kogo ciągnie. Czasem w życiu trzeba trochę zaryzykować, coś postawić na jedną kartę… A ty najwyraźniej boisz się stracić jednego, a nie zyskać drugiego. Cóż. Próbowałaś być z obydwoma naraz, wiesz już, że to ani mądre, ani dobre. Twój przyjaciel zresztą też nie jest zainteresowany rolą „rezerwowego” w Twoim życiu, dał temu chyba najwyraźniejszy dowód, próbując związać się z inną kobietą i ułożyć sobie życie. Nie wyszło mu – niekoniecznie dlatego, że wciąż tęskni za Tobą, ale oczywiście nie można tego wykluczyć.
Natomiast Twój chłopak prędzej czy później zorientuje się, że nie jesteś wobec niego w porządku, że udajesz uczucie, że jesteś z nim dla poczucia bezpieczeństwa, z poczucia winy, Bóg jeden wie dlaczego – ale nie z miłości. Czarna, to ma krótkie nogi. Ryzykujesz w tej chwili, że obydwaj odwrócą się na pięcie i pójdą szukać innych, bardziej zdecydowanych i uczciwszych kobiet. Wtedy dopiero poczujesz, co to smutek i ból… Żeby było jasne: jestem przekonana, iż Twoje rozdarcie nie jest udawane, że czujesz to całą sobą i naprawdę ten dylemat jest dla Ciebie bolesny. Jestem jednak też nieomal pewna, że Twój chłopak woli najgorszą prawdę już teraz, że jesteś mu winna tę elementarną uczciwość, żeby nie zabierać mu kolejnych lat i nie wpędzać go w zgorzknienie spowodowane Twoją nieuczciwością.
Możesz porozmawiać szczerze z przyjacielem i zapytać, jak widzi Waszą przyszłość. Bądź przy tym przygotowana na to, że jeśli da Ci kolejną szansę, to będziesz musiała konsekwentnie doprowadzić plan do końca: skończyć swój obecny związek i zacząć życie z przyjacielem, z wszelkim związanym z tym ryzykiem. Jeśli natomiast zamknie nieodwołalnie sprawę Waszego bycia razem – trudno! Pokpiłaś to jakiś czas temu. Natomiast kwestia Twojego obecnego związku… hm. Coś mi się wydaje, że tak, jak to teraz wygląda, nie potrwa długo… To nie jest zbudowane na prawdzie i prędzej czy później musi runąć. Chyba że coś się zmieni w Twoim sercu i pokochasz go naprawdę, a nie „za coś”…
Dopóki nie zaryzykujesz, będziesz się miotała w matni uczuć. Trzeba coś z tym zrobić. Inaczej do końca życia będziesz przy jednym wzdychała do drugiego – albo tylko do chwili, w której ktoś zorientuje się, że dostaje nie to, na co zasługuje…
Czarna, odwagi! I uczciwości. Bez tego ani rusz.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze