Prezent dla nauczyciela
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuKoniec roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami. Wielu rodzicom sen z powiek spędza brak pomysłu na prezent dla nauczycieli lub przedszkolanek, które przez ostatni rok zajmowały się ich pociechami. Co kupić: sprzęt AGD, RTV, biżuterię, obrus, kilkutomową encyklopedię? Symboliczny bukiet kwiatów to dziś za mało. Nie jestem przekonana do tej nowej tradycji corocznych podziękowań.
Izabela (34 lata, prawniczka z Torunia, mama Julki (7) i Bartka (4)):
— Moja córka kończy w tym roku przedszkole. Jak wielkie było moje zdumienie, kiedy okazało się, że mamy się składać na pożegnalny prezent dla przedszkolanki! Matki, których starsze dzieci już skończyły przedszkole mówiły mi, że co roku wychowawczynie życzą sobie, co im kupić… W tym roku jedna zapragnęła kompletu garnków, druga jakiegoś cholernie drogiego obrusu, w efekcie czego mamy się składać po 50 złotych. Oczywiście zapłaciłam. Długo się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że moje młodsze dziecko zostaje w tym przedszkolu: nie chcę narażać go na złość lub gniew pani przedszkolanki, która na pewno dowiedziałaby się, że nie chciałam zapłacić.
Mąż twierdzi, że nie sprzeciwiając się takim haniebnym w sumie sytuacjom, bo to przecież hańba tak się domagać prezentów, uczymy nasze dzieci konformizmu. Swoim postępowaniem pokazujemy im, że należy bezwzględnie poddawać żądaniom tych, od których w jakimś sensie jesteśmy zależni. Że najlepiej siedzieć cicho, nie wychylać się… ale ja myślę sobie, że nasze dzieci są jeszcze za małe, żeby psychicznie sprostać sytuacji, kiedy są w opozycji do całego otoczenia. Kiedy będą większe, pokażę im, jak należy postępować właściwie. Teraz chcę je chronić. Dlatego zapłacę nawet i sto złotych.
Sprawdzałam też, czy nauczycielom wolno przyjmować takie prezenty. Z prawnego punktu widzenia nie ma żadnych przeciwskazań, ale myślę, że to raczej kwestia etyczna. Straciłam do tych przedszkolanek cały szacunek. Moim zdaniem wykorzystują swoją pozycję.
Marek (39 lat, dentysta z Konstancina, tata Michała (16 lat)):
— Kiedy syn przyszedł któregoś dnia ze szkoły i powiedział mi, że potrzebuje 50 złotych na prezent dla nauczyciela, myślałem, że mnie naciąga na kasę. Ale okazało się, że rzeczywiście, ich wychowawca zażyczył sobie jakiejś tam wielotomowej, ekskluzywnej encyklopedii. Szlag mnie trafił! Kiedy ja chodziłem do szkoły, nauczycielowi przynosiło się zwyczajnie jakiś kwiat i cześć pieśni. W końcu bycie nauczycielem to praca jak każda inna. Nauczyciele za swoją pracę co miesiąc dostają wynagrodzenie. Nie muszę chyba nikomu przypominać, że wszyscy na to wynagrodzenie pracujemy, bo to budżetówka… W ogóle mi się wydaje, że nauczycielom się, za przeproszeniem, w dupach przewraca, tylko narzekają ciągle, że im mało, mało, mało… Jak się mało pracuje, to się i mało zarabia. Chcesz mieć więcej, to pracuj, człowieku, po 12 godzin na dobę, jak ja, a nie, że cztery godzinki dziennie i do domciu, do tego prawie trzy miesiące urlopu i inne cuda, dodatki, urlopy zdrowotne i nie wiem, co jeszcze… Dla mnie to proste jak budowa cepa.
Tak się wkurzyłem na tego nauczyciela, że poszedłem do szkoły i poprosiłem go o rozmowę w towarzystwie dyrektorki. Mój syn prawie płakał, kiedy mu to oznajmiłem, tłumaczył, że teraz będzie miał kłopoty, że nauczyciel będzie się na nim mścił, że nie zda do następnej klasy, ale wyjaśniłem mu, że, mówiąc krótko, tylko zdechłe ryby płyną z prądem. Takie robienie różnych rzeczy wbrew sobie nazywa się oportunizmem i ja nie chcę mieć w domu oportunisty. Chyba zrozumiał.
A ten nauczyciel wszystkiego się po chamsku wyparł. Powiedział, że wcale sobie niczego nie życzył, tylko zapytano go, co by chciał, o czym marzy, to tak ot sobie chlapnął o tej encyklopedii, ale nie miał pojęcia, że uczniowie chcą mu ją kupić, że pytają w związku z prezentem na koniec roku i tak dalej… Ręce mi opadły.
Ale przynajmniej efekt jest taki, że dyrektorka wydała wewnętrzne rozporządzenie o tym, że zakazuje się nauczycielom przyjmować prezentów innych niż kwiaty. A jeśli ten nauczyciel będzie się mścił na Michale, zniszczę go. Bo ja nie jestem oportunistą, tylko człowiekiem honoru.
Natalia (55 lat, nauczycielka historii w liceum w Warszawie):
— Uczę od kiedy skończyłam studia, już trzydzieści lat. To jakaś nowa moda z tymi prezentami, wcześniej tego nie było. Jak zdarzały się prezenty, to dostawaliśmy je od uczniów wyłącznie z ich inicjatywy i to dlatego, że się lubiliśmy. To były takie autentyczne dowody wdzięczności, najczęściej od tych klas, które wychodziły po maturze ze szkoły. I nigdy nie był to sprzęt AGD, RTV lub inne wartościowe rzeczy, jak modna teraz na przykład biżuteria, czy też coś podobnego. Kiedyś dostałam dwie złote rybki, kiedyś znów wazon z wygrawerowanymi imionami i nazwiskami uczniów, których wychowawczynią byłam przez cztery lata, raz znów puchar z napisem „Dla najlepszej nauczycielki historii w historii świata”. To są miłe gesty, a nie obowiązkowa danina. Teraz się słyszy, że nauczyciele życzą sobie tego czy owego. Uważam, że to niesmaczne.
Ostatnio w pokoju nauczycielskim rozmawialiśmy na ten temat i z przykrością muszę przyznać, że zdania są podzielone. Nie wszyscy moi koledzy i koleżanki po fachu wykazują się wysoką kulturą osobistą, bo część z nich uważa, że to nic złego. Mówią, że mało zarabiają i że zamiast kwiatów, które szybko więdną, wolą coś praktycznego, coś, co zostanie na dłużej. Jedna pani powiedziała nawet, że przyjmowanie kwiatów jest nieekologiczne. Zaproponowałam, żeby w takim razie poprosiła uczniów o maskotki lub słodycze, a potem oddała je do domu dziecka. Śmiertelnie się obraziła, a z nią połowa nauczycieli. Niestety, nasz zawód cieszy się coraz mniejszym szacunkiem. Ale sami sobie na to zapracowaliśmy.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze