Jedna taka zmiana
ZUZA • dawno temuDlaczego, mimo złych doświadczeń sprzed dwóch lat, zdecydowałam się znowu chwycić za słuchawkę i wykręcić (o zgrozo, z pamięci!) znienawidzony numer Juice TV? Otóż kilka miesięcy wcześniej umówiłam się na spotkanie z Danem - samym właścicielem Juice TV, który zawsze wydawał mi się sympatycznym człowiekiem. Spotkałam się z nim, gdyż chciałam poznać jego opinię - jako od osoby od lat siedzącej w mediach – czy mam szansę zrealizowania moich dwóch pomysłów na serie 30-minutowych rozrywkowych programów telewizyjnych.
Prawdę powiedziawszy, miałam też cichą nadzieję, że moje pomysły zainteresują go na tyle, że będzie chciał je zrealizować dla Juice TV. Jak się spodziewałam (wybaczcie brak skromności, ale szczególnie jedna propozycja jest wyjątkowo dobra), Danowi moje pomysły bardzo się spodobały. Zgłosił parę zastrzeżeń, ale pod koniec spotkania stwierdził, że „już to widzi” i że nie jest to kwestia, „czy” on chce się tymi pomysłami zająć na poważnie, ale „kiedy”. Powiedział, że teraz zachodzą spore zmiany w Juice TV i że jest bardzo zajęty, ale rozumie, że mi zależy na tym projekcie, więc żebym do niego dzwoniła, przypominała się, przyciskała. I tak też uczyniłam.
Każdego tygodnia wydzwaniałam, dopytywałam się, słowem — nie pozwalałam o sobie zapomnieć. Za każdym razem — czy to od niego samego, czy też od sekretarki — słyszałam, że jest zajęty i że nie ma czasu, ale żebym się nie poddawała i dzwoniła za tydzień… Po kilku miesiącach cotygodniowego, trochę już upokarzającego zabiegania o swoją sprawę tylko czekałam, kiedy Dan powie mi, żebym mu w końcu dała spokój.
W międzyczasie dowiedziałam się, że nastąpiły tam spore zmiany. Po pierwsze, znienawidzonego managera Briana zastąpił Shane, Maorys w moim wieku, który sam przez wiele lat pracował w Juice jako PD, czyli Presentation Director. Ponadto nowozelandzka telewizja muzyczna powoli przygotowywała się do przejścia z systemu z „epoki kamienia łupanego”, czyli wymagającego ręcznej obsługi wszystkich maszyn (pracę PD i zasady puszczania wideoklipów opisałam we wcześniejszych odcinkach) na nowy, cyfrowy, całkowicie zautomatyzowany. Nadchodzące zmiany oznaczały znaczące zwolnienia, ale i duże prawdopodobieństwo powstania nowych, ciekawszych stanowisk. Zatem postanowiłam zmienić taktykę…
Wyszłam z założenia, że skuteczniej zadbam o moje projekty, nie przegapię momentu, kiedy zapali się zielone światło dla nowych programów, jeśli będę „w środku”, na etacie w Juice TV. Mam nadzieję, że jest teraz jasne, iż kiedy chwyciłam słuchawkę, przyświecał mi bardzo konkretny cel: realizacja własnego pomysłu na program telewizyjny, a następnie wyświetlenie go w kanale Juice TV.
Shane telefonicznie potwierdził, że Dan rzeczywiście jest teraz bardzo zajęty, potwierdzając też inne moje domysły:
— Nic nie mamy w tym momencie w produkcji, ale co byś powiedziała, żeby na początek wrócić na stanowisko PD? Być może miałbym dla ciebie kilka zmian…
Miałam świadomość, że mimo dwóch lat przepracowanych w Juice i tak będę musiała zacząć od samego początku, czyli brać, co będzie, i nie wybrzydzać. Byłam zdeterminowana.- Cóż, jeśli to jedyny sposób…
Na spotkaniu z Shane'em dowiedziałam się, że jeden PD właśnie odchodzi i miałam przejąć jego zmiany. Opłacało im się mnie zatrudnić, bo mnie znali i ufali mi, poza tym jako PD z dwuletnim stażem nie wymagałam sześciotygodniowego szkolenia. Dodatkowo Shane poprosił, żebym w pierwszym tygodniu zastąpiła jednego PD, który chciał w piątek wziąć wolne.
Chodziło o dwugodzinny “Jim Beam Show” z udziałem prezentera Bruce’a. Show polega na tym, że między piosenkami PD dodatkowo puszcza z komputera około trzyminutowe części wywiadu przeprowadzonego wcześniej z różnymi muzykami, a pod koniec każdej części wywiadu Bruce zapowiada piosenkę, którą puszcza następnie PD. Dzięki temu “Jim Beam Show” wygląda tak, jakby był realizowany na żywo. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby dokładnie trzymać się scenariusza, bo jeśli pomyli się kolejność piosenek, program nie ma sensu. Niestety, tego i wielu innych rzeczy nie wiedziałam, kiedy powierzono mi “Jim Beam Show”. Nikt jednak nie zdawał się tym faktem przejmować.
Pierwsze trzy godziny minęły spokojnie. Gdy przygotowywałam sobie wszystkie kasety, zorientowałam się, że na półce brakuje między innymi pierwszej piosenki, którą według scenariusza miałam grać zaraz po pierwszym wywiadzie Bruce’a. W związku z tym, że jeszcze nigdy nie byłam odpowiedzialna za żaden symulowany “live show”, nie wydało mi się to niepokojące. W takich wypadkach chwyta się po prostu pierwszą lepszą piosenkę o podobnej długości. Przygotowałam sobie kilka „zapasowych” kaset. Brakującą pierwszą piosenkę ze scenariusza postanowiłam zastąpić teledyskiem Destiny's Child „Soldier”. W tym momencie grałam Nelly'ego „Hot in herre”, ostatnią piosenkę przed wywiadem, na komputerze czekał Bruce z wywiadem, a w drugiej maszynie zastępcze Destiny's Child. “Nic nie sknociłam, nic nie sknociłam” - myślałam sobie. Zaczęłam przewijać Nelly’ego, jednym uchem słuchając, co mówi Bruce: „Witam wszystkich po dwutygodniowej przerwie. “Jim Beam Show” powraca, a z nim kupa mocnej rockowej muzyki. Za chwilę…”. Serce zaczęło mi mocniej bić. Dwa razy usłyszałam słowo „rockowe”, czy to znaczy, że w trakcie “Jim Beam Show” leci tylko rockowa muzyka? Spojrzałam na wykres pokazujący, ile czasu Bruce będzie jeszcze mówił. 15 sekund to zdecydowanie za mało, by załadować inną kasetę. Może nikt nie zauważy… Wyjęłam „Hot in here” i zaczęłam ustawiać kolejną (tym razem rockową) piosenkę i aż podskoczyłam na krześle, gdy niespodziewanie i bardzo głośno zadzwonił telefon. Ktoś jednak zauważył…
— Kto tam jest?!
— Zuza.
— Bruce z tej strony. Co to do jasnej cholery jest???!!!
— Destiny’s Child.
— Dlaczego? Ty nie wiesz, że Jim Beam to jest rockowy show?
— Nie, nie wiem, nikt mi nie powiedział… To jest pierwsza zmiana, jaką robię, i jestem i tak już wystarczająco zdenerwowana.
— OK, ale dlaczego po prostu nie trzymasz się scenariusza!?
— Bo brakowało pierwszej piosenki.
Cisza. Potem się dowiedziałam, że obowiązkiem prezenterów jest upewnienie się, że piosenki, które są umieszczone na scenariuszu każdego „live show”, są na półkach!
— Następnym razem, jak ci zabraknie, to puść jakąś rockową piosenkę.
— Jaką?
— A jaki zespół lubisz? — rozpoczęła się bezsensowna rozmowa, którą ze zdenerwowania nie wiedziałam, jak skończyć, w jednej ręce trzymając słuchawkę, a drugą starając się ustawić kolejną kasetę.
— Nie wiem… Faith No More?
— Super, zagraj Faith No More.
— OK, ale ja nie wiem, jakie ich piosenki mają numery. Nie wiem, gdzie je znaleźć na półkach.
— Użyj wyszukiwarki w recepcji.
— Nikt mi nie powiedział jak…
Przypomniałam sobie, że oprócz pierwszej piosenki nię udało mi sie znaleźć co najmniej dwóch innych, które miałam grać w trakcie “Jim Beam Show”. Czym je zastąpić? Jak znaleźć właściwe piosenki na wymianę? Natychmiast po rozmowie z Bruce’em zdecydowałam się zadzwonić do Shane’a, bo on pracuje już tu tak długo, że powinien znać wszystkie tytuły piosenek i ich numery na pamięć. Trzęsącymi się rękami chwyciłam za studyjny telefon, błędnym wzrokiem patrzyłam na listę telefonów do pracowników wiszącą na ścianie, ale na początku nic nie widziałam, bo imiona i numery wirowały mi przed oczami. Po chwili jednak znalazłam Shane'a. Słuchawkę przytrzymywałam głową i ramieniem, jedną ręką wykręcając numer, a drugą trzymając na liście pracowników, palcem wskazując na „Shane”, żeby się nie pomylić. W domu jednak Shane'a nie było. Wykręcam jego numer komórkowy. Cholerny telefon w studiu nie działa! Spróbowałam z mojej komórki. Shane nie odbiera! Czy to się dzieje naprawdę, czy to tylko jakiś nocny koszmar, z którego się zaraz przebudzę? Spróbowałam jeszcze kilka razy - bez skutku.
Za chwilę znowu prawie dostałam zawału serca - tym razem to był Shane. Opowiedziałam mu, co się dzieje, że nie ma wszystkich piosenek ze scenariusza, że nie wiem, jak używać wyszukiwarki.
— Co mam robić? Co mam robić?!
— Pomiń je i tyle. Poza tym używaj tego drugiego telefonu, jeśli potrzebujesz zadzwonić na komórkę.
— Jakiego drugiego? Tego w recepcji? Przecież nie będę latać za każdym razem do recepcji!
— Nie, nie tego w recepcji, no… po prostu tego drugiego, no!
Shane nigdy nie był najlepszy w tłumaczeniu, o co mu chodzi. Okazało się, że w studiu stał jeszcze jeden aparat telefoniczny, z którego można było dzwonić na komórkę. Jednak byłam w tak silnym stresie, nie potrafiłam go dostrzec.
W trakcie rozmowy z Shane'em zauważyłam, że właśnie skończyły mi się wszystkie kasety przyniesione do studia i że miałam dwie minuty na przyniesienie i ustawienie kolejnej. Wybiegłam na korytarz, jednym skokiem pokonując schody i hol, do kaset, które już sobie wcześniej poustawiałam w rządku na półce na wysokości ramion, jedna po drugiej według scenariusza. W pośpiechu i wciąż trzęsącymi się ze zdenerwowania rękami naraz chwyciłam ponad 20 kaset i nie zrobiłam jednego kroku, kiedy wszystkie z hukiem poleciały na podłogę. Wtedy myślałam, że się zaraz rozpłaczę. Która była pierwsza? Którą z leżących w totalnym bałaganie kaset mam teraz załadować do maszyny, żeby było logicznie i zgodnie ze scenariuszem? Z powrotem biegiem przez hol, korytarz, schody, wpadam do studia, patrzę na scenariusz, szukając numeru kolejnej piosenki. Numer jest: 1127. Sprintem na korytarz, schody, korytarz, hol, w panice przerzucam stos leżących na podłodze kaset, gdzie jest 1127??? Została mi minuta! Jeśli zaraz jej nie znajdę, skończy się piosenka i telewidzom oraz sponsorom ”Jim Beam Show” pokażą się kolorowe prążki i usłyszą piskliwy odgłos, a w najlepszym wypadku zobaczą tylko czarny ekran. Jest! Z powrotem do studia! Wkładam kasetę do maszyny. Uf! Udało mi się wszystko ustawić, zanim skończyła się piosenka. Chwytam za scenariusz i lecę zbierać z podłogi kasety. Przynoszę kilka, ustawiam następną piosenkę w pustej maszynie i lecę po resztę kaset. Po 4 czy 5 takich kursach wszystkie kasety stały już w studiu jedna po drugiej w rządku. Zgodnie z radą Shane'a pominęłam brakujące na półkach kasety, tak że wszystko szło (prawie) według scenariusza. I kiedy już powoli odzyskiwałam kontrolę nad sytuacją i się uspokajałam, po raz kolejny zadzwonił telefon, wytrącając mnie z równowagi.
— Co ty do cholery robisz, Zuza? – ton prezentera był pozornie uprzejmy, ironicznie opanowany i spokojny, Bruce każde słowo cedził przez zęby, jakby za chwilę miał eksplodować.
— O co ci tym razem chodzi, Bruce? Robię wszystko według scenariusza!
— Według jakiego scenariusza? Chyba swojego własnego!
— Nie pomagasz, jak tak co chwilę dzwonisz. Tylko jeszcze bardziej się stresuję i więcej błędów popełniam. Bye!
O co do cholery jemu tym razem chodziło? Nie popełniłam przecież żadnego błędu! Jeśli to, co robię według scenariusza, jest złe, to co mam w końcu robić? Boże, niech ten koszmar się już skończy! Zaczęłam główkować: „Jeśli to, co robiłam według scenariusza, było złe, to tym razem zrobię inaczej” i poprzestawiałam porządek piosenek. Zdecydowałam, że tę, którą miałam puścić po części wywiadu, puszczę przed, a tę, która miała być przed, puszczę po. Zmiana dokonana w dobrej wierze nie była najlepsza w skutkach, bo już po chwili zorientowałam się, że Bruce zapowiedział piosenkę, którą już wcześniej puściłam. Czekałam w pełnej gotowości, ale tym razem już nikt nie zadzwonił.
Oprócz wyżej opisanych błędów popełniłam mnóstwo mniejszych. Znacznie obniżyły one jakość programu. Wyszłam z Juice TV całkowicie roztrzęsiona i wykończona. Poziom adrenaliny w mojej krwi był tak wysoki, że do 4 rano przewracałam się z boku na bok.
W poniedziałek Shane poprosił mnie na rozmowę. Wykazał dużo zrozumienia, bo przecież dobrze wiedział, że nie byłam wystarczająco przygotowana, aby podołać “Jim Beam Show”. To, co się stało, to była ich wina. Ktoś powinien mnie ostrzec, przeszkolić, pokazać co i jak, zanim powierzono mi sponsorowany program! Poskarżyłam się na Bruce'a, który swoim zachowaniem tylko pogorszył sprawę. Shane sam był PD przez lata, więc wiedział, w jakim stresie jest się w studiu i jakie skutki ma telefon z pretensjami. Poprosiłam Shane'a, aby powiedział Bruce’owi, żeby NIGDY, ale to nigdy więcej do mnie nie dzwonił. Poza tym podeszłam do całej sprawy optymistycznie, bo przecież nic gorszego niż ten piątek zdarzyć mi się już nie może, tak że teraz będzie już z górki. Stwierdziłam, że gdy będę przejmować tę zmianę na stałe, to się wszystkiego douczę i będzie super. Shane zamilkł, a potem powiedział: „Zuza, jest taka kwestia, że obiecaliśmy sponsorowi, że już nigdy nie będziesz tego programu prowadziła. Ja rozumiem, że to nie twoja wina, ale Jim Beam nie może się dowiedzieć, że to my nawaliliśmy, rozumiesz?”.
Oczywiście, że rozumiem. Najniższy rangą zbiera wszystkie cięgi. C'est la vie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze