50 r p.n.e. Flota niezwyciężonego Cezara przybija do brzegów Brytanii. Rzymscy szpiedzy odkrywają specyficzny zwyczaj wyspiarzy: bez względu na okoliczności o godz. 17:00 następuje przerwa na filiżankę wrzątku z kleksikiem mleka. Cezar atakuje codziennie o piątej i w ten sposób szybko podporządkowuje sobie całą Brytanię. Całą? Nie! W oporze przeciw najeźdźcy wciąż trwa mała wioska nad brzegiem morza. Stacjonująca tam królowa Cordelia (Catherine Deneuve) wysyła swojego szpiega Mentafixa, by prosił o pomoc słynnych ze swojego magicznego (przypomnijmy: dającego nadludzką siłę) napoju Galów. I tak, zawsze skłonni, by zagrać Cezarowi na nosie Asterix (Edouard Bauer) i Obelix wyruszają na odsiecz. Towarzyszy im bratanek wodza, Skandalix (Vincent Lacoste): zniewieściały, rozpuszczony mieszkaniec Lutecji (Paryża). Wyprawa ma zmienić go w prawdziwego mężczyznę. Pojawią się też dzicy barbarzyńcy: nieustraszeni Normanowie, którzy... pragną dowiedzieć się, co to strach. Doszły ich słuchy, że ten ostatni dodaje skrzydeł!
Tirard w pierwszym rzędzie dba o zachowanie tego, za co świat pokochał Asterixa. Odnajdziecie tu charakterystyczne gry i zabawy słowne, cudnie ograne powtórzenia, nieśmiertelne cytaty (ale głupi ci Rzymianie itd.). Leitmotivem będą oczywiście liczne angielsko-francuskie złośliwości i wszechobecne kpiny z Brytów. Autor (wzorem komiksu) nabija się z wyspiarskiego sztywniactwa, sztucznej etykiety, powściągliwości. Ale też z popołudniowej herbatki, zaczątków brytyjskiego wywiadu (tu kłaniają się nawiązania do Jamesa Bonda), piętrowych autobusów, beretów, wyznawców tak punk rocka, jak i The Beatles. I chociaż nowy Asterix to bez wątpienia widowisko (imponujące sceny zbiorowe, dobre efekty specjalne) Tirard rezygnuje z popkulturowych tropów a’la Asterix i Kleopatra. Jest bliżej oryginału, napawa się słowem, to co proponuje od siebie, to pewna niepoprawność polityczna. Bo kpi się tu też z homoseksualistów, nieokreślonej orientacji Asterixa i Obelixa (dwóch dorosłych facetów mieszkających razem z małym pieskiem!), hipsterów, nielegalnych emigrantów z Trzeciego Świata itd. Ale autor nie przekracza granic dobrego smaku. Bawi się za to doskonale nie udając, że kreuje coś więcej niż czystą rozrywkę. A, że pozostaje bliski poetyce Gościnnego: udaje mu się to znakomicie.
Na osobne brawa zasługują twórcy polskiej ścieżki językowej. Z początku (podobnie jak w przypadku Mikołajka) irytował mnie brak możliwości obejrzenia filmu w wersji z napisami. Ale przyznaję: nasi dali czadu. Jakub Wecsile (dialogi w Ratatuj, Wall-E) stworzył na potrzeby Asterixa przezabawną (chociaż nie wiem, czy czytelną dla najmłodszych) mieszaninę angielskiego i polskiego. Dorzucił lokalne akcenty. Na wysokości zadania stanęli też aktorzy (naprawdę cudni Zborowski i Tyszkiewicz).
W efekcie Asterix i Obelix: w służbie Jej Królewskiej Mości to kapitalna zabawa. Można oczywiście narzekać, że fabuła nie jest równie finezyjna co dialogi. Że Normanów wstawiono tu jakby na siłę i bez pomysłu. Że wśród masy wyśmienitych gagów zdarzają się też słabsze. Ale ostatecznie przekonuje nieustanny śmiech na widowni. Na seansie rechotały tak dzieciaki, jak i towarzyszący im dorośli. A o to przecież zawsze chodziło Gościnnemu i Uderzo!