„Janosik. Prawdziwa historia”, Agnieszka Holland, Katarzyna Adamik
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuAgnieszka Holland i Kasia Adamik postanowiły opowiedzieć historię legendarnego tatrzańskiego zbójnika na nowo - realistycznie i w zgodzie ze źródłami historycznymi. Mamy do czynienia i z historyczną rekonstrukcją, i z przygodowym kinem akcji, i z romansem, i z filozoficzną przypowieścią o życiu, przeznaczeniu i dokonywaniu wyborów.
Agnieszka Holland i Kasia Adamik postanowiły opowiedzieć historię legendarnego tatrzańskiego zbójnika na nowo — realistycznie i w zgodzie ze źródłami historycznymi. Tym samym obie panie postawiły przed sobą bardzo trudne zadanie. Przecież dla większości Polaków Janosik po wsze czasy będzie miał twarz Marka Perepeczki z kultowego już serialu Jerzego Passendorfera. A jednak jest to zadanie tylko z pozoru absurdalne. Oglądany po latach serial razi umownością. Okazuje się urokliwą, ale cokolwiek infantylną i skierowaną przede wszystkim do najmłodszej widowni komedią kostiumową. Z tym większym apetytem szedłem na projekcję Prawdziwej historii. Już po obejrzeniu filmu zapewniam: Kwicoł, Pyzdra, Maryna i murgrabia mogą spać spokojnie. Bo można kpić z Passendorfera, ale nie sposób zaprzeczyć, że swoją wersję wydarzeń opowiedział, owszem, z przymrużeniem oka, ale spójnie. Nadał jej wyrazistą formę fabularną, wartkie tempo akcji, zarysował charyzmatycznych bohaterów, całość umieścił w uproszczonym, ale czytelnym kontekście. Miał pomysł na Janosika, czego niestety w żaden sposób nie można powiedzieć o wchodzącym właśnie na nasze ekrany filmie duetu Holland-Adamik.
Janosika poznajemy jako młodego żołnierza powstańczych oddziałów Rakoczego, który dostaje się do niewoli. Siłą wcielony do austriackiej armii pełni służbę w twierdzy Bykcza, w której przetrzymywany jest słynny zbójnik Tomasz Uhorczyk. Obaj górale szybko się zaprzyjaźniają: Janosik pomaga Tomaszowi w ucieczce, Tomasz organizuje pieniądze niezbędne, by wykupić Janosika ze służby. Po zrzuceniu wrogiego munduru przyszły bohater ludowy popada w marazm, nie może odnaleźć dla siebie celu. I tym razem pomaga mu Uhorczyk. Wpierw wciąga Janosika w szeregi zbójnickiej bandy, później, odchodząc na wymarzoną emeryturę, przekazuje mu dowództwo.
Jak już wspomniałem, reżyserkom najwyraźniej zabrakło wyrazistego pomysłu na Janosika. I tak, nie mogąc się do końca zdecydować, czym ma być ich film, Holland i Adamik wrzuciły tu wszystkiego po trochu. Bo mamy do czynienia i z historyczną rekonstrukcją, i z przygodowym kinem akcji, i z romansem, i z filozoficzną przypowieścią o życiu, przeznaczeniu i dokonywaniu wyborów. Powstaje z tego nieczytelny mętlik, w którym blado wypada właściwie każda ze wspomnianych estetyk. Potraktowany stricte historycznie Janosik okazuje się zaskakująco mało filmowym tematem. Jako kino przygodowe nie budzi najmniejszych emocji, bo też i nie ma tu śladu konstrukcji, która zwykle ożywia takie kino; w Prawdziwej historii nie figuruje właściwie żaden czarny charakter, nie ma postaci antagonisty. Cały czas słyszymy, że ktoś usilnie ściga Janosika, ale pozostaje to w sferze sugestii (hajducy pojawiają się właściwie dopiero w scenie finałowej, a całe zbójnickie rzemiosło sprowadza się tutaj do obrabowania kilku mieszczan). Obficie serwowane wątki romansowe nie pełnią żadnej funkcji, w żaden sposób nie popychają akcji do przodu. Owszem, zbójnicy ganiają dziewuchy po stodołach, prawią im komplementy itd., ale brakuje tutaj choćby jednej postaci kobiecej, która odegrałaby w całej historii znaczącą rolę.
Ale najsłabiej wypadają wątki filozoficzno-egzystencjalne. Janosik walczyć właściwie nie chce, najchętniej eksponuje swoje zwątpienie i raczy kompanów szeroko zakrojoną refleksją. I mogłoby to być silną stroną filmu (Holland i Adamik ciekawie demitologizują obraz zbójnickiego żywota) gdyby nie to, że monologi słynnego herszta raz po raz grzęzną w trudnym do zniesienia banale. Co gorsza wspomagane są licznymi metafizycznymi impresjami. Janosik spotyka tu Chrystusa, jest kuszony przez Diabła, na herszta pasuje go wyraźnie zapożyczona z arturiańskiego mitu Pani z Jeziora (z Morskiego Oka w tym wypadku) itd. Wszystko to teoretycznie nie kłóci się z realistycznym tonem opowieści (są to sny, narkotyczne wizje itd.), ale dawka zaserwowanego w tych scenach kiczu naprawdę woła o pomstę do nieba.
W efekcie całość jest nużąca i nieprzejrzysta, a scenariusz gubi się w natłoku (często porzucanych bez logicznego wyjaśnienia) wątków. Broni się właściwie jedynie warstwa realizacyjna. Świetne są dynamiczne, operujące masą zbliżeń zdjęcia. Zgrabnie wykorzystano naturalne piękno górskich plenerów. Zachwycają pieczołowicie wykonane (i na szczęście odpowiednio przybrudzone) kostiumy, równie silne wrażenie robi scenografia. Pomimo tego całość dłuży się niemiłosiernie.
Gdyby nie to, że żyjemy w czasach politycznej poprawności i usankcjonowanego triumfu feminizmu, Janosik. Prawdziwa historia byłby fenomenalną pożywką dla lubujących się w męskim szowinizmie, konserwatywnych publicystów (a tych w Polsce nigdy nie brakowało). I chociaż naprawdę obce są mi ich przekonania, w trakcie projekcji jak refren powracało zasłyszane pomiędzy rzędami zdanie: tak to jest, jak się kobiety wezmą do opowiadania o zbójnikach. I nie sposób się nie zgodzić: Holland i Adamik zabrakło elementarnej wiedzy o funkcjonowaniu męskiej (a w tym wypadku i przestępczej) wspólnoty. Brakuje tutaj adrenaliny, testosteronu, konfliktu ambicji i dążeń. Członkowie bandy (z wyjątkiem fantastycznego, jowialnego Żebrowskiego) są groteskowo zniewieściali, zaskakująco zgodni i bierni, brakuje im jakiejkolwiek inicjatywy. W większym stopniu przypominają grupę zdołowanej młodzieży w stylu emo, niż bandę niebezpiecznych zbójów. Ale to akurat okazało się świadomym, komercyjnym zabiegiem. Kasia Adamik mówiła w jednym z wywiadów: Nasz Janosik miał odpowiadać współczesnym gustom, być kimś cool w sensie współczesnym, charyzmatycznym gwiazdorem wielbionym przez dziewczyny, miał wyglądać jak współczesna młodzież. I jeśli tak, to ja dziękuję. I chociaż przed premierą drażniło mnie nieustanne porównywanie (w prasie i internecie) Vaclava Jiraczka z Markiem Perepeczką, teraz także i mnie pozostaje zakrzyknąć: Perepeczko górą!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze