„Kiedyś był tu koniec świata”, Florian Klenk
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKlenk to laureat wielu prestiżowych nagród dziennikarskich, m.in. Nagrody im. Clausa Gatterera oraz European Journalism Prize Writing for CEE, przyznawanej za teksty dziennikarskie o Europie Środkowej i Wschodniej. Właśnie tym rejonom poświęcony jest reportaż „Kiedyś był tu koniec świata”. Szczególnie ważne, w kontekście tego, co dzieje się obecnie na kijowskim Majdanie, są refleksje Klenka poświęcone Ukrainie.
Przyszłość dziennikarstwa tkwi w reportażach. Chociaż codziennie docierają do nas setki wiadomości z radia, prasy, internetu i telewizji, to są to tylko namiastki rzetelnych informacji, które wyjaśniają nam świat, mówiąc, co jest prawdą, a co kłamstwem. Taką umiejętność według mnie wciąż posiadają jeszcze rasowi reportażyści. Do nich z całą pewnością należy austriacki dziennikarz Florian Klenk, autor książki „Kiedyś był tu koniec świata”, opublikowanej nakładem Wydawnictwa Czarne.
Klenk to laureat wielu prestiżowych nagród dziennikarskich, m.in. Nagrody im. Clausa Gatterera oraz European Journalism Prize Writing for CEE, przyznawanej za teksty dziennikarskie o Europie Środkowej i Wschodniej. Właśnie tym rejonom poświęcony jest reportaż „Kiedyś był tu koniec świata”. Szczególnie ważne, w kontekście tego, co dzieje się obecnie na kijowskim Majdanie, są refleksje Klenka poświęcone Ukrainie. W reportażu „Podróż do granic Schengen” autor pisze m.in. o obozie dla uchodźców położonym na Zakarpaciu, pięć godzin jazdy samochodem od Wiednia. To właśnie tam przetrzymywani są Hindusi, Pakistańczycy i przedstawiciele innych narodowości – ludzie, którzy próbowali nielegalnie przedostać się do Unii Europejskiej. Teraz muszą żyć, na granicy wegetacji, w obozie otoczonym kolczastym drutem, wysłuchując rozkazów ukraińskich wartowników. W barakach sanitarnych nie ma prądu, więźniowie spacerują okryci wełnianymi płaszczami i kocami, przyglądając się światu nieobecnym wzrokiem. Klenk pisze: Europa potrzebuje granicy. A ta musi być strzeżona, inaczej by nią nie była. Tu, gdzie przebiega nowa granica Schengen – przesunięta na wschód, w stronę biedy – trzeba sobie postawić pytania zasadnicze: Na co może sobie pozwolić społeczeństwo otwarte? Czy Unia powinna przerzucać problemy z migrantami na kompletnie przeciążonych sąsiadów, by chronić własne terytorium? Czy jesteśmy odpowiedzialni za nędzę tych, których tu przetrzymujemy? Autor przytacza wypowiedź słowackiego ministra spraw wewnętrznych, który w chwili, gdy Słowacja przejmowała od Austrii odpowiedzialność za szczelność granic Schengen, stwierdził, że wyłapie uchodźców jak złodziei w supermarkecie. W tekście napisanym przez Klenka w 2007 roku (rok później obóz na Zakarpaciu przestał istnieć, ponieważ nie odpowiadał standardom międzynarodowym), pada również znamienne zdanie: Ukraina nie jest bezpiecznym krajem trzecim, chociaż unijni komisarze chcieliby traktować ją jak miejsce, które może przyjmować nielegalnych emigrantów szybko i „bez zbędnej biurokracji”. Dlaczego tak się dzieje? Może z powodu egoizmu Unii Europejskiej, która kwestię uchodźców (także tych z Ukrainy) traktuje jak obcy sobie problem? Skomplikowane przepisy emigracyjne, drogie wizy turystyczne, surowość europejskich celników – Klenk wymienia mnóstwo przyczyn, które doprowadziły do takiej sytuacji. A pod koniec tekstu stwierdza: Unia zawsze była przykładem. Ukraińcy dziś o niej tylko marzą. Pytanie, jak długo jeszcze. Zwróćmy uwagę: ten tekst napisany był 7 lat temu, a dziś, z dnia na dzień, nabiera coraz większej aktualności. Lektura tego reportażu na pewno zainspiruje nas do refleksji o Europejczykach – ludziach, którzy deklarują solidarność z protestującymi na Majdanie, a niewiele wiedzą o prawdziwych relacjach politycznych między Unią Europejską a Ukrainą.
Nasze zakłopotanie pogłębią jeszcze inne teksty Floriana Klenka, zawarte w zbiorze „Kiedyś był tu koniec świata”. Kilka z nich poświęconych zostało tzw. handlowi żywym towarem. Klenk opisuje losy Rosjanek, Czeszek i Rumunek porwanych do niemieckich i austriackich burdeli. To świetnie prosperujący biznes, funkcjonujący w cywilizowanej, bezpiecznej i w miarę dostatniej Europie. Reportaże Klenka z pełną brutalnością obnażają to, o czym wszyscy wiemy i o czym chcielibyśmy zapomnieć.
Miejmy nadzieję, że Ukraińcom uda się wygrać walkę z reżimem przeciwnym Unii Europejskiej. Skoro obywatele tego kraju chcą być członkami unii, to mają do tego prawo. Zanim jednak przyjmiemy ich z otwartymi ramionami, zastanówmy się, co możemy już teraz usprawnić w naszych relacjach tak, by akces Ukrainy nie był dla niej szokiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze