Małżeński obowiązek
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuWedług Kościoła katolickiego współżycie seksualne jest małżeńskim obowiązkiem. Jednocześnie małżonkowie powinni darzyć się szacunkiem i zrozumieniem. Jak więc rozwiązać problem małżeńskiego obowiązku? Może znajdziecie odpowiedź i pomożecie bohaterce tego tekstu. Jej zwierzenia są szokujące. Niestety podobne doświadczenia ma wiele wierzących kobiet.
Według Kościoła katolickiego współżycie seksualne jest małżeńskim obowiązkiem. Wystarczy przytoczyć słowa św. Pawła: „Niech mąż oddaje powinność małżeńską żonie, a żona mężowi. Żona nie może swobodnie dysponować własnym ciałem, lecz jej mąż. Podobnie i mąż nie może swobodnie dysponować własnym ciałem, lecz jego żona. Nie uchylajcie się od współżycia małżeńskiego, chyba za wspólną zgodą i tylko na pewien czas, aby poświęcić się modlitwie. Potem znowu podejmijcie współżycie, aby nie kusił was szatan, wykorzystując waszą niepowściągliwość” (1 Kor 7,3–5). Na szczęście katolikom znane są także inne cytaty: „Mężowie miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi” (Kol 3,19), „Mężowie, miłujcie żony, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie” (Ef 5,25). Jak więc rozwiązać problem małżeńskiego obowiązku? Może znajdziecie odpowiedź i pomożecie bohaterce tego tekstu. Jej zwierzenia są szokujące. Niestety podobne doświadczenia ma wiele wierzących kobiet.
Danusia (27 lat, wychowuje troje dzieci w Busku Zdroju):
Mój mąż często zmusza mnie do seksu, tłumacząc, że taki jest mój obowiązek jako żony. Chciałam się dowiedzieć na jakimś forum kobiecym, czy to prawda. Pamiętam dokładnie treść przysięgi małżeńskiej i nie znajduję tam słów, które nakazywałyby mi obowiązek kochania się z mężem zawsze wtedy, gdy on tego chce. Jestem katoliczką. Wiem o tym, że Kościół nakazuje mi kochać mojego męża do końca życia i być z nim, dopóki nas śmierć nie rozłączy, ale to chyba nie łączy się z miłością fizyczną na zawołanie.
Pewnie wszystkie kobiety z Warszawy teraz się ze mnie śmieją i dziwią moim pytaniom. Pochodzę z małego miasteczka. Ludzie prości myślą innymi kategoriami. W Warszawie jest wiele rozwodów, ale na wsi i na prowincji ludzie żyją ze sobą bez względu na okoliczności. Kobieta, która się rozwodzi z mężem, nawet jeśli on pije, to kobieta potępiona, ksiądz nie da jej komunii świętej, a ludzie patrzą na nią wilkiem w kościele. Znam taką jedną, musiała chodzić do kościoła w naszym miasteczku, bo u siebie była niemile widziana.
Pamiętam rozmowę z moją mamą, która między innymi mówiła mi, że po ślubie moim obowiązkiem jest dogadzanie mężczyźnie, żeby czuł się jak najlepiej i miał siłę i ochotę pracować. Wtedy myślałam o smacznym obiedzie, o porządnym śniadaniu i mocnej kawie, gdy idzie do pracy, o posprzątanym domu, dobrze wychowanych, grzecznych dzieciach, wykrochmalonej pościeli i białym obrusie, o zimnym piwie, gdy wraca z pracy. Nie myślałam, że obowiązkiem jest zbliżenie. To znaczy ja tak nie uważam, ale mój mąż tak.
Podobnie myśli moja przyjaciółka. Ona tłumaczy to w ten sposób, że jeśli nie będę się zgadzać i będę się wykręcać, to znajdzie sobie drugą i zacznie mnie zdradzać, wszyscy się dowiedzą i będzie wielki wstyd. Kiedyś wydawało mi się, że mój mąż na pewno nigdy mnie nie zdradzi, ale teraz już nie mam takiej pewności. Żyjemy obok siebie jak obcy ludzie.
Czasem jestem tak zmęczona, bo mam tyle obowiązków i dzieci rozrabiają, że naprawdę mi się nie chce. Piszą tyle w różnych pismach o grze wstępnej… Może gdyby mój mąż choć raz przeczytał o tym, to bardziej by się postarał. Wątpię jednak, by mu już na tym zależało. On po prostu się jakoś tak szybko rozpala i próbuje wskórać coś siłą, a ze mną siłą się nie da. Obrażam się, nie odzywam do niego z miesiąc, aż mi przejdzie. Nigdy mnie nie uderzył, ale kiedy próbuje coś na siłę, to mi się to nie podoba. Nie możemy dojść do porozumienia.
Mariusz nie lubi prezerwatyw, cisną go, mówi, że nic nie czuje, a ja wolałabym, żebyśmy nie mieli już więcej dzieci. To znaczy jakby się trafiło, to by było, ja bym nigdy nie usunęła, ale tak naprawdę trójka urwisów mi wystarcza. Boję się kochać bez zabezpieczeń. Na wyskok i z kalendarzykiem nie jest bezpiecznie. Stosowaliśmy to wszystko po drugim dziecku, a mimo to zaszłam w ciążę z trzecim.
Ksiądz w konfesjonale powiedział mi, że 90% rozwodów wynika z tego, że kobiety próbują rządzić mężczyznami, a nie tak ten świat został ułożony. Chyba dał mi do zrozumienia, że powinnam być bardziej uległa, bo mój mąż najlepiej wie, co dla mnie dobre. Nie jestem jednak przekonana.
Z mamą nie rozmawiam o tym, bo wiem, co mi powie: że przesadzam i że wydziwiam, bo co w tym złego, że chłop ma na mnie ochotę, że powinnam się cieszyć, że nadal mnie chce i na mnie leci i że niejedna by mi zazdrościła. Wiem, bo mój Mariusz jest bardzo przystojny i to taki prawdziwy mężczyzna.
Kiedyś powstrzymywała go moja miesiączka, więc teraz, żeby uniknąć miłości z nim, wymyślam, że mam okres, lub przedłużam sobie moją miesiączkę o kilka dni. On się nie orientuje w tych sprawach, bo za bardzo jest zapracowany. Kiedy udaję, że mam okres, to on mi daje spokój. Ostatnio wymyślił, nie wiem, czy naprawdę, czy żartował, że w mój okres będzie chodził do agencji towarzyskiej. On nic nie poradzi, że ma taką chuć, zresztą tak robi jego kolega (żonaty). To mnie zabolało. Spać nie mogłam. Nie odzywałam się do niego ze dwa tygodnie, spałam u dzieci i cicho płakałam w poduszkę. On pewnie żartował, ale ja czuję się beznadziejną żoną. Może mamy inne temperamenty. Nie wiem, jakie wyjście znaleźć z tej sytuacji. Może się przemogę i już nie będę udawać, wymyślać bólów pleców i głowy.
Najlepiej by było, gdybym z nim jakoś delikatnie porozmawiała o tej grze wstępnej, ale jeśli to zrobię, to wiem, jaki będzie finał. Bardzo się zezłości, że go obrażam, i że skoro on mi nie wystarcza, to żebym sobie innego poszukała. Albo po prostu będzie mnie podejrzewał, że już kogoś mam, bo niby skąd tak dużo wiem, skoro on był moim jedynym. Zarzuci mi kłamstwo, że nie byłam takim niewiniątkiem, kiedy za niego wychodziłam, lub że czytam głupoty w pismach i wymyślam, i zabroni mi czytania gazet. Może tak zrobić, bo przecież ja nie zarabiam, nigdy nie pracowałam, prowadzę dom i wychowuję dzieci. Zabierze mi pieniądze lub będzie mnie rozliczał z zakupów i nic już sobie nie kupię.
Na pewno w małych miastach i na wsiach są takie kobiety jak ja. Może przeczytają i poradzą, co robić.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze