Szaleńcy tacy jak my
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuW ubiegłym roku najpopularniejszym gatunkiem literackim był kryminał, przede wszystkim kryminał skandynawski. Stało się tak za sprawą genialnej trylogii Millenium. Jak ciepłe bułeczki sprzedają się książki Camilli Läckberg i Henninga Mankella. Dlaczego tak jest? Czym różni się kryminał skandynawski od, chociażby, polskiego lub amerykańskiego? Co skłania przeciętnego Polaka, który w ciągu roku nie przeczytał żadnej książki, by kupić w księgarni od razu trzy tomy powieści Larssona, wydając na to ponad sto złotych? To wyłącznie marketing, a może jeszcze coś?
W ubiegłym roku najpopularniejszym gatunkiem literackim był kryminał, przede wszystkim kryminał skandynawski. Stało się tak za sprawą genialnej trylogii Millenium po raz pierwszy przeniesionej na szklany ekran przez Nielsa Ardena Opleva, a później przez Davida Finchera. Ale nie tylko powieści Stiega Larssona święcą triumfy w polskich księgarniach. Jak ciepłe bułeczki sprzedają się książki Camilli Läckberg i Henninga Mankella. Dlaczego tak jest? Czym różni się kryminał skandynawski od, chociażby, polskiego lub amerykańskiego? Co skłania przeciętnego Polaka, który w ciągu roku nie przeczytał żadnej książki, by kupić w księgarni od razu trzy tomy powieści Larssona, wydając na to ponad sto złotych? To wyłącznie marketing, a może jeszcze coś?
Kraje skandynawskie – m.in. Szwecja, Norwegia, Finlandia – kojarzą nam się (całkiem słusznie) z miejscami dobrobytu, spokojnego i przewidywalnego życia. Jeśli mielibyśmy szukać czystych, uporządkowanych ulic i domów, zamieszkałych przez zrównoważonych, rozsądnych ludzi, to przyjdzie nam do głowy Szwecja lub Norwegia. Czy w takich miejscach może dziać się akcja powieści kryminalnej? Zdecydowanie tak. Bo autorzy skandynawskich kryminałów pokazują nam coś zupełnie innego niż nasze wyobrażenia. Okazuje się, że w pięknych, czystych i zadbanych domach wcale nie mieszkają rozsądni ludzie. Podobnie jak w każdym zakątku kuli ziemskiej, także tam żyją wariaci, psychopaci i ludzie skrywający ponure tajemnice. Tylko że w tym przypadku mamy efekt totalnej niespodzianki: spokojni Szwedzi, Norwegowie lub Finlandczycy okazują się socjopatycznymi obywatelami. Przypomnijmy sobie to, co działo się w Norwegii, kiedy 32-latek zamordował z zimną krwią 69 osób zebranych na wyspie Utoya, a w Oslo podłożył bombę, zabijając 8 osób. Nikt z nas nie spodziewał się, że w spokojnym, tolerancyjnym kraju dojdzie do takiej tragedii.
Efekt kontrastu do perfekcji opanowała Camilla Läckberg, autorka takich bestsellerów jak Niemiecki bękart, Syrenka, Latarnik i Kamieniarz. Läckberg akcję swoich powieści osadza głównie w miasteczku Fjällbacka, położonym na zachodnim wybrzeżu Szwecji (kiedyś była to osada rybacka, a teraz to słynna miejscowość turystyczno-urlopowa). Wystarczy przyjrzeć się zdjęciom Fjällbacka, by dojść do wniosku, że jest to jedno z najspokojniejszych miejsc na świecie. A tu niespodzianka. W powieści Niemiecki bękart Fjällbacka wstrząsana jest brutalnymi morderstwami, a bohaterowie skrywają bolesną tajemnicę, związaną jeszcze z czasami II wojny światowej. Läckberg świetnie pokazała, jak teraźniejszość splata się z przeszłością, a wszystkie grzechy popełnione kilkadziesiąt lat temu mszczą się na nas nawet wtedy, gdy o nich zapomnieliśmy. A w spokojnym człowieku może drzemać demon.
Mistrzem mrocznych psychologicznych kryminałów jest oczywiście Stieg Larsson, autor cyklu Millenium. Pierwszy tom trylogii to Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet - ten tytuł mówi sam za siebie! W książkach Larssona pojawiają się bowiem ludzie nieprzewidywalni, mroczni, opanowani przez krwiożercze instynkty, ludzie, którzy są w stanie dokonać przerażającej zbrodni, a później wrócić do porządku dziennego. To postacie potężne, obdarzone władzą i pieniędzmi. Staje im na drodze genialna hakerka i dziennikarz śledczy – bohaterowie, którzy dysponują „jedynie” talentem, determinacją i jednoznacznym kodeksem moralnym. Postacie Larssona nie są typowe, zwyczajne, jak np. detektywi z książek Camilli Läckberg. Lisbeth Salander i Mikael Blomkvist poruszają się w świecie, który dla nas powinien być jednoznaczny, przewidywalny i sprawiedliwy. A przecież tam, gdzie jest polityka, pieniądze i władza, zawsze dochodzi do patologii. Mimo wszystko nie spodziewamy się, że ludzie bogaci, posiadający władzę, mogą być perwersyjni, źli do granic możliwości, wyrafinowani w swoim okrucieństwie. To nas jednocześnie fascynuje i przeraża. Tę fascynację wykorzystał Stieg Larsson. I zbudował na niej swój sukces.
Jest jeszcze jeden świetny pomysł, przekonujący nas do skandynawskich kryminałów – to osoba głównego bohatera, najczęściej mężczyzny, policjanta. Najsłynniejsza jest postać detektywa Kurta Wallandera, stworzona przez szwedzkiego autora Henninga Mankella. Wallander (genialnie wcielił się w niego brytyjski aktor Kenneth Branagh) to utalentowany policjant z mnóstwem rozwiązanych spraw na koncie. Nie przypomina on jednak hollywoodzkiego superherosa. Facet nie radzi sobie z alkoholem, ma problemy rodzinne (jest po rozwodzie), nie potrafi nawiązać normalnych relacji z córką. A każda zbrodnia, którą próbuje wyjaśnić, wywiera na niego niszczący wpływ. Bo Wallander nie potrafi zachować dystansu do tego, co robi i co widzi.
Cóż, tak to właśnie w życiu wygląda. Nie zawsze policjantom udaje się zostawić robotę za drzwiami. Także nam, czytelnikom, zdarza się przynosić do domu problemy z pracy. I rzadko czujemy się superbohaterami, którzy potrafią unieść świat na własnych ramionach. Taki jest Kurt Wallander – świetny policjant, przeciętny facet – osoba, z którą możemy się identyfikować lub zrozumieć jego problemy. Jeśli szukamy tego typu postaci, przyjrzyjmy się kilku skandynawskim produkcjom. Polecam m.in. Instynkt wilka - cykl filmów o prywatnym detektywie Vargu Veumie (filmy oparte zostały na kryminałach norweskiego pisarza Gunnara Staalesena). Świetna jest również opowieść o fińskim detektywie Timie Harjunpaa. To jeszcze bardziej mroczna postać niż Kurt Wallander, bardziej dwuznaczna, kontrowersyjna, niepokojąca i nieprzewidywalna.
Bohaterami kryminałów skandynawskich są ludzie tacy jak my. To nie bohaterowie z pierwszych stron gazet, genialni policjanci działający ponad prawem. Wallanderowi daleko do Horatio Caine'a z Kryminalnych zagadek Miami lub detektywa Maca Taylora. Wallander nie korzysta z komputerowej bazy, w której znajdują się informacje o wszystkich przestępcach świata. Nie ma też przestronnego laboratorium. Chociaż bohaterowie skandynawskich kryminałów korzystają z dobrodziejstw technologii, to po badania DNA sięgają w ostateczności, wcześniej wykonując intelektualną detektywistyczną robotę. Dlatego postacie te są przekonujące. I dlatego nie potrafimy oderwać od nich oczu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze