„Kobiety z miasta Salta”, Elsa Drucaroff
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSprawnie skonstruowany thriller historyczny. Zwroty akcji są nieodmiennie zaskakujące, tempo kojarzy się z energetyczną walką bokserską, bohaterowie są pełnokrwiści. Warstwa ideologiczna (autorka jest feministką) ujawnia się dopiero w toku uważnej lektury. Zagrzebanie elementu ideologicznego w sensacyjnej fabule daje mu większą skuteczność. Siła rażenia przebija niejedno sympozjum feministyczne.
Wyobraźmy sobie kobietę-szpiega.
Najprawdopodobniej będzie szczupłym dziewczęciem w typie Angeliny Jolie, takim Jamesem Bondem wyposażonym w obfity biust. W pracy łączy wysokie walory towarzyskie z umiejętnością kopania z półobrotu. Włamie się do Fort Knox i przestrzeli ćwierćdolarówkę celując z satelity. Będzie uwodzić książąt i topić księżniczki, zagryzie krokodyla, wyciągnie się za włosy z bagna i zatłucze Putina Miedwiediewem, a potem odpłynie z ukochanym w stronę zachodzącego słońca.
Tak może być, ale niekoniecznie.
W Kobietach z miasta Salta poznajemy pierwszego kobiecego szpiega w historii Argentyny. Jest to o tyle łatwe, że w czasach, kiedy rozgrywa się akcja powieści, Argentyna właściwie historii nie posiadała. Państwowość dopiero się rodzi, po kraju nieustannie maszeruje wojsko, co rusz objawia się jakiś lokalny watażka, zaś centrum władzy znajduje się w miejscu niewiadomym. Na tym tle poznajemy młodą Marianę, dziewczynę, która na pierwszy rzut oka niezbyt nadaje się do szpiegowania. Tu pojawia się doświadczenie miłości niemożliwej; Gabriel jest młody i zdolny, jest również metysem – doprawdy, w tamtych czasach ich uczucie nie miało szans na spełnienie. Mariana, na początek musi wykonać jedno, niewinne zadanie i nie przypuszcza, że pociągnie ono za sobą lawinę następnych: będzie musiała zdradzić, walczyć oraz zrozumie, że jej wierna, czarnoskóra służąca jest takim samym człowiekiem jak ona.
Elsa Drucaroff w wywiadzie dołączonym do właściwego tekstu, wspomina, że jako feministka nie potrafi odłączyć ideologii od płci. W tym sensie, Kobiety z miasta Salta wpisują się w nurt „herstory”, czyli odczytania wydarzeń historycznych z perspektywy kobiecej. Chodzi o przywrócenie kobietom właściwego miejsca w dziejach, wyprowadzenie ich z kuchni, sypialni, dziecinnego pokoju. Doświadczenie czytelnicze uczy, że książki pisane pod tezę nie mają większej wartości. Dotyczy to nie tylko powieści feministycznych, lecz również komunistycznych, socjalistycznych, chrześcijańskich i rewolucyjnych. Trylogia ku chwale chomików najprawdopodobniej również byłaby okropna. Prymat idei nad warstwą literacką zwykł obniżać wartość dzieła. Tym większe brawa dla Elsy Drucaroff, że tak się nie stało.
Kobiety z miasta Salta są sprawnie skonstruowanym thrillerem historycznym i jestem pewien, że gdyby Dumas był kobietą, pisałby właśnie w ten sposób. Kto go tam wie, może i był? Zwroty akcji są nieodmiennie zaskakujące, tempo kojarzy się z energetyczną walką bokserską, bohaterowie są pełnokrwiści: ona piękna, dzielna, choć pełna wątpliwości, on jest dojrzałym przedwcześnie chłopcem, próbującym wyłuskać odrobinę dobra z niegościnnego przecież świata. Na deser dostajemy odważną niewolnicę, paskudnych oficerów i głównego złego, którym, a jakże, jest ksiądz-intrygant. Kunszt pisarski pani Drucaroff sprawia, że możemy zrozumieć postawy każdej ze stron. Warstwa ideologiczna ujawnia się dopiero w toku uważnej lektury: podczas burzliwych wydarzeń w Argentynie mężczyźni zajmowali się intrygami oraz wojną. Kobiety nie tylko współkształtowały rodzenie się państwowości, ale i dbały o ocalenie tzw. człowieczeństwa, czymkolwiek by ono nie było.
Zagrzebanie elementu ideologicznego w sensacyjnej fabule daje mu większą skuteczność. Siła rażenia Kobiet z miasta Salta przebija niejedno sympozjum feministyczne. Jeśli propaganda, to właśnie taka – przed lekturą warto jednak zapoznać się z podstawowymi faktami na temat historii Argentyny.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze