„John Lennon. Chłopak znikąd”, Sam Taylor Wood
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNieznane epizody z życia ikon popkultury to temat wręcz stworzony dla świata filmu. Ale wymaga to wyczucia stylu, świetnego aktorstwa i detektywistycznej wręcz pracy przy zgłębianiu źródeł (w końcu trzeba zadowolić fanów, którzy niejedno wiedzą). Sam Wood nie zadała sobie tego trudu. Lennon posłużył jej głównie jako atrakcyjna reklama dla opowiedzenia prościutkiej historii inicjacyjnej. Duże rozczarowanie.
Duże rozczarowanie. Nieznane epizody z życia ikon popkultury to temat wręcz stworzony dla świata filmu. Ale wymaga to wyczucia stylu, świetnego aktorstwa i detektywistycznej wręcz pracy przy zgłębianiu źródeł (w końcu trzeba zadowolić fanów, którzy niejedno wiedzą). Sam Wood nie zadała sobie tego trudu. Lennon posłużył jej głównie jako atrakcyjna reklama dla opowiedzenia prościutkiej historii inicjacyjnej z Freudem w tle.
John Lennon jest zwyczajnym nastolatkiem z Liverpoolu. O jego miłość rywalizują dwie kobiety: opiekująca się nim ciotka Mimi i Julia, biologiczna matka, która przed laty oddała go pod opiekę siostry. Marząc o normalnej rodzinie John szuka ucieczki w świecie muzyki. Fascynacja nowymi trendami doprowadzi go do spotkania z młodym Paulem McCartneyem. Zanim założą razem The Beatles John będzie musiał rozliczyć się z demonami przeszłości.
Wyjaśnię to od razu: lubię Beatlesów, ale nie jestem ich fanem. Moja irytacja nie jest złością zawiedzionego wielbiciela. A irytacja jest spora. Bo faktycznie, Lennon wielokrotnie przyznawał, że trudne doświadczenia rodzinne z czasu dojrzewania miały na niego zasadniczy wpływ. Tak więc sam pomysł na film był wyśmienity. A został całkowicie zaprzepaszczony. Głównie za sprawą chybionej kreacji Aarona Johnsona (Kick-Ass). Wydawało się, że z lekka upośledzony, pozbawiony inteligencji wyraz twarzy to wyśmienita maska stworzona na potrzeby Kick Ass. Teraz wiemy: Johnson po prostu taki jest i inny być nie potrafi. Wkładane w jego usta słynne wypowiedzi Lennona brzmią najzwyczajniej śmiesznie. Ostatecznie trudno mi się spierać, nie byłem w Liverpoolu w połowie lat 50., nie poznałem młodego Lennona, ale przez cały film towarzyszyło mi kategoryczne przeświadczenie: to nie jest późniejszy autor Imagine! Co nie znaczy, że role Beatlesów z założenia są nie do udźwignięcia. Przeciwnie, młodzi aktorzy grający Paula McCartneya i George Harrisona geniuszem nie błyszczą, a radzą sobie nad wyraz przyzwoicie. Są wiarygodni, nie wywołują zgrzytu. Johnson to jeden wielki zgrzyt. Plotkarska prasa przypisuje mu związek ze starszą o 23 lata reżyserką Chłopaka znikąd. Ile w tym prawdy nie wiem, ale Lennon z tego właśnie filmu wygrywa mój prywatny konkurs na najgorzej obsadzoną rolę 2009 roku.
A szkoda, bo są tu udane akcenty. Naprawdę wyśmienicie odtworzono realia późnych lat 50. Tak scenograficznie, jak i obyczajowo. Z jednej strony mamy spętanych surowymi zakazami i purytańską mentalnością rodziców, z drugiej wyraźnie gotowe już na rewolucję seksualną dzieciaki. Pomostem między tymi światami jest matka Lennona, wyraźnie cyklofreniczna (i świetnie grana przez Anne-Marie Duff) Julia. Tylko nieznacznie ustępuje jej Kristin Thomas (Mimi). A jednak wszystkie istotne sceny grzeszą brakiem emocjonalnej wiarygodności, całość jest plastikowa, najzwyczajniej nie porusza. Rażą też dosztukowane naprędce braki wspomnianej pracy ze źródłami. Jakby reżyserka raz na jakiś czas przypominała sobie, że to jednak film o Lennonie, a nie o jej własnych, bardzo podobnych problemach (o których dużo i chętnie opowiada w wywiadach). W takich chwilach np. młody McCartney gra kolegom szkic piosenki, o której fani wiedzą, że pojawiła się w jego wyobraźni dobre osiem lat później. I tak dalej.
Pięknie odwzorowane realia epoki mogą sprawić, że Chłopak znikąd umiarkowanie zadowoli fanów produkcji w stylu Grease. Na pewno nie kupią tego fani Beatlesów. A tym bardziej fani dobrego kina.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze