„Miłość za kilka włosów”, Mohammed Mrabet
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść ma niepokojący, duszny klimat Orientu. Jej tematem jest miłość. To właściwie przypowieść o miłości – prosta, czytelna, a przez to bardzo przekonująca. Gwałtowne, nieokiełznane uczucie może zabić lub doprowadzić do szaleństwa. Rozgrzewa klimat tajemniczego Maroka, gdzie kupić można zabójczą truciznę, rzucić na kogoś urok, zakochać się i oszaleć z nienawiści. Książkę czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem.
Trudno znaleźć bardziej intrygujący tytuł dla książki: Miłość za kilka włosów. Intrygujący jest też rysunek na okładce, przypominający narkotyczną wizję lub fragment mandali. To bez wątpienia wystarczy, by wyłowić książkę z morza mniej lub bardziej banalnych propozycji, które zalegają na księgarskich półkach. I mimo że opisana w niej historia nie należy do oryginalnych, powieść Mohammeda Mrabeta ma w sobie to „coś”. Przede wszystkim niepokojący, duszny klimat Orientu. Tematem tej książki jest miłość – uczucie życiodajne i wampiryczne zarazem. Ale właśnie tu tkwi paradoks miłości, o której tak przekonująco potrafił opowiedzieć afrykański pisarz, na co dzień mieszkający w Tangerze. Jego książka to spokojna, wyważona opowieść o gwałtownych, nieokiełznanych uczuciach, które mogą zabić lub doprowadzić do szaleństwa.
Mohammed i Mina – bohaterowie książki Marbeta – w dzieciństwie mieszkali obok siebie. Po czterech latach, które upłynęły od chwili, gdy Mohammed opuścił rodzinny dom, chłopak i dziewczyna znów się spotkali. Mohammed zakochał się w Minie od pierwszego wejrzenia, ale dziewczyna nie odwzajemniła jego uczuć. Bohater zdobył pukiel jej włosów i dzięki pomocy szamanki, rzucił na nią zaklęcie. Stopniowo ich uczucie rozkwitło, a po kilku miesiącach Mina została żoną Mohammeda. Ale małżeństwo okazało się być dalekie od ideału. To wina magii, zdrady, a może skomplikowanych układów rodzinnych, z których nie mogli wyzwolić się młodzi ludzie?
Proza Mohammeda Mrabeta pozbawiona jest ornamentyki. Pisarz udowadnia tym samym, że o uczuciach można pisać precyzyjnie, oszczędnie, w sposób przemyślany, bez zadęcia właściwego dla młodych, niedoświadczonych pisarzy. Efekt jest zaskakujący: od tej lektury naprawdę robi się nam gorąco, bo rozgrzewa nas klimat tajemniczego Maroka, gdzie kupić można zabójczą truciznę, rzucić na kogoś urok, zakochać się i oszaleć z nienawiści. W prozie Mrabeta nie znajdziemy fajerwerków stylu, intelektualnej ekwilibrystyki lub skomplikowanej fabuły. Jest natomiast to, co charakterystyczne dla języka muzułmanów, a co świadczy o ich religijności i temperamencie. Pojawiają się więc w książce tradycyjne arabskie zwroty: „In sza Allah” („Jeśli Bóg zechce”), „Bi-as-salama” („Zostańcie w pokoju”) lub „Allah jukmil alejkum Bi-chajr” („Oby Bóg sprawił, że wszystko będzie dobrze”).
Oprócz tytułowej Miłości za kilka włosów w tomie opublikowane zostały trzy opowiadania. Czytelnicy, którym nieobcy jest mistyczny nurt w islamie, odnajdą w nich elementy arabskiej religijności i obyczajowości oraz stare, uniwersalne prawdy o naturze człowieka. Słusznie stwierdził amerykański pisarz Henry Miller, mówiąc, że Mrabet odkrył sekret porozumiewania się na wszystkich poziomach.
Maroko – miejsce, w którym rozgrywa się akcja książki – jest miejscem przedziwnym. Właśnie tam ścierają się wpływy Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki. Może dlatego powieść Mohammeda Mrabeta czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem. W książce pojawia się m.in. erotyczny wątek dotyczący związku młodego Mohammeda z bogatym Anglikiem, właścicielem hotelu w Tangerze. Dzięki niemu, Mohammed jest w stanie wynająć dom i zapewnić żonie dostatnie życie. Jego spotkania z Davidem nie są dla nikogo tajemnicą. Książka Mohammeda Mrabeta to właściwie przypowieść o miłości – prosta, czytelna, a przez to tak bardzo przekonująca. Nie przypadnie ona do gustu miłośnikom współczesnej prozy, wykorzystującej skomplikowane eksperymenty formalne. Mimo że od publikacji książki minęło ponad 40 lat, powieść Mohammeda Mrabeta nie straciła nic ze swojego uroku. Bo przecież dobra literatura nigdy się nie starzeje.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze