"Życie na trzy psy", Abigail Thomas
MAGDALENA SOŁOWIEJ • dawno temuOpowieść Abigail Thomas zawiera pozytywne przesłanie i dzięki temu napawa optymizmem. Chociaż mówi o ludzkim nieszczęściu, a finał nie przypomina hollywoodzkiego zakończenia, to może ucieczka od tego właśnie zabiegu czyni książkę bardziej wiarygodną. Przecież ta historia mogła dotknąć każdego z nas. Warto więc do niej zajrzeć, aby docenić to, co mamy. To jeden z wielu powodów zachęcających do przeczytania tej książki.
Już Proust przywoływał magiczną moc wspomnień, a smak magdalenki przywracał piękno utraconego czasu. W książce Abigail Thomas wspomnienie staje się ważnym elementem konstrukcji powieści. Przywołuje wzruszenie, ponieważ dotyczy szczęśliwych lat małżeństwa głównej bohaterki Abigail, której życie zmieniło się diametralnie, kiedy jej mąż Rich uległ poważnemu wypadkowi.
„Życie na trzy psy” to niezwykła opowieść o miłości wymagającej poświęceń. To także historia o oczyszczającej mocy wspomnienia. Kiedy Rich doznaje poważnego urazu mózgu, traci poczucie tego, co było. Nie może rozpoznać swego mieszkania, nie pamięta także, co wydarzyło się wcześniej w jego życiu. Choroba staje się dotkliwa, ponieważ mężczyzna ma napady złości i zaskakuje nieoczekiwanym zachowaniem: W ciągu kilku dni po operacji – mówi Abigail – okazuje się, że Rich wchodzi w okres zwany eufemistycznie „niewłaściwym zachowaniem” i będący etapem procesu dochodzenia do zdrowia, kiedy pojawiają się napady złości i irracjonalne reakcje. Jest wzburzony i zdezorientowany. Bohaterka uczy się wtedy cierpliwości i nie poddaje się zwątpieniu. Staje się bardziej refleksyjna i zaczyna doceniać drobiazgi, które wcześniej umykały jej uwadze. Wspomnienia powracają niczym ponownie odtwarzany film z przeszłości: Jadąc pociągiem do Manhasset, zawsze mijałam Flushing, gdzie dorastał mój tato. Pamiętam szalowany dom, krzaki hortensji. Pamiętam gabinet jego ojca, na lewo od wejścia, długą leżankę pokrytą skórą, oszklone gabloty z narzędziami lekarskimi.
Abigail uczy się na nowo życia, a głowę zaprzątają jej codzienne czynności, które wcześniej należały do męża, jak choćby troska o sprawny samochód. Nic więc dziwnego, że żona Richa musi stawić czoło poczuciu słabości i obawie o przyszłość swojej rodziny. Musi także walczyć o siebie i swoje szczęście. Opowieść prowadzona w pierwszej osobie sprawia wrażenie szczerego wyznania. Wywołuje wzruszenie, bo przecież „Życie na trzy psy” to także próba opisania ludzkiej wrażliwości, ulegającej przemianom pod wpływem życiowych doświadczeń. Główna bohaterka spokojnie snuje swoją historię, z której wyłania się portret silnej kobiety, chociaż niepozbawionej słabości. Dzięki temu portret ten jest bardziej ludzki i subtelny zarazem.
Kolejnym może być intrygujący tytuł, który autorka wyjaśnia, sięgając do tradycji Aborygenów: Gdy przychodziły zimne noce, australijscy Aborygeni spali z psami, żeby się ogrzać. Wyjątkowo zimną noc nazywali nocą na trzy psy. Ten motyw wiąże się z losami głównej bohaterki, która, żyjąc w poczuciu osamotnienia z powodu choroby męża, pocieszenie znalazła w obecności ukochanych zwierzaków: Prawda jest taka, że moje psy zawsze mnie rozśmieszają, dodają otuchy i nigdy nie nudzą. Gdy Rosie opiera głowę na moim ramieniu, Harry przywiera do lewego boku, a Karolina leży zwinięta jak paczka z chińskiej pralni, przepełnia mnie szczęście. Jesteśmy oazą spokoju na podwójnym łóżku.
Steven King powiedział o tej książce, że jest to dowód na istnienie miłości, która potrafi przenosić góry. Nawet jeśli wydaje się to niemożliwe. W wirze codziennych zajęć nie potrafimy często docenić tego, co już mamy, i ludzi, którzy są blisko nas. „Życie na trzy psy” na pewno nam o tym przypomni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze