"Słony wiatr", Marek Idczak
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuTo powieść, która oddaje realia Sopotu i jego surrealistyczną atmosferę. Historia osadzona jest w PRL-u. Bohaterami są miejscowi przestępcy, trudniący się napadami, stręczycielstwem, kradzieżami i oszustwami oraz agenci MO, którzy rozpracowują szajkę bossa mafii. Idczakowi udało się stworzyć ciekawą opowieść o przestępcy, który z przeciętnego człowieka wyrósł na najważniejszego gangstera w mieście.
Okładka tej książki przypomina tablicę, na której ktoś przypiął zdjęcie z wakacji: po nadmorskiej promenadzie idzie odwrócony do nas mężczyzna z walizką. Pod fotografią widnieje napis „Sopot – Berlin”. To zestawienie nie jest przypadkowe, gdyż doskonale oddaje klimat powieści Marka Idczaka.
„Słony wiatr” to historia osadzona w realiach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jej akcja rozgrywa się późną jesienią w opuszczonym przez turystów Sopocie. Bohaterami książki są miejscowi przestępcy, trudniący się napadami, oszustwami, stręczycielstwem i kradzieżami. Ich śladem podążają agenci Milicji Obywatelskiej, którzy rozpracowują szajkę głównego bossa sopockiej mafii – Aleksandra Pająka. Jeśli dodamy do tego historię miłosną oraz odrobinę polityki, powinniśmy otrzymać interesujący kryminał. Niestety „Słony wiatr” do takich nie należy. Dla Idczaka liczy się wyłącznie klimat ówczesnej „epoki”, przesiąkniętej groteską PRL-u. Bo nie ma w książce napięcia i dynamiki charakterystycznej dla dobrych opowieści gangsterskich. Ale jak na debiutancką powieść, „Słony wiatr” prezentuje się całkiem nieźle. Przypomnijmy: Marek Idczak w 2002 roku zajął I miejsce w konkursie literackim zorganizowanym przez Uniwersytet Gdański, a jego „Opowiadania z Ogrodowej” spotkały się z ciepłym przyjęciem czytelników i krytyków.
Aleksander Pająk, główny bohater powieści, to człowiek inteligentny, opanowany i trochę sentymentalny. Jest bogaty, doskonale zna Sopot i chętnie przebywa w popularnych miejscach. Jako właściciel świetnie prosperującego interesu, decyduje o tym, co dzieje się w jego mieście. Jego szkołą i uniwersytetem były sopockie ulice – mówi narrator - a ściślej, ciemne i śmierdzące moczem oficyny, wewnętrzne podwórka kamienic, do których nigdy nie wleciał ptak, albo tajemne skróty między ogródkowymi płotami, garażami czy znajdującymi się na tyłach domów drewnianymi komórkami, dzięki którym w czasie nie dłuższym niż ten potrzebny do wymówienia dziecięcego zawołania: „Pałka, zapałka, dwa kije”, można się było przemieścić do miejsc, do których normalną drogą szło się z dziesięć minut.
Aleksander Pająk ma swoich wrogów. Jugosłowiańscy cinkciarze chcą przejąć rynek, więc zrobią wszystko, by wyeliminować sopockiego capo di tutti capi. Poza tym Pająk nie podejrzewa nawet, że przeciwko niemu toczy się śledztwo. A jego wynikami jest ponoć zainteresowany sam pierwszy towarzysz, którzy za każdym razem, gdy przebywa w Juracie, interesuje się działaniami swoich agentów. Niestety popełniają oni błąd: kiedy walka między sopockimi przestępcami wkracza w kulminacyjną fazę, Aleksander Pająk zostaje ranny i ucieka za granicę.
Trzeba przyznać, że Idczakowi udało się miejscami stworzyć ciekawą opowieść o przestępcy, który z przeciętnego, w zasadzie dobrego człowieka, wyrósł na najważniejszego gangstera w mieście. Niestety wadą powieści jest brak interesującego, w odpowiedni sposób rozbudowanego wątku kryminalnego. Śledztwo prowadzone przez policję snuje się w irytującym tempie, nie poznajemy mechanizmów funkcjonowania mafii sopockiej, a i dialogi prowadzone w nadmorskich restauracjach są czasami nie do zniesienia. Szwankuje również konstrukcja powieści: Idczak wprowadza nowych bohaterów jakby przypadkowo, bez konsekwencji dla rozwoju akcji, a niektóre wątki zostały nadmiernie rozbudowane.
Dlatego „Słony wiatr” nie jest propozycją dla wielbicieli kryminałów. To powieść, która perfekcyjnie oddaje realia ówczesnego Sopotu, przenosząc w jego senną, trochę surrealistyczną atmosferę. Mimo wszystko, a może właśnie dlatego, warto sięgnąć po książkę Idczaka. Bo „Słony wiatr” to bez wątpienia świadectwo nieprzeciętnych zdolności literackich, które zostaną wykorzystane w odpowiednim momencie. Może w przyszłości autor „Opowiadań z Ogrodowej” napisze naprawdę interesującą książkę, w której sentymentalny klimat będzie równie ważny, co błyskotliwa, wciągająca fabuła.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze