Na Zachodzie zbiory opowiadań z wolna zdychają (sam Stephen King błaga czytelników o zainteresowanie się nimi), u nas z kolei kwitną – przynajmniej w tym jednym jesteśmy lepsi od Ameryki. Przyczyna zaniku popularności krótkiej formy ma dwojakie źródło. Autorzy, zwłaszcza ci wybitni, piszą powieści tak krótkie, że w normalnych czasach nie nadawałyby się do samodzielnej publikacji, po co więc czekać na zbiorek, skoro każdy tekst można wypuszczać samodzielnie? A i nam zmieniły się zwyczaje w zakresie spędzania czasu wolnego. Mając wolne pół godziny wolimy raczej włączyć telewizor lub odpalić Internet, co wcale nie jest karygodne – poziom literatury poleciał tak, że nawet walenie głową w mur bardziej pobudza intelektualnie niż książka. Wyposażony w tę wiedzę brałem tom Mogliby w końcu kogoś zabić przepełniony wątpliwościami. Te pogłębił jeszcze bliżej nieznany mi wydawca. A tu miła niespodzianka, niniejsza antologia wyróżnia się wysokim poziomem poczytności i w tym kontekście tajemnicza Oficynka, za nią właśnie odpowiedzialna, zaczyna przypominać nowego mistrza zbrodni, działającego do niedawna z ukrycia. Kto zabił? Gdzie? Nie wiemy. Lecz trup gęsto się ściele.
Co łączy te opowiadania? Ano, przykre przekonanie, że niewiele trzeba zrobić, aby dostać się pod nóż mordercy. Tym z kolei może być niemal każdy. Tu córunie mordują tatka i to w sposób tak zmyślny, że nawet policja rozkłada dłonie. Tam zakochany facet urządza prawdziwą krwawą łaźnię, żeby zaimponować swej lubej, na męża wściekłego, na zdradzającą żonę też można liczyć. Wszystkie te mordy dokonują się w poetyce brutalnego horroru, mimo, że do tego gatunku przynależy tylko jeden tekst w zbiorku, popełniony zresztą przez niezawodnego w tym zakresie Łukasza Śmigla. Wychodzi więc na to, że policjanci, kucharki, uczniowie i nauczyciele, starcy, pijacy oraz sklepowe sprzedające im wino śnią jedynie o tym, żeby sobie pozabijać. Brak w tym mordowaniu celu i sensu, gdyż poza nielicznymi przypadkami większość spraw dałoby się załatwić robiąc niewysoki przelew lub kupując kwiatki. Czy wszyscy tak mają? Naprawdę, w Mogliby… natrafiam na kompletny przekrój społeczeństwa, drżę więc nawet przed sąsiadem spotkanym w windzie, a dzieci grające w piłkę na pobliskim placyku przyprawiają mnie o zgrozę. Już nie wiem, piłka to czy głowa ludzka, no…