"Uratuj mnie", Guillaume Musso
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuO tym, że nasza przyszłość jest już z góry ustalona, przekonywał nas James Wong, reżyser mało ambitnego horroru „Oszukać przeznaczenie”. Guillaume Musso stawia zupełnie inną tezę: możemy dowolnie kreować naszą przyszłość, jeśli wszystkiemu, co robimy, towarzyszy prawdziwe, szczere uczucie. Najsilniejszym jest oczywiście miłość. Jednak powieści Musso daleko jest do przesłodzonych, banalnych konstatacji prosto z brazylijskiego serialu. „Uratuj mnie” to przede wszystkim książka z interesującymi postaciami z krwi i kości.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że Nowy Jork to wyjątkowe miejsce, w którym blichtr, bogactwo, snobizm i rozrzutność ścierają się z ubóstwem i wszechobecną samotnością. Powieść „Uratuj mnie” Guillaume'a Musso doskonale wpisuje się w ten klimat. Jest w niej również coś, co stereotypowo wiąże się z Manhattanem – historia szalonej, zapierającej dech miłości.
Juliette Beaumont, młoda francuska aktorka, poznaje w nietypowych okolicznościach przystojnego lekarza, wdowca. Spędzając w Nowym Jorku ostatnią noc przed powrotem do Francji, wyskakuje na jezdnię przed pędzący na oślep samochód prowadzony przez Sama Gallowaya. Chociaż Juliette wychodzi z wypadku bez szwanku, Sam zaprasza ją na drinka do restauracji. I jak to w Nowym Jorku bywa, wystarczy kilkanaście minut niezobowiązującej rozmowy, by młoda Francuzka i zamożny lekarz zakochali się w sobie bez pamięci.
Złośliwość losu sprawia jednak, że ani Sam, ani Juliette nie zdradzają się ze swoim uczuciem. Mimo to nasza bohaterka rezygnuje z powrotu do Francji. I ta decyzja ratuje jej życie, bo samolot, którym miała lecieć, ulega katastrofie. Dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty. Na ziemię zostaje wysłany duch nieżyjącej policjantki Grace Costello, która ma w drodze powrotnej zabrać Juliette ze sobą. Okazuje się, że śmierć w katastrofie lotniczej była jej przeznaczeniem, a od niego nie ma przecież ucieczki. Teraz Sam Galloway musi zrobić wszystko, żeby Juliette została wśród żywych.
Zgodnie z konwencją duch Grace Costello powinien wędrować po mieście i mścić się na żyjących. Nic bardziej mylnego: Costello wraca po dziesięciu latach na ziemię i swoje pierwsze kroki kieruje do kafejki, a zamiast snuć się nocą po mrocznych nowojorskich zaułkach, wybiera spacer po szerokich alejach Manhattanu. Również Juliette to nie głupia aktoreczka, która przyjeżdża do Stanów z głową pełną marzeń i natychmiast rezygnuje ze swoich planów, kiedy na jej drodze pojawiają się trudności. Juliette wie, czego chce, wie, że ma talent i że jej życie jest związane ze sceną, a decyzja o powrocie do Paryża to nie efekt chwilowego kaprysu, tylko uczciwe przyznanie się do porażki. Poza tym, choć tego chciałyby wielbicielki tanich romansów, Juliette nie od razu wpada w ramiona mężczyzny ani tym bardziej nie rezygnuje z wyjazdu, nie będąc przekonana, że to, co czuje do Sama, to prawdziwa miłość. To odpowiedzialna kobieta, chociaż z odrobiną szaleństwa we krwi. Kiedy trafia na mężczyznę swego życia, zapracowanego wdowca wciąż tęskniącego za zmarłą żoną, wydaje się, że szanse na jej związek z Samem są niewielkie. A kiedy w fabułę zamieszane zostaną duchy, dilerzy narkotyków, zamachowcy, policjanci i zbuntowana nastolatka, jesteśmy przekonani, że Sam i Juliette nigdy nie będą razem. Ale życie jest pełne niespodzianek. I taką niespodziankę szykuje nam Guillaume Musso.
Książka daje także wyjątkową okazję, by razem z bohaterami „Uratuj mnie” wędrować po Manhattanie, zapuszczać się do zakazanych dzielnic, odwiedzać kafejki i restauracje. Musso doskonale oddaje atmosferę wielkiego miasta, w którym więcej jest ludzi samotnych niż zakochanych. Wbrew powszechnej opinii Manhattan nie jest miejscem do romansowania - mówi narratorka. Ludzie nie przyjeżdżają tutaj szukać miłości. Do Nowego Jorku przybywa się, by robić interesy, zaspokajać ambicje zawodowe lub artystyczne, rzadko w poszukiwaniu pokrewnej duszy. (…) Tutaj miłosne rendez-vous aranżowane przez Internet przypominały bardziej rozmowy kwalifikacyjne w sprawie zatrudnienia. Ale wbrew wszystkiemu w Nowym Jorku wciąż pojawiają się zakochani. Czasami jest to dzieło przypadku albo efekt pomocy dobrych duchów. Środki nie są ważne. Liczy się przecież efekt.
„Uratuj mnie” Guillaume'a Musso to książka, którą można by ocenić na piątkę z minusem, bo są w niej drobne usterki i niedociągnięcia. Ale raczej nikt nie zwróci na nie uwagi. Historia nowojorskiej miłości Sama i Juliette to dowód na to, że nawet z najbanalniejszego tematu można stworzyć ciekawą opowieść.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze