„Poważny człowiek”, Ethan Coen, Joel Coen
DOROTA SMELA • dawno temuNajnowszy film Coenów to najbardziej nieoczywisty i zarazem najbardziej osobisty obraz w ich karierze. Bracia wywołują w nim ducha własnego dzieciństwa, odtwarzając warunki, w jakich dorastali w niewielkiej żydowskiej wspólnocie na przedmieściach amerykańskiego Środkowego Zachodu w końcu lat 60. Jak większość filmów braci, ten jest dziełem dopieszczonym formalnie, dbałym inscenizacyjnie i wybitnie precyzyjnym w swej konstrukcji. A jednocześnie niezwykle zagadkowym na poziomie interpretacyjnym.
Najnowszy film Joela i Ethana Coenów to prawdopodobnie najbardziej nieoczywisty i zarazem najbardziej osobisty obraz w ich karierze. Bracia wywołują w nim ducha własnego dzieciństwa, odtwarzając warunki, w jakich dorastali w niewielkiej żydowskiej wspólnocie na przedmieściach amerykańskiego Środkowego Zachodu w końcu lat 60.
Ale zanim rozpocznie się zasadnicza część filmu, reżyserzy serwują nam na przystawkę opowiedzianą w jidysz przypowiastkę, która cofa nas w czasie o dodatkowe 100 lat. W mroźny wieczór żydowski farmer przywozi do domu starego znajomego żony, który wedle wszelkich danych nie powinien już od dawna być wśród żywych. Burzliwa wymiana zdań kończy się wbiciem rabinowi dłuta w pierś. Nadal jednak nie jesteśmy pewni, czy starzec jest zwykłym śmiertelnikiem, czy — jak przekonuje żona — dybukiem, gdyż pod koniec sceny zdaje się w tym samym stopniu żywy i martwy, co kot ze słynnego eksperymentu fizyki kwantowej autorstwa Erwina Schrödingera.
Paradoks z kotem przywołuje zresztą później Larry Gopnik — wykładowca uniwersytecki, człowiek skromny i niczym się nie wyróżniający, który żyje w przekonaniu, że każde działanie pociąga za sobą określone konsekwencje. Pewnie dlatego pragnąc, by wszystko trwało w niezmienionej postaci, Larry praktycznie nie podejmuje żadnych działań. Mimo to wokół niego niespodziewanie zaczyna narastać chaos. Gopnik stara się być poważnym człowiekiem — żyć według wskazań swojej wspólnoty, szanować tradycję i wiarę przodków oraz wychowywać w niej swoje dzieci. Udziela także przedłużającej się gościny stukniętemu bratu, który poza notorycznym blokowaniem jedynej łazienki w domu pracuje ponoć nad jakąś teorią naukową.
Seria niefortunnych zdarzeń zaczyna się od próby wręczenia Larry'emu łapówki przez chińskiego studenta. Potem do komisji przyznającej uczelniane etaty wpływają anonimowe oszczerstwa, pojawiają się też problemy sąsiedzkie, nagle żona żąda rozwodu, a brat popada w konflikt z prawem. Larry przyjmuje wszystkie katastrofy z pokorą, jednocześnie jednak usiłując zrozumieć sens owych życiowych lekcji. A skoro nauka — pełna paradoksów i formuł matematycznych, które dowodzą, że niczego nie można być pewnym — nie przynosi oświecenia, biedak zwraca się w stronę religii ojców, udając się kolejno do trzech rabinów — młodego, średniego i bardzo sędziwego.
Jak większość filmów braci Coen Poważny człowiek jest dziełem dopieszczonym formalnie, dbałym inscenizacyjnie i wybitnie precyzyjnym w swej konstrukcji. A jednocześnie tym razem niezwykle zagadkowym na poziomie interpretacyjnym. Na pierwszym planie mamy tu ową narrację o ludzkiej potrzebie poszukiwania sensu w tzw. wyrokach losu. Pod spodem rzecz zdaje się trochę wikłać. Bo powracające niczym refren paradoksy, zapętlone wypowiedzi, powtarzane w kółko formuły sugerują, że być może istnieje jednak jakiś wzór na nieszczęście. Ale nawet jeśli tak, to rabini, do których udaje się Larry (ciągle powtarzając, że nie zrobił nic, by sobie na to wszystko zasłużyć), nie są mu go w stanie objawić. Ich mądrość polega bowiem w najlepszym razie na świadomości własnych ograniczeń i otwartości na przemyślenia młodszych pokoleń.
Spośród wszystkich narzędzi, po które w chwili kryzysu sięga Gopnik, jak na ironię to te przezeń zlekceważone mogłyby się okazać najbardziej użyteczne. Znajomość amerykańskiego prawa z pewnością pomogłaby pokrzywdzonemu bardziej niż odmiana hebrajskich czasowników nieregularnych, nad którą męczą się w szkole kolejne pokolenia żydowskich dzieci w USA. Jest jeszcze sztuka, która wdziera się do świata Larry'ego za pośrednictwem nachalnego sprzedawcy z wytwórni muzycznej. Na mocy mętnej umowy handlowej biedak wciąż dostaje płyty z kolekcji Columbia Records, których nigdy nie zamawiał. Tak samo jak serię kłopotów, o które się przecież nie prosił. Ale słowa przeboju Jefferson Airplane "Somebody to love" nie docierają do uszu Larry'ego, który pogrążony jest w rozmyślaniach nad naukową i moralną przyczynowością. A przecież odpowiedź na wielkie pytania, jakie stawia sobie ten typowy Coenowski bohater, jest strzeżona tym samym paradoksem, co niepewny status wspomnianego kota Schrödingera. Słowem, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę za Tym Wszystkim stoi, musimy najpierw umrzeć. Ale wtedy być może niczego się już nie dowiemy. A zatem warto nad tym i owym pomedytować już teraz, najlepiej wspólnie z Coenami. I koniecznie w kinie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze