„Niebezpieczny umysł”, reż. George Clooney
MICHAŁ GRZYBOWSKI • dawno temuNie ma co ukrywać, „Niebezpieczny umysł” nie skłania do jakichś głębszych przemyśleń. To tylko czysta rozrywka, ale najwyższej próby. Dla tych, którzy lubią oryginalne biografie w rodzaju „Części intymnych” Betty Thomas, czy „Człowieka z księżyca” Milosa Formana - wręcz idealna. Prawdy na temat telewizji należy szukać raczej w „Quiz Show” Redforda, tutaj jej z pewnością nie znajdziecie.
Jeżeli męczą Was “Randki w Ciemno”, odmiany popularnych “Nowożeńców”, czy kolejne edycje “Idola” tak chętnie emitowane przez stacje telewizyjne na całym świecie, to nadarza się dobra okazja, aby poznać człowieka odpowiedzialnego za to wszystko – Chucka Barrisa. A człowiek to niezwykły. To właśnie on spowodował, że telewizja zrezygnowała ze swojej pierwotnej, edukacyjnej roli, na rzecz taniej rozrywki. Swoich zainteresowań nie ograniczył wyłącznie do szklanego ekranu, napisał także kilka popularnych piosenek i nie mniej znanych książek. W 1982 roku opublikował swoją biografię, co po tak barwnym okresie życia wydawało się naturalnym krokiem. I wtedy Barris zaskoczył wszystkich. Wyznał, że przez wiele lat był agentem CIA i na jej zlecenie zabił trzydzieści trzy osoby. Ile w tym prawdy, tego nie wie nikt (pewnie niewiele). Sam autor milczy, a i Centralna Agencja Wywiadowcza nigdy nie potwierdziła tych rewelacji (ani nie zdementowała). Faktem jest jednak, że na podstawie tych opowieści George Clooney nakręcił znakomity film.
Oto młody Chuck Barris (niezwykle podobny do niego Rockwell) chcąc zwiększyć swoje szanse u kobiet, zatrudnia się jako przewodnik po gmachu telewizji NBC. Nie jest to bynajmniej posada, na której pragnie poprzestać, tak więc nieustannie szuka możliwości awansu (z marnym zresztą skutkiem). Pewnego dnia Penny (Barrymore), jego dziewczyna, nieświadomie podsuwa mu pomysł na program, który dziś znamy pod nazwą „Randka w Ciemno”. Próbny odcinek nie wzbudza entuzjazmu szefów; w latach sześćdziesiątych, w purytańskiej Ameryce, show oparte na spontanicznych reakcjach uczestników wydawało się projektem zanadto kontrowersyjnym. Wkrótce załamany Barris odkrywa, że śledzi go tajemniczy jegomość w kapeluszu (Clooney). Ten okazuje się agentem CIA i proponuje Chuckowi szkolenie. Od tej pory Barris będzie musiał łączyć swoje obowiązki producenta telewizyjnego (w końcu znajdzie się chętny na jego pomysły) i zabójcy na usługach agencji, której, jak powszechnie wiadomo (głównie z innych filmów), opuścić nie można…
Karkołomnego wyczynu połączenia tych wszystkich wątków z dwoma największymi mitami ówczesnej Ameryki w tle podjął się chyba najwybitniejszy obecnie scenarzysta Hollywood, Charlie Kaufman (sylwetkę tego nietuzinkowego pisarza znajdziecie w następnym numerze WKinK, 28 listopada) i wyszedł z tego zadania obronną ręką. Film nie nudzi ani przez chwilę, iskrzy od świetnych dialogów i specyficznego humoru. Swoista gra z widzem to dla Kaufmana nie nowość; zapewniam, że zaskoczy i tu. Najważniejsze jednak, że stworzył miejsce dla fantastycznej kreacji Sama Rockwella (warto zapamiętać to nazwisko, z pewnością jeszcze nie raz o nim usłyszymy), od którego wprost nie można oderwać oczu. A trzeba powiedzieć, że nie znika z ekranu ani na moment. Przez ten czas odgrywa chyba wszelkie możliwe stany emocjonalne, od euforii (jego szalonego tańca w jednej ze scen długo nie zapomnę), aż po ciężkie załamanie nerwowe. Brak oscarowej nominacji dla tego aktora to naprawdę smutna pomyłka. Rockwellowi godnie partnerują Barrymore, która jeszcze nigdy nie wyglądała tak uroczo i sam Clooney, wyraźnie z przymrużeniem oka odtwarzający swoją postać. Na drugim planie Julia Roberts, w nietypowej dla siebie roli; zapomniany już nieco Rutger Hauer, znana z „Sekretarki” i „Donnie Darko” Maggie Gyllenhaal, a na deser, w przepysznej gagowej scenie, Brad Pitt i Matt Damon. Widać, że Clooney uruchomił swoje znajomości.
Zdjęcia. To trzeba zobaczyć. Newton Thomas Sigel zasłynął pięknymi kadrami przy okazji „Złota Pustyni”, a tu poszedł jeszcze dalej. Mało które sceny wyglądają tak samo. Sigel zastosował różne filtry w zależności od miejsca akcji i tak np. studio telewizyjne zdominowały pastelowe, kiczowate kolory, a gorący Meksyk wyraźnie kontrastuje z mroźnym Berlinem. Ciężko już nawet określić, czy surowe fragmenty wywiadów zamieszczonych w filmie są autentyczne, czy tylko na takowe stylizowane.
Wreszcie dochodzimy do osoby, która pokierowała tym przedsięwzięciem. „Niebezpieczny umysł” to reżyserski debiut George’a Clooney’a, dotąd znanego wyłącznie z aktorskich poczynań. Poradził sobie z tym zadaniem świetnie. Na ekranie wręcz sypie pomysłami, zadziwia ciekawymi przejściami scen, oryginalnymi split-screenami i nietypowymi miejscami, z których często ukazuje poszczególne sceny. Tyle, że mało kto wierzy w samodzielną pracę Clooney’a. Złośliwi wskazują na Stevena Soderbergha, uznanego reżysera, a prywatnie przyjaciela byłej gwiazdy „Ostrego Dyżuru”, który tym razem pełnił rolę producenta wykonawczego. Zagwozdka godna filmu.
Nie ma co ukrywać, „Niebezpieczny umysł” nie skłania do jakichś głębszych przemyśleń. To tylko czysta rozrywka, ale najwyższej próby. Dla tych, którzy lubią oryginalne biografie w rodzaju „Części intymnych” Betty Thomas, czy „Człowieka z księżyca” Milosa Formana — wręcz idealna. Prawdy na temat telewizji należy szukać raczej w „Quiz Show” Roberta Redforda, tutaj jej z pewnością nie znajdziecie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze