Raw food - moda na surowe jedzenie
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuMargaret Mead powiedziała kiedyś, że łatwiej jest zmienić czyjeś wyznanie, niż dietę. Zdaje się, że miała rację. Jeśli również prawdą jest powiedzenie, że człowiek jest tym, co je, wypada zadać sobie pytanie: co my właściwie ze sobą zrobiliśmy? Idea raw food ma na świecie coraz więcej zwolenników.
Margaret Mead powiedziała kiedyś, że łatwiej jest zmienić czyjeś wyznanie, niż dietę. Zdaje się, że miała rację. Jeśli również prawdą jest powiedzenie, że człowiek jest tym, co je, wypada zadać sobie pytanie: co my właściwie ze sobą zrobiliśmy?
To nie fikcja. Wystarczy spojrzeć dookoła: zmieniamy się w gatunek parszywy, chorobliwie tłusty, nieruchawy i chory, coraz bardziej chory. Tyjemy na potęgę. Coraz więcej dzieci już w wieku wczesnoszkolnym cierpi na otyłość, z którą wiążą się najróżniejsze schorzenia. Cukrzyca, depresja, bezpłodność, nowotwory, uzależnienia – to tylko niektóre choroby, które toczą homo sapiens na coraz szerszą skalę. Jak to możliwe, skoro żyje nam się coraz lepiej, mamy więcej jedzenia i coraz więcej aptek z cudownymi lekami na wszystkie niemal dolegliwości?
Większość naukowców przychyla się do teorii, mówiącej, że wiele chorób wynika z diety i środowiska, w którym żyjemy. W ciągu kilku ostatnich lat nasze jedzenie przestało być jedzeniem, zmieniając się w coś, co tylko wygląda jak pokarm. Mięso faszeruje się chemią i konserwantami. Coraz chętniej sięgamy też po żywność wysoko przetworzoną, kupując gotowe dania. W kuchni stosujemy półprodukty, konserwowane chemią. Co gorsze – większość posiłków popijamy pewnym popularnym brązowym napojem gazowanym czy słodzonymi sokami. Nie starcza nam czasu na śniadania, a kiedy robimy się głodni, jemy drożdżówki i batony. Efekty takiej diety widać dookoła: jest wśród nas coraz więcej chorobliwie otyłych, schorowanych ludzi.
Psychologowie zauważyli, że istnieje związek między tym, czym karmimy swoje ciała a tym, jak działa nasza psychika. Osoby palące dużo papierosów, pijące dużo kawy są często sztywne w poglądach i dość kwaśne dla otoczenia, co wiąże się z zakwaszeniem organizmu (cierpią na sztywność stawów). Ci, którzy lubią cukier (a co za tym idzie – są grubi), bywają infantylni, zupełnie jakby pod warstwą tłuszczu chcieli schować prawdziwych siebie, jakby nie chcieli nigdy dorosnąć, do końca pozostając dziećmi. Dzieci karmione mięsem w dużej ilości cierpią częściej na ADHD niż dzieci wegetarian. Także kobiety, które jedzą dużo mięsa (zwierzętom podaje się bardzo dużo różnych hormonów), mogą mieć problemy z zajściem w ciążę, bo ich gospodarka hormonalna została rozregulowana. Dziewczynki karmione kurczakami zaczynają pokwitać przed dziesiątym rokiem życia. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność.
Dlaczego oczywiste jest dla nas, że do samochodu należy lać najlepsze paliwo, twarz smarować najlepszym kremem, a jednocześnie nie mamy świadomości tego, że jeśli wrzucamy do żołądka śmieci, nasze ciało zepsuje się, i to już niedługo? Może dlatego, że mało się o tym mówi? Kto miałby zresztą mieć interes w zwiększaniu świadomości ludzi? Sieciowe fast-foody, których hamburgery się nie psują, tak są nafaszerowane konserwantami? A może producenci wysoko słodzonych napojów, zwłaszcza jednego, polecanego do każdego posiłku (dwulitrowa butelka tego napoju zawiera 49 łyżeczek cukru!)? A może koncerny farmaceutyczne zbijające krocie na sprzedaży leków na zgagę, wzdęcia, na problemy z zatwardzeniem, biegunką, preparatów odchudzających, przyjaznych bakterii jelitowych i innych wynalazków? (Jak my w ogóle wcześniej trawiliśmy sami bez tych wszystkich tabletek?). Hodowcy mięsa? Supermarkety sprzedające ten cały szajs?
Nie jestem zwolenniczką spiskowych teorii, ale ta sytuacja wydaje mi się być wysoce podejrzana. Karmi się nas śmieciami bez mrugnięcia okiem. Wmawia się, że brązowy napój to czysta radość, z hamburgera robi się symbol rodzinnej bliskości. Reklamy bez zająknienia wciskają kity o zdrowych płatkach śniadaniowych (cukier, tłuszcze trans), zupach instant zalewanych wodą (cała tablica Mendelejewa?), pysznych słodyczach i innych trujących świństwach – dzień i noc, bez ustanku, we wszystkich środkach masowego przekazu. Z drugiej strony koncerny farmaceutyczne swoimi wszechobecnymi przeciwbólowcami i innymi cudownymi specyfikami obiecują, że zaraz zniwelują skutki złej diety. Dla tych, co już są tak zatruci i wykończeni, wymyślono napoje energetyzujące – kolejne wyniszczające barachło, które trzeba zażywać w ostatnim stadium zdychania na zatrucie światem?
Jedni trują, drudzy ratują, interes się kręci.
Tylko my coraz słabsi, grubsi, nieszczęśliwsi.
Czy jest jakieś lekarstwo na powszechną intoksykację? Coś musimy przecież jeść, a trudno, żebyśmy zaraz wszyscy porzucili swoje życia, udając się w dzikie bieszczadzkie ostępy, by hodować brukiew. Sposób, w jaki można się wyrwać z zaklętego kręgu chorób, przyjmowania trucizn, nieustannego odchudzania się, zdaje się być prosty. Zawiera się w dwóch słowach RAW FOOD czyli – surowe jedzenie.
Od roku 2007 Dan „The Man” McDonald (nomen-omen!) za pomocą Youtube przekonuje miliony osób na całym świecie do swojej genialnie prostej idei: do jedzenia surowych warzyw i owoców. Ten przystojniak z blenderem, w którym miesza swoje życiodajne posiłki, od lat cierpliwie tłumaczy, jaka jest zależność między pokarmem a samopoczuciem. Pokazuje, że można jeść inaczej, genialnie prosto, wyjaśnia, dlaczego nasze organizmy nie rozpoznają wysoko przetworzonej żywności jako pokarmu. Zapewnia, że radykalną zmianą diety można skutecznie leczyć nawet nowotwory.
Idea raw food (podobnie jak slow food) ma na świecie coraz więcej zwolenników. Trudno nie wspomnieć, jak bardzo ważne jest jedzenie nieprzetworzonej żywności dla całego środowiska naturalnego: omijając linie produkcyjne w fabrykach nasze jedzenie nie tylko zyskuje; znika transport, a więc zanieczyszczenie środowiska spalinami; znikają krowy, produkujące najwięcej gazów cieplarnianych na świecie… to oczywiście mrzonki. Krowy nie znikną. Ale warto spróbować zmienić swoje życie za pomocą tego, co na talerzu. Dan The Man zapewnia, że na efekty nie trzeba długo czekać. Można zacząć już dziś. Lato w pełni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze