Małe męskie tajemnice
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZ męskich sekretów tylko te małe są ciekawe. Nudność wielkich tajemnic naprawdę przytłacza. No bo jaki to wielki sekret może skrywać facet? Kogoś pobił albo zamordował. Zdradził żonę. Brał narkotyki. Doniósł na sąsiada. Nosi damską bieliznę. Nuda, nuda, nuda.
Najpopularniejsza mała męska tajemnica wiąże się, rzecz jasna, z rozmiarem przyrodzenia. Termin „mały” uzyskuje w tym kontekście dodatkowe znaczenie. Mężczyźni są niesłychanie zaambarasowani tym problemem, nie bez słuszności. O metodach dokonywania pomiarów można by napisać epopeję – istnieje mnóstwo sposobów, aby miarkę oszukać, przydając w ten sposób, choćby fikcyjnie, bezcennych centymetrów. Chłop oczywiście się nie przyzna, lecz bądźmy szczerzy – każdy z nas nie tylko sobie mierzył, ale również zaokrąglał w górę.
Tajemnice związane z filmem są stosunkowo proste. W większości facetów (a przynajmniej we mnie, ich najwspanialszym reprezentancie, jakby nie było) drzemie ckliwość, wydawałoby się, właściwa wyłącznie dziewczynkom z rolniczych szkół przyklasztornych. Na przykład, uwielbiamy komedie romantyczne, zwłaszcza te mało komediowe za to romantyczne bardzo, chcielibyśmy zmienić się w skrzyżowanie Hugh Granta z Adamem Sandlerem i spoglądać w oczy Drew Barrymore do końca świata i jeden dzień dłużej. Wskutek szczęśliwego zbiegu okoliczności, dziewczyny również lubią te filmy i jeszcze przyznają się do tego. Powiedzmy tę prostą prawdę: gdy facet zaprasza dziewczynę do kina na komedię romantyczną, czyni to dla siebie, a nie dla niej.
Przykład muzyczny również łatwo przychodzi do głowy. Nikomu nie podoba się „Ona tańczy dla mnie”, a jednak wszyscy tego słuchają. Ja jednak nie o tym. Jakieś piętnaście lat temu objawił się włoski zespół Rhapsody, wykonujący muzykę symfoniczno-metaliczną. Chłopaki wyglądali na członków honorowych Klubu Masturbatora, a najważniejszy z nich miał twarz wykręconą w wyrazie przejmującego smutku. Wygrywali patetyczne kawałki o rycerzach i smokach, pełne podniosłych refrenów i melodii z wesela wygrywanych przez jakąś tanią orkiestrę symfoniczną. Innymi słowy, był to szajs ponad szajsami, absolutne dno, coś do czego wstyd się przyznać. W którymś momencie wszyscy moi kumple słuchali tego zespołu, oczywiście po cichu, na słuchawkach, nocą. Postępowali tak niezależnie od osobistych preferencji muzycznych i muzycznej kultury. Rhapsody w niewytłumaczalny sposób przyciągało wielbicieli grunge, alternatywy, hip-hopu oraz kwaśnego jazzu. Znamienne, że największą, choć sekretną miłość do tego koszmaru z ziemi włoskiej zdradzali ci, związani z muzyką zawodowo. Dziennikarze, instrumentaliści, raperzy oraz wyjce. Nikt by się do tego publicznie nie przyznał. Spotykaliśmy się w sekrecie, puszczając sobie ukochane kawałki. Rhapsody uczyniło z nas coś w rodzaju sekretnego stowarzyszenia, masonerii dla ubogich w XXI wieku.
Najciekawszym męskim sekretem, który znam i podzielam, jest miłość do tak zwanych kolorowych czasopism. Gazetki te, wypełnione plotkami o gwiazdach, fotografiami tychże, krótkimi historyjkami o miłości, przepisami kulinarnymi, radami psychologów wzbogaconymi o horoskopy, są nominalnie przeznaczone dla płci pięknej. Ich lektura stanowi niewyobrażalną wręcz przyjemność dla mnie i wielu innych facetów. Doświadczenie obcowania z tymi tanimi, barwnymi karteczkami można porównać tylko do kontaktu z pornografią we wczesnej nastoletniości. Wówczas, w epoce bez sieci, kontakt ze świerszczykiem pulsował w rytm bicia serca najbardziej fascynującej z tajemnic. Dorosłemu mężczyźnie kontakt z pornografią nie przystoi; pozostały kolorowe gazetki.
Uwielbiam je szczerze i dają mi wiele radości – otwierając którąkolwiek, czuję się, jakbym trafił w sam środek opery mydlanej. Tylu bohaterów! Tak wspaniałe historie! Ktoś przedawkował, pobili się kochankowie, pani zdradziła pana lub na odwrót, jakaś księżniczka ma nową sukienkę, nowe cycki i tyłek, zaś czyjś rozpieszczony brzdąc wylądował w więzieniu albo nawet w trumnie. Niewiedza jeszcze wzmacnia wspaniałość tego doświadczenia. Po prostu, nie mam pojęcia kim są ci ludzie, skąd przyszli i co robią w życiu. Nie wiem kim jest Honorata „Honey” Skarbek, lecz z zapartym tchem czytam o jej kolekcji butów i chłonę poglądy tej ślicznej dziewczynki na temat penisa Zombie-Boya czy kogoś takiego.
Ogromną rolę odgrywa stygmat. Zwróciłyście uwagę, miłe panie, że gazety dla kobiet są bardziej oflagowane niż te przeznaczone dla mężczyzn. Dziewczyna czytająca Playboya i CKM nikogo nie dziwi. Facetowi nie wypada sięgnąć po kolorową gazetkę. Nie będzie czytał takiej w tramwaju. Taka sytuacja podgrzewa jeszcze przyjemność obcowania z tymi pisemkami, dodaje posmaku zakazanego owocu. Dlatego ta męska tajemnica jest naprawdę tajemnicą, małą i wstydliwą.
I oto staję przed problemem? Jak mam zdobyć kolorową gazetkę? Co powinienem zrobić, by pogrążyć się w lekturze? Sposobów znam mnóstwo. Gdy pragnę się ostrzyc, wybieram fryzjera, u którego zawsze są kolejki, przychodzę wcześniej i bez zapowiedzi, w konsekwencji czego muszę odczekać swoje, pół godziny wzwyż. U fryzjera jest masa kolorowych gazetek, brakuje jakichkolwiek innych i nic nie stoi na przeszkodzie, bym pogrążył się w lekturze. Nieustannie odwiedzam znajomych, którzy trzymają w toalecie prasę tego rodzaju. Gdy znikam w łazience na trzy kwadranse, nie oznacza to jeszcze, że mam problemy żołądkowe! Mówiąc o nich, bezczelnie łżę, zaś moje serce ciąży ku przygodom Honoraty i jej koleżanek. Jestem gotów symulować chorobę, by trafić do szpitala, gdzie wiadomych gazetek znajduje się mnóstwo. Mógłbym opiekować się staruszkami, którzy prasę plotkarską po prostu uwielbiają. I tak dalej.
Największą radość sprawia oczywiście niespodzianka – pisemko porzucone na klatce schodowej, pozostawione w przedziale, gdzieś tam ciśnięte. Najprawdziwszy skarb, wielobarwna brama do szczęścia! Raz doświadczyłem jeszcze piękniejszej przygody – oto na pchlim targu kupiłem sobie coś niepotrzebnego, popielniczkę, figurkę, nie pamiętam już. Życzliwa handlarka zawinęła nabytek w kolorową gazetkę. Poczułem się, jakby Natalie Portman sprzedała mi buziaka.
Albo Honorata Skarbek, kimkolwiek jest.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze