Galernicy z nudy
CEGŁA • dawno temuFatalnie się czuję w sytuacjach siłowych, a jednak świat stał się brutalny i chcąc nie chcąc, muszę w tym uczestniczyć albo się z tym stykać. Nie umiem sobie z tym radzić. Gdy dojrzewa w powietrzu jakaś awantura albo co gorsza, dochodzi do skutku, coś się ze mną dzieje, cała się trzęsę i boję, a potem godzinami nie mogę dojść do siebie ani utrzymać nawet w ręce telefonu. Chciałabym w takich momentach umieć obronić się sama. Bez przemocy, której nienawidzę. Niestety, jedyne, na co umiem się zdobyć, to milczenie.
Kochana Cegło!
Nie napisałabym, gdyby list Yellowhead. Akurat ja patrzę na świat trochę inaczej niż ona, zresztą nie mam w swoim otoczeniu kobiety prawdziwie zimnokrwistej, która ma odwagę szczeknąć swojemu chłopakowi: kochanie, nie spełniasz państwowych norm współżycia, bez względu na to, kto jest w koalicji rządowej! Ja taką kobietą nie jestem, wbrew tym wszystkim myślom, w środku jestem raczej potulniakiem. Ale mam też inny problem. Fatalnie się czuję w sytuacjach siłowych, a jednak świat stał się brutalny i chcąc nie chcąc, muszę w tym uczestniczyć albo się z tym stykać. Nie umiem sobie z tym radzić. Gdy dojrzewa w powietrzu jakaś awantura albo co gorsza, dochodzi do skutku, coś się ze mną dzieje, cała się trzęsę i boję, a potem godzinami nie mogę dojść do siebie ani utrzymać nawet w ręce telefonu.
I nie napisałabym, gdyby nie okropny dzień ostatnio. Poszliśmy w sobotę rano do metra — dwie moje koleżanki, trzech kolegów, w tym mój chłopak. Z zamiarem pojechania na „zakupy oczami”, a potem na piknik z muzą. W metrze była reklama filmu Galerianki, mniej więcej czytałam, że to o k….ch w moim wieku czy nawet młodszych. Niestety, niewtajemniczony kolega popatrzył się na reklamę i powiedział do nas dziewczyn, na zasadzie czystego dowcipu: O, to o Was! Chodziło mu raczej tylko o to, że wszyscy nie mamy kasy, więc zmuszamy naszych chłopaków, żeby raz na 2 tygodnie połazili z nami po sklepach i posłuchali naszych westchnień – tu kurtka, tam buty. Potem człowiek kupuje sobie kolczyki za 16 zł, zjada jakąś superkanapkę i jest po sprawie. Tylko o to mu chodziło, ewidentnie nie znał treści filmu, bo by tak nie powiedział. Moja kumpela jest jego dziewczyną, wiem, że to normalny koleś. Zresztą, żadne z nas nie było na tym.
Takie rzeczy wydają się niby proste i jasne między znajomymi, ale mój chłopak i chłopak koleżanki naskoczyli we dwóch na niego i wdała się dyskusja ręczna. Prosiłam, żeby przestali, ale jakoś tak słabiutko. Nie umiem się szarpać. Potem doszła straż miejska, dodatkowo jedna koleżanka niestety nie miała biletu… Wyszła afera, niepotrzebnie. Włączyli się ostatecznie moi rodzice, ponieważ strasznie się przestraszyłam i do nich zadzwoniłam. Z chłopakiem jestem pokłócona z własnej winy, nie umiałam go powstrzymać od głupiej reakcji.
Piszę o tym dlatego, że nie ma bezpośrednio porównania z sytuacją Yellowhead, ale jednak jest coś takiego jak totalne niezrozumienie i obrona fałszywych racji. Bałam się zwrócić mojemu chłopakowi uwagę, że nie musi stawać w mojej obronie. Nikt nie chciał mnie obrazić, wierzę w to, ani też ja nie czuję się na zasadzie „uderz w stół”. Mój chłopak zareagował przesadyzmem, jakby faktycznie się bał, że ktoś może mnie utożsamić z treścią filmu? Skąd mu się to wzięło, czyżbym ja dała powody? Albo moja koleżanka? Nie można przecież słuchać niewolniczo cudzych ocen, podsumowań, trzeba mieć własne zdanie, rozróżniać żarty od rzeczywistości i własnego życia. Kto, jeśli nie on, ma wiedzieć, jaka naprawdę jestem? I gdzie mamy szukać akceptacji, zrozumienia, jeśli głupawe streszczenie filmu dla reklamy przekreśla nagle sens naszego jeszcze bardziej głupawego w sumie życia!
Chciałabym w takich momentach umieć obronić się sama. Przed znajomymi, przed chłopakiem, przed szufladkowaniem wszystkich przez wszystkich. Bez przemocy, której nienawidzę. Niestety, jedyne, na co umiem się zdobyć, to milczenie, kiedy „trzeba”, piszczenie, kiedy „trzeba”. No i ta duma: mój facet nie pozwolił mnie zgnoić! A przecież wiem, że to parodia prawdy i naszych kobiecych marzeń o rycerstwie naszych chłopaków. Kogucie puszenie się w nieistniejącej sprawie, gdy, jak w piosence, po prostu kasy brak. Wstydzę się za siebie i za niego, palą mnie po prostu uszy, że brałam udział w czymś takim.
Mrówcia
***
Kochana Mrówciu!
Dotknęłaś kilku wątków jednocześnie, warto by było uporządkować ten bałagan: co w opisanej historii przeszkadza Ci najbardziej? Mogę tylko spróbować Ci pomóc, mówiąc, jak ja to widzę.
Powiedzenie sobie, że świat jest brutalny, to taki kiepski wytrych, który niczego nie otwiera. Ktoś mógłby w tym momencie zaoponować: nie, nie, świat jest piękny! I wywiązałaby się bezprzedmiotowa dyskusja… Jedno jest pewne — nadal trzeba sobie na nim radzić, szukać rzeczy i przeżyć możliwie pozytywnych, prawda? O tym, jaki będzie NASZ wycinek świata, w dużej mierze decydujemy sami (pomijając rzeczy, na które nie mamy wpływu). Zmierzam do tego, że Ty, jako romantyczka (umiarkowana, ale jednak), musisz odnaleźć swoje miejsce tam, gdzie byle chamski epizod nie będzie Cię strącał w otchłań pesymizmu i burzył Twojej wizji, do której masz prawo. A jest to związane z dokonaniem przykrego być może wyboru.
I teraz bardzo ważne pytanie brzmi: czy historia w metrze była w Twoim życiu rzeczywiście tylko epizodem? Bo jeśli w gronie Twoich znajomych konflikty rozwiązuje się zawsze w ten sposób, to wybacz, ale doradzam radykalną zmianę otoczenia. To nie jest Twoja bajka, po prostu. Nie ma nic fajnego w odciąganiu swojego chłopaka od udziału w sobotniej bójce, ani rozsądnego powodu, by w ten sposób spędzać wolny czas, chyba się ze mną zgodzisz. Poczucie winy za to, co się stało, jest już zwyczajnie absurdalne. Podsuwam Ci tę myśl między innymi dlatego, że sprawiasz wrażenie osoby bardzo znerwicowanej, a to może – choć nie musi – być jedną z przyczyn Twojego stanu.
Załóżmy jednak, że była to sytuacja jednorazowa. W moim odczuciu, tak jak w Twoim, odzywka kolegi, nawet jeśli niezbyt fortunna, nie była agresywna i została błędnie odczytana. Co zatem spowodowało tak gwałtowną reakcję? Alkohol? Zadawniony, niewyjaśniony zatarg? Specyficzny układ sił, panujący w Waszej grupie? W takim wypadku, kiedy już ostygną Wam głowy, warto by może usiąść nad tym wspólnie i się zastanowić. Co się u Was dzieje „między słowami”? W jaki sposób do Waszych stosunków zakradła się agresja? Niech każde z Was odtworzy swoje samopoczucie z tamtego dnia i określi swoje stanowisko. Tylko podpowiadam, ale może dojdziecie do bardziej ogólnych wniosków. Czy spędzacie razem czas tak, jak lubicie?
Napomknęłaś o frustracji związanej z brakiem pieniędzy… To powszechny problem. Nie bójcie się przyznać do tego, że macie niespełnione marzenia, czujecie się rozbici, zabija Was niemożność, być może nawet nuda. Wiem, to zabrzmi patetycznie, ale czasem naprawdę trzeba zrobić PLAN. Ustalić, co da się zmienić. Znaleźć sobie fajne rzeczy do roboty, niekoniecznie wymagające gigantycznych nakładów finansowych (najczęściej to tylko wymówka), a przynoszące tzw. frajdę.
I tu dochodzimy do tych nieszczęsnych Galerianek. Pogadaj szczerze z chłopakiem, z koleżankami. Zapewniam Cię, że jeśli dobrze poskrobiecie, odsłoni się dość banalna prawda: wzdychanie do rzeczy przez szybę nikogo tak naprawdę nie bawi – ani Was, dziewczyn, skoro nie możecie mieć upragnionych ciuszków, ani tym bardziej Waszych chłopaków, którzy nie są w stanie temu zaradzić. Trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że na tym etapie Waszego życia jest to zajęcie jałowe. Zamiast więc fundować sobie dodatkowe stresy, wymyślcie coś, hm, bardziej rozwojowego. Nawet w galerii handlowej można robić ciekawe rzeczy: fotografować zabawne zdarzenia, zmuszać naburmuszonych ludzi do przyjmowania ulotek z uśmiechem, zaczepiać dzieci w przebraniu misia. Przy okazji można też zarobić.
To tak na dobry początek.
I jeszcze coś: dorosły człowiek, jak nie ma biletu, to idzie na piechotę:). Dobra, jestem zołzą, ale pozdrawiam Cię mocno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze