Kredyt bardziej łączy niż ślub
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuDawniej ślub stanowił symboliczny krok do wspólnego życia. Dzisiaj wiele młodych ludzi żyje „na kocią łapę” i deklaruje, że żaden papierek z Urzędu Stanu Cywilnego nie jest im do szczęścia potrzebny. Obecnie momentem połączenia nie jest ślub, a zakup wspólnego mieszkania. Zaciągając pożyczkę na 30 lat para mówi sobie: i będę spłacał go z tobą na dobre i na złe.
Wystarczy spojrzeć na statystyki. Z danych GUS wynika, że w 1970 roku tylko 5 procent dzieci miało rodziców w związkach pozamałżeńskich. A w 2009 spośród 420 tys. urodzonych dzieci aż 85 tys., czyli ponad 20 procent ma rodziców żyjących na kocią łapę.
Młodym ludom nie zależy na ślubie, bo wiedzą, że ani cywilny, ani kościelny nie chroni przed rozwodem. Co innego kredyt. Obecnie mało kto ma możliwość zakupu mieszkania za gotówkę. Jedyna szansa posiadania dachu nad głową, to kupienie go na raty. A te łatwiej spłacać, kiedy na kredyt decydują się dwie osoby. Wtedy jedna pensja idzie na opłaty, a drugą można przeznaczyć na bieżące wydatki. Często dopiero w momencie zaciągnięcia pożyczki partnerzy decydują się na wspólne konto. Wiedzą, że muszą wspierać się w kryzysie.
Co jednak zrobić, kiedy partnerzy zdecydują, że jest już im nie po drodze. Teoretycznie można sprzedać mieszkanie i spłacić zobowiązania. Problem jednak w tym, że ceny spadają, a rynek mieszkaniowy jest przesycony. Ci, którzy zaciągnęli pożyczkę we frankach szwajcarskich, dziś często muszą oddać więcej, niż warte jest lokum. Zbyt dużo tracą, żeby chcieć spieniężyć mieszkanie, bo do interesu musieliby jeszcze dołożyć.
Można też ustalić, że jedno z partnerów zatrzymuje nieruchomość dla siebie, oddaje drugiemu to, co włożyło we wspólne lokum i przejmie kredyt na siebie. Wtedy podpisuje się aneks do umowy, gdzie wykreśla się jednego z kredytobiorców. Problem w tym, że bank musi na nowo sprawdzić zdolność kredytową osoby, która zobowiązania przejmie. I może się okazać, że jej nie posiada.
Co jednak, jeśli mimo wszystko para nie chce dzielić życia i kredytu? Sytuacja nie jest bez wyjścia. Może sprzedać nieruchomość nawet ze stratą. Ale za to zyskać możliwość ułożenia sobie życia na nowo bez starych zobowiązań. Innym rozwiązaniem jest umowa mówiąca o tym, że jedno z małżonków wraz z przejmowanym mieszkaniem, bierze na siebie obowiązek spłacania kredytu. Wtedy jeden ze współmałżonków pozostaje kredytobiorcą, a drugi zrzeka się mieszkania. Dokument należy podpisać u notariusza. Problem polega na tym, że z punktu widzenia banku, obie osoby są nadal kredytobiorcami. Co daje więc taka umowa? Sporo. Jeśli ekspartner nie płaci kredytu, jak się zobowiązał, a bank ściga osobę, która jest przekonana, że pozbyła się problemu, można wystąpić do nierzetelnego małżonka o oddanie wydanych na spłatę kredytu pieniędzy. Najczęściej w takiej sytuacji pozostaje droga sądowa i komornik. Trudniej jest pozbyć się kredytu zaciągniętego na 30 lat, niż wziąć rozwód.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze