Ale po co nam ślub?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuCo pewien czas instytucje badające opinię publiczną sprawdzają, jak to jest z naszą religijnością. Rzecz niezmiernie ciekawa, bo Polacy wszem i wobec deklarują swoje oddanie dekalogowi, sprzeciwiając się wszelkim moralnym nowościom płynącym do nas z Zachodu. I chociaż starają się być nowoczesnymi obywatelami, jakoś nie przeszkadzają im coniedzielne kazania krytykujące gejów, lesbijki, związki partnerskie, gender, feminizm, aborcję, in vitro i Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Jaka jest więc wiara Polaków – ta, która dotyczy spraw naprawdę fundamentalnych, bo ostatecznych?
Co pewien czas instytucje badające opinię publiczną sprawdzają, jak to jest z naszą religijnością. Rzecz niezmiernie ciekawa, bo Polacy wszem i wobec deklarują swoje oddanie dekalogowi, sprzeciwiając się wszelkim moralnym nowościom płynącym do nas z Zachodu. I chociaż starają się być nowoczesnymi obywatelami, jakoś nie przeszkadzają im coniedzielne kazania krytykujące gejów, lesbijki, związki partnerskie, gender, feminizm, aborcję, in vitro i Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Jaka jest więc wiara Polaków – ta, która dotyczy spraw naprawdę fundamentalnych, bo ostatecznych?
Wierzymy, ale nie do końca…
Jak podaje Centrum Badań Opinii Społecznych, Niespełna trzy piąte Polaków (56 proc.) ma niezachwianą wiarę w istnienie Boga. Chwile zwątpienia w tym względzie miewa ponad jedna czwarta badanych (27 proc.), a 5 proc. przyznaje, że tylko czasami wydaje im się, iż wierzy w Boga. Czyli nie jest tak źle, biorąc pod uwagę zmasowany atak konsumpcjonistycznej kultury, odwracającej naszą uwagę od spraw najważniejszych (niedzielna wizyta w galerii handlowej to niestety łakomy kąsek dla ludzi poszukujących pomysłu na wolny dzień). Niestety nasze deklaracje religijne nie do końca są szczere. Nasza „wiara” (cudzysłów nie jest tu przypadkowy) może być raczej wynikiem przywiązania do tradycji, a nie samodzielną refleksją o Bogu i duszy. Dowód? Nasze podejście do Wielkanocy, czyli największego chrześcijańskiego święta. Chociaż obchodzimy wszyscy święto zmartwychwstania Chrystusa, tylko nieco ponad jedna trzecia respondentów (36 proc.), biorących udział w badaniu CBOS-u, jest przekonana, że po śmierci trafi do nieba, piekła lub czyśćca (w zależności od sumy dobrych lub złych uczynków). Wierzymy więc w zmartwychwstanie czy nie? Jesteśmy religijni naprawdę czy na pokaz?
Jak podaje „Gazeta Współczesna”: Według statystyk, w ciągu ostatnich pięciu lat liczba ślubów zawieranych w Białymstoku spadła. Dotyczy to szczególnie małżeństw konkordatowych zawieranych w kościołach (nie tylko katolickich). O ile jeszcze parę lat temu było ich dwukrotnie więcej niż ślubów cywilnych, to obecnie liczba tych drugich jest już tylko nieznacznie niższa. Podobnie dzieje się chociażby we Wrocławiu, który znalazł się w pierwszej czwórce miast w Polsce pod względem liczby rozwodów. Zawiera się też coraz mniej małżeństw, a większość z nich to związki cywilne, które szybko się rozpadają - pisze Tygodnik Katolicki „Niedziela”. Również na Opolszczyźnie zawieranych jest coraz mniej małżeństw kościelnych. Dlaczego?
Na pewno ważne są kwestie finansowe. Bo jeśli mamy pieniądze, możemy zdecydować się na ślub kościelny, wynajmując np. wedding plannera, który załatwi za nas wszystkie formalności. Albo zorganizować sponsorowane wesele (dla kilkuset gości), w zamian za reklamę otrzymując bezpłatne usługi fotografów, makeupistów i firm cateringowych. Polska rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej prozaiczna.
Ślub kościelny – za jakie grzechy?
Małżeństwa cywilne są mniej wiążące od kościelnych, bo łatwiej uzyskać rozwód państwowy niż ten zatwierdzony przez Kościół (formalnie w Kościele Katolickim nie ma rozwodów; można się tylko ubiegać o unieważnienie małżeństwa). Zgodnie z prawem kanonicznym, małżeństwo w Kościele może być unieważnione np. z powodu „niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej” bądź na skutek podstępu przy zawieraniu małżeństwa (umyślnego wprowadzenia w błąd). Dlatego argument, że ktoś się z kimś nie dopasował, u naszego proboszcza wywoła jedynie uśmiech politowania. Po co więc komplikować sobie życie.
A pieniądze? Nie mieści się w głowie, że ślub cywilny jest tańszy od kościelnego. 80 złotych zapłacimy w Urzędzie Stanu Cywilnego za sporządzenie aktu ślubu, a u księdza – co łaska, czyli od 200 do 600 złotych (dorzućmy do tego zapowiedzi – 100 zł, koszt wynajęcia organisty – od 50 do 100 złotych, przystrojenie kościoła – od 150 do 900 złotych w Warszawie). Rachunek wydaje się więc prosty.
„I ślubuję Ci miłość” w ogrodzie…
Jest jeszcze jeden modny argument przemawiający za ślubami cywilnymi. Od stycznia 2015 roku ślub możemy zawierać poza Urzędem Stanu Cywilnego. Jest tylko jeden warunek: miejsce uroczystości powinno być godne, bezpieczne i znajdować się na terenie podlegającym urzędowi gminy. Państwo młodzi muszą również na swój koszt dowieźć urzędnika, który za przejażdżkę i przeprowadzenie ceremonii „zaśpiewa” niestety aż 1000 złotych (pieniądze te uznawane są za dochód gminy). Trzeba jednak uczciwie przyznać, że to niewiele więcej niż przysłowiowe „co łaska” u proboszcza. Poza tym młodej parze, marzącej o ślubie w ogrodzie, łatwiej będzie załatwić formalności w Urzędzie Stanu Cywilnego niż w Kościele. Jak pisze portal internetowy PlanowanieWesela.pl, Kodeks prawa kanonicznego zabrania bowiem udzielania ślubu poza kościołem, w miejscach niewyświęconych […] Owszem, istnieje zapis o „wyjątkowych okolicznościach”, dzięki którym można odstąpić od takiej reguły, ale wciąż nieczęsto zdarza się, aby dzięki niemu władze kościelne spojrzały przychylniej na naszą prośbę. Z podaniem o takie pozwolenie należy wystąpić do biskupa, przy czym należy znaleźć i podać konkretny powód, dla którego chcemy wziąć ślub na przykład w ogrodzie i musi być on dużo ważniejszy niż to, że podobają nam się rosnące w nim kwiaty. Na rozpatrzenie takiej prośby, bez gwarancji, że uzyskamy zgodę, możemy czekać nawet rok.
Chyba nie jest tak źle?
Dlaczego piszę o ślubnych ceremoniach? Bo one dużo mówią o naszym podejściu do religii. Dziwny to kraj, w którym ponad 95 procent Polaków nazywa siebie katolikami, a tylko ponad 27 procent ogółu (czyli ponad 10 milionów obywateli) bierze udział w niedzielnych mszach. Dziwne jest też to, że aż 56 procent deklaruje niezachwianą wiarę w istnienie Boga, a z dnia na dzień spada ilość ślubów kościelnych. Czy tylko kwestie finansowe mają na to wpływ? Nie chce mi się wierzyć. Skoro jednak tylko jedna trzecia respondentów CBOS-u (36 procent) jest przekonana, że po śmierci trafi do nieba, piekła lub czyśćca to – „hulaj duszo, piekła nie ma”. Jesteśmy religijni, ale tak ogólnie, nie szczegółowo. Wierzymy w Boga, ale życie pozagrobowe nas za bardzo nie interesuje, bo jak tu pogodzić wygodną codzienność z rozwojem duchowym? Życie sobie, a statystyki sobie. Czy coś się może zmienić? Czy będzie nas stać na prawdziwą, rzetelną religijność? Bardzo bym tego chciał. Z drugiej strony — skoro Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zebrała w tym roku ponad 53 miliony złotych, to może znajdzie się dla nas miejsce w niebie?
Źródło informacji: pap.pl, wspolczesna.pl, niedziela.pl, infor.pl, www.infor.pl, planowaniewesela.pl, januszomylinski.natemat.pl
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze