Figlarny zlewik
SONIA LIPSCHITZ • dawno temuKiedyś, dawno temu, Cosmopolitan uważany był za magazyn dla młodych (duchem i ciałem), rozsądnych, pewnych siebie kobiet. Niestety, obecnie tak zwana grupa docelowa nieco się zmieniła i Cosmo porusza problemy, które zafrapują głównie plastikowe panieneczki. Czyli – po pierwsze, jak znaleźć idealnego mężczyznę. Po drugie – w jaki sposób się z nim kochać, żeby miał orgazm życia. Po trzecie – który z tegorocznych absurdalnych przebojów mody należy sobie kupić.
Z okładki numeru 96 kusząco uśmiecha się do nas Kate Bosworth, blond gwiazdka z Hollywood. Swoją drogą, zawsze wydawało mi się dziwne umieszczanie na okładkach czasopism kobiecych podobizn kobiet — osiągnięć grafiki komputerowej. Jedno spojrzenie na wygładzone, wyciągnięte i w każdy sposób poprawione Photoshopem zdjęcie jakiejś hollywoodzkiej ślicznotki rujnuje cały rok czytania wszystkich tych afirmacyjnych artykułów o kochaniu siebie.
Zostawmy jednak te dywagacje i przejdźmy do pierwszego ciekawego artykułu. Jest to wywiad z panną Bosworth. Już akapit wprowadzający, zwany z angielska leadem, zawiera dwa błędy — jeden literowy i jeden rzeczowy. Kevin, o którym tu mowa, nosi nazwisko Spacey, a nie Spacy, a piękna Kate rozstała się z Orlando Bloomem w lutym tego roku i dopiero teraz mówi się, że wrócili do siebie. Jasne, wywiad jest tłumaczeniem z amerykańskiej wersji magazynu sprzed paru miesięcy, zresztą kogo tak naprawdę obchodzi, czy się zeszli czy nie, ale mimo wszystko, drogie Cosmo, pisać głupoty też trzeba umieć.
Z wywiadu dowiadujemy się, że Kate chciałaby, żeby jej tyłek był większy i dlatego maszeruje na bieżni ustawionej pod kątem 25 stopni. To sprawia, że grono czytelniczek ma ochotę jęknąć jak spracowany synek rolnika do nauczycielki biologii, która spytała go o cykl rozrodczy rozwielitki – „chciałbym mieć pani problemy”. Z drugiej jednak strony, można liczyć na to, że piękna Kate opatentuje i wyda na komplecie DVD swoje ćwiczenia na powiększanie tyłka. Szkoda, że powstrzymanie się od ich wykonywania nie zmniejszy nadmiaru kochanego ciała. Poza tym, Kate opowiada, jak przygotowywała się do roli surferki, ćwicząc i jedząc desery w rodzaju trzech wielkich misek lodów dziennie, ale najbardziej lubi zdrową żywność i dlatego chadza do restauracji w LA, bo tam nie fotografują jej paparazzi. Całe szczęście, że wywiad jest krótki, bo więcej niż dwie strony lektury tych idiotyzmów o jedzeniu mogłyby wywołać niestrawność.
Czas do łóżka. Jak wiadomo, człowiek jest zwierzęciem, które czerpie przyjemność z seksu – a redaktorki Cosmo chyba czerpią przyjemność z pisania o seksie. W tym numerze odkrywają dla świata 6 rodzajów seksu, którego pragnie każdy mężczyzna. Po pierwsze: szybki, ostry numerek. Po drugie: cała noc seksu. Po trzecie: uległość. Po czwarte: seks w czerwonym kombinezonie z otworami w strategicznych miejscach (sutki należy pomalować czerwoną szminką). Po piąte: szybki numerek. Po szóste: cała noc seksu pod dyktando Cosmodziewczyny. Numery pierwszy i piąty są do siebie bliźniaczo podobne, a jak znam facetów, to i numer trzeci załatwiliby tak samo. Cała noc seksu, obojętnie pod czyje dyktando, zapowiada się ciekawie, o ile kochankowie nie zapomną zamknąć drzwi od lodówki ani domyć się po sesji z syropem malinowym. Seks w czerwonym kombinezonie (albo innym stroju ze sklepu z gadżetami erotycznymi) to doskonały pomysł – radzę tylko uważać na zdradzieckie suwaki…
Po dobrym seksie zasypiamy. Po złym zresztą też. Na ogół coś się nam śni. Jeśli uda się nam zapamiętać, co to było – Cosmo powie nam, co nasza podświadomość chce nam przekazać. Grubaśne senniki można oddać na makulaturę – Cosmo wie wszystko. I zmieści to na trzech stronach gazety. Nic jednak dziwnego, skoro śnić można o seksie, wodzie, księżycu, dzieciach lub ślubie. Interpretacja tych snów jest naprawdę nietrudna – seks z kobietami sugeruje konieczność zatroszczenia się o własne ciało, seks z mężczyznami nic nie znaczy (sorry, panowie). Woda we śnie to podświadomość. Póki jest czysta, nie ma co się martwić. Jeśli ciemna i wzburzona, warto spróbować zrekonstruować wyskoki poprzedniego wieczoru – może nielubiana koleżanka wreszcie usłyszała gorzkie słowa prawdy? Sen o księżycu oznacza konieczność refleksji nad sobą. Dziecko lub ciąża – zapewne Twoje wewnętrzne dziecko potrzebuje opieki i miłości. Wreszcie ślub – tego byście nie zgadli… wewnętrzne małżeństwo. Ponieważ same autorki tego artykułu chyba nie za bardzo wiedzą, co to jest to wewnętrzne małżeństwo, uzupełniają, że sen o ślubie to godzenie się ze sobą. Tak przygotowana czytelniczka mogłaby się położyć spać, ale co, jeśli przyśni jej się coś spoza tej listy?!
A teraz czas na relaks. Dobrym sposobem na odprężenie jest seks zakończony orgazmem. Jeśli Cosmodziewczyna mieszka już z Panem Właściwym, zapewne uprawiała z nim seks kilkadziesiąt do kilkuset razy. Sprężyny w łóżku jęczą zawsze tak samo. Rutyna. Cosmoredaktorki mają na to sposób – ostatecznie, nie tylko z sypialni składa się miłosne gniazdko, prawda? Seks, proszę Państwa, można uprawiać w całym domu.
Po pierwsze – w przedpokoju. Tę pozycję polecam dziewczynom przestrzegającym diety oraz tym, których wybrankowie mają całoroczny maksymalny abonament w osiedlowej siłowni. Mało który facet będzie w stanie cokolwiek zrobić, trzymając na rękach swoją ukochaną – nawet jeśli ona zapiera się o ścianę oraz szafkę na buty. Cosmo reklamuje to jako gorący numerek na powitanie – proponowałabym jednak najpierw zdjąć szpilki, bo nic tak nie studzi uczuć, jak konieczność wprowadzenia natychmiastowych napraw w mieszkaniu.
Po drugie – w łazience. Ci, którzy oglądali „Wysokie obcasy” Almodovara, zapewne pamiętają gorący numerek La Femme Lethala z główną bohaterką. Ci, którzy nie oglądali, zapewne pękną ze śmiechu, czytając, jak to Cosmo zaleca dziewczynie wleźć na wannę, złapać się drążka od zasłony prysznicowej, zarzucić facetowi nogę na ramię i oddać się falom rozkoszy. Ooooch, taaaak, cudownie… Dopóki któreś nie straci równowagi, co skończy się sześcioma tygodniami rehabilitacji dla niej oraz sześcioma dniami remontu dla niego.
Trzecia pozycja wymaga fotela z rozkładanym oparciem, bardzo popularnego po drugiej stronie oceanu, ale w Polsce kompletnie nieznanego. Autorka wspomina też coś o leżaku, ale opis brzmi tak karkołomnie, że mięśnie bolą nawet od czytania o nim.
Clou całego artykułu jest czwarta pozycja o nazwie „figlarny zlewik”, w której kobieta siedzi na krawędzi zlewu kuchennego, a mężczyzna stoi przed nią — na ręczniku, żeby się nie poślizgnąć. To z kolei ukłon w stronę dziewczyn koszykarzy – facet poniżej 195 cm wzrostu będzie musiał zamiast ręcznika podstawić sobie stołeczek, co może nieco podkopać erotyczny nastrój. Cały zaś pomysł uprawiania seksu w zlewie kojarzy mi się z telewizyjną reklamą pewnego środka antybakteryjnego, w której jeden z gości na imprezie wysiusiał się do zlewu, bo toaleta była zajęta. Że też nikt nie pomyślał, by do tego numeru Cosmo dorzucić próbkę płynu do dezynfekcji.
I to już koniec mojego cotygodniowego spotkania z czasopismami kobiecymi. Za tydzień opowiem, jak można zmienić swoje życie według magazynu Glamour.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze