Wieloletnie związki
ANNA PAŁASZ • dawno temuGdy jesteśmy razem kilka lat, uważamy swój związek za stabilny i dający poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem długi związek można zakończyć jednym krótkim zdaniem: Już cię nie kocham. Dlaczego wieloletnie związki nie przechodzą próby czasu?
Gdy jesteśmy razem kilka lat, uważamy swój związek za stabilny i dający poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem długi związek można zakończyć jednym krótkim zdaniem: Już cię nie kocham. Dlaczego wieloletnie związki nie przechodzą próby czasu?
Olga (24 lata, studentka z Warszawy) była ze swoim chłopakiem ponad sześć lat. Krótko przed Wigilią powiedział jej, że to koniec. On się wypalił, nie jest szczęśliwy, czuje, że się dusi w tym związku – padło jeszcze kilka innych sztampowych tekstów.
— Myślałam, że jest nam dobrze razem. Nie miałam wielkich oczekiwań, chciałam żebyśmy skończyli studia, a potem wyjechali na jakieś wakacje. Rodzice podpytywali nas o nasze plany, on uśmiechał się i mówił, że chce ze mną spędzić życie. Był nie tylko moim chłopakiem, ale i przyjacielem.
Mieszkaliśmy razem od dwóch lat, nigdy nie narzekał, byliśmy świetnie zgrani, po prostu idealna para, każdy nam to mówił. Kłóciliśmy się, jak to w związkach bywa, ale nigdy nie było tak, żebyśmy się do siebie nie odzywali dłużej niż jeden dzień. I nagle pewnego grudniowego popołudnia powiedział, że musimy porozmawiać. Miał taką poważną, zaciętą minę, denerwował się. Naskoczył na mnie, jak nie on. Powiedział, że go tłamszę, że czuje presję, że to nie wyjdzie. I że on to sobie przemyślał i doszedł do wniosku, że musimy się rozstać.
Mam żal o to, że rozegrał to w taki sposób. Zostawił mnie z dnia na dzień, przestał odbierać telefony, nawet swoim rodzicom nie powiedział, dowiedzieli się przypadkiem. Długo tłamsiłam w sobie emocje, wierzyłam, że on wróci, że pójdzie po rozum do głowy, że znajomi go zaczną przekonywać. I nic. Nagle okazało się, że jego kumple nie są po mojej stronie, że tak naprawdę byli wokół niego ludzie, którzy chcieli naszego rozstania, namawiali go, żeby zasmakował życia, że jestem jego pierwszą dziewczyną i już do końca życia będzie się zastanawiał, jakby mu było z inną.
Nie rozmawiamy ze sobą, a to boli najbardziej. Boli właściwie każda wiadomość o tym, co on robi i z kim. Nie zasłużyłam na to, co zrobił, nie wiem nawet, co mogłam zrobić źle, starałam się, żeby niczego w tym związku nie brakowało. Może za bardzo mi na nim zależało?
Maria (27 lat, konsultantka z Lublina) została sama po ponad ośmiu latach związku. Z dnia na dzień jej partner po prostu wyprowadził się mówiąc, że już jej nie kocha. I pomyśleć, że kilka tygodni wcześniej wybierali pierścionek zaręczynowy.
— Wbił mi nóż w plecy. Byłam pewna, że oświadczy mi się w naszą dziewiątą rocznicę, a on po prostu odszedł na dwa miesiące przed. Powiedział, że już mnie nie kocha, a mnie się ziemia pod nogami obsunęła. Prosiłam go, płaszczyłam się. Nie było dnia, żebym nie dzwoniła i nie błagała, żeby wrócił. Pytałam, czy kogoś ma, zaprzeczał. Odebrał mi wiarę w drugiego człowieka, w sens budowania związku, w cokolwiek. Straciłam pracę, musiałam wrócić do rodziców, żeby przeżyć. Nie mogłam pojąć, jak człowiek, z którym byłam tyle lat, nagle mógł tak po prostu mnie zostawić. Nigdy nie próbował niczego wyjaśnić, nawet nie zadzwonił zapytać, jak się czuję. To przykre, tak się na kimś zawieść i stracić wszystko, co się kochało.
Niedawno się przeprowadziłam, nie chciałam ciągle oglądać tych samych miejsc, w których bywałam z nim. Kolejnym krokiem będzie pozbycie się rzeczy, które od niego dostałam. Nie wiem, czy znajdę w sobie tyle siły, by próbować jeszcze raz, z kimś innym. Czy to w ogóle ma jakiś sens?
Łukasz (26 lat, inżynier z Gdańska) rozstał się z dziewczyną po pięciu latach związku. Właściwie to ona zostawiła jego, tłumacząc, że się wypaliła i nie chce go dłużej zwodzić obietnicami, że już zawsze będą razem.
— To była jedyna kobieta, na jakiej kiedykolwiek mi zależało. To był dość burzliwy związek, ale nigdy nie pomyślałem, że mógłbym być z kimś innym. Ona dawała mi szczęście, poczucie bezpieczeństwa, była piękna i inteligentna, nie ograniczała mnie.
Znajomi mówili, że jeśli w związku przeczeka się pewien moment, nie zrobi kroku na przód, wszystko się rozpada. I tak się stało. Nie chciałem się spieszyć z zaręczynami, ze ślubem, ona też jakoś nie naciskała, nawet nie rozmawialiśmy o tym, było dobrze tak, jak było. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie zobaczyłem, jak pakuje swoje walizki i znika z mojego życia. Myślałem, że to tylko kryzys, nie raz się pakowała i chciała iść, ale zawsze zatrzymywałem ją, łagodziłem sytuację, godziliśmy się. Ale tym razem nie dała za wygraną, nie chciała zostać, nawet nie chciała ze mną porozmawiać, po prostu nie i koniec, odchodzi.
Unikam jej, bo nie potrafię obojętnie na nią patrzeć, rozmawiać z nią jak z przypadkowo spotkaną znajomą. Kocham ją i zawsze będę kochał, chociaż złamała mi serce. Proponowałem, żebyśmy sobie zrobili przerwę, zamiast się definitywnie rozstawać, najpierw się zgodziła, ale chyba dla świętego spokoju, bo po kilku tygodniach przestała się odzywać. Nie usłyszałem do tej pory żadnego wyjaśnienia poza tym, że jej już nie zależy i się męczyła w tym związku. Czy można kogoś tak z dnia na dzień przestać kochać?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze