Wspólny biznes = koniec przyjaźni?
IZABELA O’SULLIVAN • dawno temuBraterstwo dusz, porozumienie bez słów, magiczna więź – synonimów przyjaźni jest o wiele więcej. Czy tę prawdziwą cokolwiek może zniszczyć? Kiedy na drodze staje mężczyzna, kończy się różnie. A czy przyjaźń może przetrwać, gdy wspólny biznes zakładają dwie przyjaciółki? Coś pójdzie nie tak i traci się jednocześnie wspólnika i bliską osobę...
Braterstwo dusz, porozumienie bez słów, magiczna więź – synonimów przyjaźni jest o wiele więcej. Czy tę prawdziwą cokolwiek może zniszczyć? Kiedy na drodze staje mężczyzna, kończy się różnie. A czy przyjaźń może przetrwać, gdy wspólny biznes zakładają dwie przyjaciółki?
Jola (30 lat) i Kasia (31 lat), prowadzą razem biuro projektowe:
Znają się od dzieciństwa. Mieszkały w jednym bloku, przychodziły do siebie po szkole, na zmianę nocowały w swoich domach. Obie poszły na architekturę, ale dostały się do dwóch innych miast. Kasia po studiach od razu wróciła do Konina, Jola została w Poznaniu. Widywały się jednak, kiedy tylko mogły. Przyjeżdżały na przykład do siebie na weekendy. Podczas jednego z takich babskich wieczorów Kasia narzekała na swoje zarobki i nieznośnego szefa, a Jola na to, że ciągle siedzi w biurze po godzinach i że nie pracuje w zawodzie, nie rozwija się. Rzuciła wtedy, żeby założyły wspólną firmę projektową.
— Zawsze o tym marzyłam, ale po studiach chciałam zdobyć doświadczenie, a poza tym sama nie miałam odwagi zacząć czegoś na własny rachunek – mówi. – Żeby otworzyć firmę, potrzeba kogoś zaufanego, kogoś, kogo się dobrze zna.
Kasia początkowo miała wątpliwości, bo raczej wolała wróbla w garści niż gołębia na dachu, ale bardzo chciała odejść ze swojej pracy i to była szansa na rozpoczęcie nowego etapu. Z czasem ta nutka ryzyka zaczęła się jej nawet podobać.
— Jola musiała się przeprowadzić do Konina, żebyśmy tę firmę otworzyły. Ona tak naprawdę wprowadzała znacznie większe zmiany w swoim życiu – opowiada Kasia. – To mnie najbardziej chyba przekonało.
Na początku ich przyjaźń pomagała. Wiedziały, czego się mogą po sobie nawzajem spodziewać, czuły się tak, jakby ich więzi jeszcze się pogłębiały, bo teraz – oprócz tej prywatnej – miały jeszcze wspólną sferę zawodową. Z czasem zaczęły się jednak drobne zgrzyty, które potem coraz częściej przeradzały się w poważniejsze kłótnie. Chodziło głównie o wizję rozwoju firmy. Jola chciała brać kolejne kredyty i inwestować, Kasia wolała być ostrożniejsza i przynajmniej na początek zadowolić się mniejszymi dochodami, ale mieć pewność, że firma przetrwa na rynku.
Sprzeczały się też często, kiedy razem wykonywały jakiś projekt dla klientów. Jola miała tendencje do przeforsowywania swoich pomysłów, a Kasia, która na początku jej ulegała, po pewnym czasie doszła do wniosku, że jest równorzędną wspólniczką i jej sugestie powinny tak samo się liczyć jak Joli.
Dziewczyny nadal prowadzą razem firmę, ale ich stosunki prywatne znacznie się ochłodziły. Już nie spotykają się tak często jak kiedyś na kawę, po pracy. Mówią, że teraz mają dobry okres: sporo pracy i między nimi też dobrze się układa. Ale przyznają, że ta dawna przyjaźń się jakoś zmieniła.
— Nie wiem, może przez to, że tyle ze sobą jesteśmy w pracy, kiedy wracamy do domu, potrzebujemy od siebie odpocząć? – zastanawia się Jola.
Kiedyś w biurze usiadły razem przy kubku herbaty i wypowiedziały to na głos: że ich przyjaźń już nie jest taka jak dawniej. Ale doszły do wniosku, że trzeba to wliczyć w rachunek zysków i strat.
— Ustaliłyśmy priorytety - mówi Kasia. – Najważniejsze jest to, żeby przetrwała firma, bo dla nas obu jest to sposób na życie i nasza wielka pasja. Fajnie, jeśli kiedyś wrócą nasze babskie wieczory i zwierzanie się sobie ze wszystkiego, ale póki co musimy skoncentrować się na innych rzeczach.
Wiktoria (32 lata) i Lidia (29 lat), prowadzą wspólnie agencję reklamową:
Poznały się na szkoleniu, dotyczącym SEO marketingu. Wiktoria pracowała wtedy w firmie zajmującej się promocją w Internecie, Lidia wraz z koleżanką prowadziła niewielką agencję reklamową. Krótko potem ich drogi znów się zeszły, tym razem na spotkaniu dla branżowców. Tu miały okazję dłużej porozmawiać i okazało się, że mają podobne spojrzenie na wiele spraw. Wymieniły się telefonami i od tej pory regularnie utrzymywały kontakt. Po czterech miesiącach Lidia zaoferowała Wiktorii, żeby została jej wspólniczką. Dziewczyna, z którą do tej pory prowadziła firmę, dostała propozycję pracy w Warszawie.
— I tak się zaczęło – wspomina Lidia. – Pracujemy z Wiktorią razem już od dwóch lat i świetnie się dogadujemy. Tak naprawdę to nasza przyjaźń rozwinęła się dzięki wspólnej firmie.
Wiktoria jednak dodaje, że na początku wcale nie było tak wesoło. Problemem był grafik komputerowy – Adam.
— Psuł kontakty między nami, powodował spięcia, podszczuwał Lidkę – wspomina Wiktoria.– Nie wiem, czemu to robił. Może w naszych dobrych relacjach widział zagrożenie dla siebie? Nie czuł się wspólnikiem na równi?
Dopiero kiedy odszedł (to była decyzja dziewczyn), ich kontakty znacznie się poprawiły. Zniknęły niedomówienia, wszystkie problemy starają się rozwiązywać od razu. W firmie zostały tylko we dwie. Nie zatrudniły innego grafika. Współpracują z jednym, ale na dość luźnych zasadach. Obie zgodnie twierdzą, że tak jest dobrze.
— Kiedy prowadzi się z kimś firmę, bardzo ważny jest jasny podział ról. My to dopracowywałyśmy przez kilka miesięcy. Ale chyba właśnie dzięki temu, że ustalamy między sobą każdy szczegół, nie ma potem przykrych niespodzianek. I potrafimy razem nie tylko efektywnie pracować, ale też się bawić. – podsumowuje Lidia.
Natalia (38 lat) i Paulina (35 lat), prowadziły osiedlowy sklep spożywczy:
Mieszkały w jednym bloku, w jednej klatce. Miały dzieci w tym podobnym wieku. Odwiedzały się często na kawę, nawzajem wyręczały w zawożeniu dzieciaków do przedszkola, na zajęcia dodatkowe. Kiedy ich synowie poszli do szkoły, Natalii i Paulinie trudno było wrócić na rynek pracy. Wtedy przyszedł im do głowy pomysł na własny sklepik osiedlowy.
— To zabawne – wspomina Natalia — ale kiedy na początku szło opornie, bo mało klientów i nie wiedziałyśmy, czy się utrzymamy na rynku, dogadywałyśmy się dobrze, jedna drugą wspierała. A kiedy zaczęło iść lepiej, zamiast cieszyć się z sukcesów, zaczęłyśmy się kłócić.
O co poszło? Oczywiście – o kasę.
— Nie zgadzały się faktury – wyjaśnia Natalia. – Po pewnym czasie się zorientowałam, że to Paulina kombinowała za moimi plecami.
Natalia podjęła decyzję od razu. Nawet nie chciała słuchać wyjaśnień. Postawiła sprawę jasno: albo sprzedają sklep, albo Paulina odkupuje jej udziały.
— Wybrała to drugie. Pewnie się nieźle nachapała przez te przekręty – kwituje Natalia.
Przyjaźni z Pauliną jej nie żal.
— Okazała się zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego wydawało mi się, że znam.
Natalia nadal szuka pracy. Jest zła, że tak się to wszystko ułożyło, bo gdyby trafiła na właściwą wspólniczkę, wszystko mogłoby całkiem nieźle — i jak podkreśla – uczciwie prosperować. Z Pauliną widują się czasem na klatce schodowej, ale poza chłodnym „dzień dobry” nie mają sobie nic więcej do powiedzenia.
— Ta historia wyraźnie mnie nauczyła, że trzeba umieć oddzielać życie prywatne od pracy – mówi Natalia. – Biznes z przyjaciółką to tak, jak interes z kimś z rodziny – coś pójdzie nie tak i traci się jednocześnie wspólnika i bliską osobę. Własna firma sama w sobie niesie już wystarczającą niepewność. Po co ryzykować więcej?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze