Oblałam życiowy egzamin
CEGŁA • dawno temuPo śmierci ojca mój mąż się zablokował i nie mogę do niego dotrzeć żadnym znanym mi sposobem – zagajeniem, spokojną rozmową, przeprosinami, buntem… U podstawy leży żal męża do mnie o to, że pod koniec życia teścia nie stałam u Jego boku w szpitalu, nie wspierałam Go… Jakiś czas po pogrzebie mąż powiedział do mnie w nerwach, że… nie chce mieć ze mną dzieci, ponieważ nie mam uczuć i nie nadaję się na matkę.
Droga Cegło!
Po śmierci ojca mój mąż się zablokował i nie mogę do niego dotrzeć żadnym znanym mi sposobem – zagajeniem, spokojną rozmową, przeprosinami, buntem… U podstawy leży żal męża do mnie o to, że pod koniec życia teścia nie stałam u Jego boku w szpitalu, nie wspierałam Go…
Był to zlepek niefortunnych dla nas okoliczności. Teścia naprawdę bardzo lubiłam i szanowałam, respektowałam w pełni silny związek ojca z synem, wspólne wakacje, wypady na ryby, grzebanie w aucie… W niczym nigdy nie chciałam mu uchybić, a tym bardziej zranić męża.
Niestety, na samej „końcówce”, gdy wiadomo było już, że życie starszego pana to kwestia dni, może tygodni, ja miałam koszmarną sytuację w pracy: przeprowadzkę do innej siedziby, która odbywała się przy walnym udziale wszystkich pracowników. Musieliśmy sami się spakować, wysprzątać siedzibę po sobie, oznakować wszystkie kartony, meble, komputery… Przez 2 tygodnie wracałam do domu po północy. Nie mogłam jako jedyna wymówić się od wspólnych działań, mogłoby to nieciekawie zaważyć na moich losach zawodowych.
W tym właśnie czasie mąż koczował przy ojcu w szpitalu i miał pretensje o to, że Mu nie towarzyszę, choć drzwi do sali teścia nie zamykały się z powodu licznych odwiedzin rodziny z całej Polski, był bardzo kochanym i docenianym człowiekiem, ojcem 4 synów, dziadkiem niezliczonych wnucząt…
Doszło do tego, że jakiś czas po pogrzebie mąż powiedział do mnie w nerwach, że… nie chce mieć ze mną dzieci, ponieważ nie mam uczuć i nie nadaję się na matkę. Straszne to były dla mnie słowa w sytuacji, gdy jesteśmy małżeństwem dopiero od 1,5 roku i ledwo się docieramy…
Nie mogę zapomnieć tego wybuchu męża i boję się, że nasz związek dla Niego jest już stracony, ale nie zgadzam się z surową cenzurką, jaką mi wystawił. Gdyby się otworzył, dał mi szansę – walczyłabym o Niego, o to, by przekonać Go, że nie jestem złym człowiekiem… Bo jednak coś we mnie broni się przed takim podsumowaniem mojej osoby i przyznaniem Mu całkowitej racji.
Kusia
***
Droga Kusiu!
Zgadzam się z Tobą co do pecha: niedawno zaczęliście jeść tę swoją przysłowiową beczkę soli, a tu taka traumatyczna sytuacja. Na dodatek mąż odebrał ją — na marginesie swojej osobistej tragedii — jako pewien sprawdzian dla Ciebie, sprawdzian, który Jego zdaniem oblałaś. Jest w tym ziarno prawdy.
Wielu nawet bardzo dorosłych mężczyzn doświadcza tego rodzaju silnej więzi z męskim rodzicem, który był przyjacielem, autorytetem, wzorcem i nauczycielem męskości. Sądzę na całym zachowaniu męża zaciążyła (i ciąży nadal) bolesna, długotrwała świadomość choroby i nieuchronnej śmierci taty. Nie był w stanie udźwignąć tego ciężaru w pojedynkę i za naturalną ostoję uważał Ciebie – najbliższą Mu w końcu istotę. W Jego kodeksie postępowania widocznie nie mieści się tego rodzaju odstępstwo od zasad wspólnego życia.
Może, gdyby wyartykułował to wcześniej, z odpowiednim wyprzedzeniem i naciskiem, miałabyś szanse wybrnięcia z trudnej sytuacji w pracy. Ostatecznie argument miałaś mocny, spokojnie mógł być podstawą do wzięcia urlopu okolicznościowego. Trudno, w życiu bywa różnie i wydaje mi się, że koledzy z pracy zaakceptowaliby fakt, że muszą Cię wyręczyć podczas przeprowadzki. Domyślam się, że mąż nie powiedział Ci wprost, na czym Mu zależy, i dlatego dokonałaś takiego, a nie innego wyboru.
Nieśmiało chciałabym jednak zauważyć, że Ty też mogłaś zadać odpowiednie pytanie – czy jesteś Mu teraz potrzebna. I gdyby potwierdził, należałoby zrobić wszystko, by Go nie zawieść… W natłoku zdarzeń to Ci umknęło i nie da się już tego cofnąć.
Dlatego myślę, że teraz najważniejsze jest, byś dała mężowi prawo do uporania się z odejściem ukochanego ojca. W miarę zabliźniania się rany i wychodzenia z żałoby, gniew i wszelkie inne negatywne emocje zaczną blednąć. Nie jest to właściwy moment na zasadnicze rozmowy, tym bardziej na wygłaszanie mowy w samoobronie. Stań dyskretnie u boku męża, subtelnie okazuj Mu miłość i wsparcie we wszystkich sprawach, nawet drobnych, ale bez nawiązywania do tego, co najboleśniejsze i co Was poróżniło.
Nie martw się tym, że mąż odbierze to być może jako Twoje kajanie się czy przyznanie do winy – ambicjonalne „wygranie” tej sprawy nie jest w tej chwili takie ważne. Sama przecież czujesz, że nie do końca wyszło to tak, jak powinno. Nie poniesiesz zatem żadnego uszczerbku, jeśli przez pewien czas mąż będzie Cię postrzegał jako towarzyszkę wyciszoną, refleksyjną, nie domagającą się sprawiedliwości za wszelką cenę.
Jestem pewna, że nadejdzie czas, gdy na spokojnie wrócicie do sprawy i zapomnicie o słowach wypowiedzianych w złości. Postaraj się natomiast nie zapominać już nigdy o tym, że Twój mąż potrzebuje spolegliwej partnerki, przy której w trudnych chwilach nie czuje się pozostawiony samemu sobie. Cokolwiek na ten temat myślisz – jeśli chcesz z Nim być na dobre i na złe, musisz te Jego „słabości” akceptować, a potrzeby – zaspokajać. Tak to działa w związku.
Powodzenia i pozdrawiam mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze