Towarzyski rottweiler
SONIA LIPSCHITZ • dawno temuCzasopismo Men’s Health jest takim rottweilerem z tytułu. Niby ugłaskane i sensowne, ale jak się bliżej przyjrzeć, to strach ogarnia – obok rozsądnych przestróg przed smażeniem się w słońcu czasopismo roztacza przed czytelnikiem fantastyczne wizje ćwiczeń, od których w tydzień nabierze się muskulatury, na którą normalnie trzeba pracować rok. Kobietę należy pieścić po plecach oraz szarpać za włosy łonowe.
W społeczeństwie istnieją pewne wzorce, które – bardziej lub mniej świadomie – większość populacji powiela. Kobieta ma swoje wytyczne, mężczyzna – swoje. Odpowiedni wygląd to podstawa. W kobiecych magazynach roi się od sesji modowych, porad kosmetycznych i gimnastycznych. A w męskich? Dywagacje na temat głębokości gardła Jenny Jameson czy też blasków i cieni pracy patologa to domena pism z paniami na okładce. Jest wszakże również pismo z panem na okładce – i bynajmniej nie jest ono kierowane do największych wrogów obecnego prezydenta stolicy. Au contraire – to pismo dla mężczyzn hetero-, choć może także metroseksualnych. Takich z charakterem. Albo bez. Akurat problem charakteru rozwiązuje test (zwany inaczej psychozabawą) z numeru czerwcowego. Co prawda jeśli czytelnik Men’s Health w ogóle zaczyna się zastanawiać, czy aby ma charakter i postanawia się tego dowiedzieć ze swoich odpowiedzi na siedem dość oczywistych pytań, to już wiadomo, że charakteru w nim tyle co życia w krewetce z koktajlu. Autorzy tego quizu, poza zadaniem siedmiu pytań i postawieniem czytelnika przed wyborem jednej z trzech odpowiedzi, których wybór jednoznacznie sugeruje, czy jest się twardym jak Roman Bratny czy „miętkim” jak gumowa kaczuszka, postarali się jeszcze o uzasadnienie każdego pytania. Doprawdy, komu trzeba tłumaczyć, że szybki numerek na imprezie z dziewczyną swojego najlepszego kumpla to nie jest coś zacnego?
Dla tych, którzy mają własną dziewczynę, przewidziany jest artykuł pod tytułem „Dobry dotyk”. Jak bowiem wiadomo, seks opisywany przez anglojęzycznych jako „slam, bam, thank you, ma’am”, czyli szybki numerek bez gry wstępnej, jest OK tylko pod warunkiem, że partnerka wyczytała w swoim ulubionym periodyku, że właśnie taka forma aktu seksualnego jest na topie w tym miesiącu. W pozostałych przypadkach należy zająć się partnerką. Z artykułu można się dowiedzieć, gdzie można kobietę dotykać, żeby jej było przyjemnie. Co prawda każdy normalny mężczyzna pozostający w mającym pozory stałości związku z normalną kobietą zauważył już, gdzie można i trzeba jego wybrankę dotykać, ale nie zniechęca to redaktorów MH. Każdy fragment kobiecego ciała został opisany, wraz ze wskazaniem, gdzie się znajduje. Dodatkowo, redakcja pokusiła się o podpowiedzi – jak należy się zająć kobiecymi włosami, jak stopami, a jak brzuchem (chociaż szarpanie włosów łonowych wydaje mi się raczej elementem gry wstępnej, po której następuje zakuwanie w kajdanki i podwieszanie pod sufitem). Mam tylko nadzieję, że statystyczny czytelnik MH potraktuje wskazówki z pewną dozą dowolności i nie zacznie utyskiwać, że półgodzinna stymulacja łydek u jego partnerki nie poskutkowała wielokrotnym orgazmem, bo biedna dziewczyna cały czas myślała tylko o tym, czy jej depilator nie zostawił dwóch milimetrów kwadratowych szczeciny.
Prawdziwy mężczyzna pije piwo oraz majsterkuje. Redakcja Men’s Health postanowiła podpowiedzieć, jak można połączyć te dwie aktywności – szczegóły w materiale o przykuwającym tytule „Pipa w domu”. W skrócie – artykuł jest o tym, jak zamontować w lodówce beczkę z piwem oraz doprowadzić na zewnątrz kurek. Doskonały pomysł, kto by nie chciał mieć w domu dwóch lodówek (jednej z pipą, drugiej bez). Że o powszechnej zdolności wycinania otworów w drzwiach lodówki nie wspomnę. Dobrze, jeśli zakończy się tylko na całkowitym zniszczeniu dobrej i działającej lodówki, a nie na pożarze mieszkania i rozwodzie.
O atakach wściekłości i tym, jak ich unikać, traktuje też artykuł „Nie daj się wkurzyć”. Okraszony zdjęciami Agaty Młynarskiej, Anny Powierzy (jeszcze ze starym nosem, co za złośliwość!) oraz Andrzeja Leppera traktuje o sytuacjach, kiedy mężczyzna ma ochotę kogoś strzelić w tzw. ząb i o metodach poskromienia popędliwości. Według autorów tekstu pierwszym wkurzającym elementem rzeczywistości jest obecność Anny Powierzy we wszelkiego rodzaju periodykach. Redakcja radzi poczekać, aż wyżej wzmiankowana aktorka postarzeje się i zacznie opowiadać o swoich przypadłościach zdrowotnych oraz zakładać się z kolegami, który magazyn uświetni swoją osobą. Zdrowy rozsądek popiskuje cienko w kąciku – kupowanie ani lektura czasopism poświęconych perypetiom życiowym gwiazd ekranu nie było i nie jest konstytucyjnym obowiązkiem.
Kolejna próba przychodzi z chwilą, kiedy dziecko zaczęło dość dobrze mówić i zadaje pytania. Redakcja poleca zbić dziecko z tropu odpłacając mu się pytaniem o jednostki monetarne w Mandżurii lub postraszyć eksplodowaniem maskotek w pokoju, jeśli nie przestanie się głupio pytać. Trochę przypomina to ten dowcip o Jasiu, w którym zadaje tatusiowi kolejne pytania tylko po to, żeby na każde z nich usłyszeć odpowiedź „nie wiem”. Tatuś konstatuje na końcu radośnie, że cieszy się, że syn przychodzi do niego ze swoimi wątpliwościami, bo od starszych można się dużo dowiedzieć. Tak, bez wątpienia. Na przykład tego, że tatuś jest głąbem z historii i geografii, bo Mandżuria, jako marionetkowe państwo pod władzą Japonii, znikła z politycznej mapy świata wraz z końcem II wojny światowej a jako prowincja ChRL oddzielnej waluty nie posiada.
Zamiast czytać encyklopedię i rozwijać inteligencję krzyżówkową, lepiej postarać się o przyrost mięśni. Tytuł „Mięśnie na żądanie” brzmi tak obiecująco, że wszyscy podtatusiali jegomoście z brzuszkami z pewnością rzucili się na ten numer Men’s Health. Niestety, jeśli zastosują się do porad znajdujących się w artykule, mogą gorzko pożałować. Poprosiłam mojego osobistego znajomego, Icka Rozenzweiga, o pomoc w przetestowaniu skuteczności ćwiczeń. Mające się pojawić w tydzień mięśnie to nie lada gratka. Icek, dobry chłopak, wziął się za pompki tricepsowe, zmodyfikowany scyzoryk i inne ćwiczenia, ale w połowie odpadł. Niestety, już pierwsza próba doprowadziła go do dwudniowego utyskiwania na zakwasy w każdym możliwym miejscu – podejrzewam więc, że każdy parający się pracą umysłową człowiek miałby podobne objawy. Dla pewności skonsultowałam się jeszcze ze specjalistą, tj. trenerem w trendy siłowni – po lekturze artykułu mój ekspert zwinął się ze śmiechu i poradził wysłać tymi mądrościami kubeł na śmieci. Jak się okazuje, tego rodzaju ćwiczenia w zalecanej przez redakcję dawce byłyby trudne do wykonania nawet przez człowieka trenującego na co dzień, a u mniej ruchowo rozwiniętych spowodować całkiem nieseksowne kontuzje. A najlepszym pomysłem na piwo w domu nie jest zakup zgrzewki i schłodzenie, ale zainstalowanie w działającej lodówce kilkuset litrowego baniaka z piwem oraz sprężarki powietrza.
Co napisawszy, dziękuję za uwagę. Czas na spacer z moim rottweilerem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze