Inwazja chamskich staruszków
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuPodobno stosunek do starych i chorych jest miarą rozwoju cywilizacyjnego społeczeństw. Ostatnio nachodzi mnie za to refleksja: czego miarą są tabuny chamskich starszych ludzi, którzy przemierzają nasze ulice? Dlaczego spotykam tak wielu sympatycznych gimnazjalistów i tak wielu wrednych emerytów? To stała tendencja, czy po prostu mam jakiegoś pecha?
Wychowano mnie tak, że starszym ludziom ustępuję miejsca, gdzie się tylko da. W komunikacji miejskiej to nawet nie siadam, bo wiem, że nieuchronnie natychmiast obok mnie stanie osoba w wieku 60+ i zacznie mi chuchać w kark. Na poczcie oddaję swój numerek każdemu, kto ma choć dwa siwe włosy na krzyż. Ale ostatnie doświadczenia sprawiły, że gotowa jestem stanąć na czele Ruchu Oburzonych Starczą Agresją.
Jedziemy z koleżanką tramwajem. Ona siedzi na miejscu „uprzywilejowanym”, ja stoję obok niej. Ona w ósmym miesiącu ciąży, a ja robię za ochronę. Duszno i tłoczno, ale nie wysiądziemy, bo nie jest to podróż do kina czy celem zażywania bezeceńskich rozrywek, ale na wizytę kontrolną. Ona zielona na twarzy, a ja stopniowo coraz bardziej czerwona ze złości. Już od pętli bowiem nad głową koleżanki wisi wypomadowane oblicze zaopatrzone w trwałą oraz własnoręcznie – a do tego bardzo fantazyjnie – namalowane brwi. I trajkocze:
- A że się starszym miejsca ustępuje, to w domu nie nauczyli? Te młode to teraz wszystkie takie, nogi rozłożą i już wielkie panie, w tramwaju muszą siedzieć. Ja dzieci rodziłam i wiem, że się od tego nie umiera. Trochę postać, to dla zdrowia nawet dobrze. Ja mam artretyzm, dysk mi wypadł, staw biodrowy nie działa wcale. Ale nie, stać muszę, bo taka młoda w ciążę zaszła. A męża to ma? Pewnie nie, a może i nie wie, z kim ten brzuch.
Taki monolog, z pewnymi przeróbkami, trwał pięć przystanków. A my obie, wychowane w szacunku dla osób w wieku podeszłym, słuchałyśmy tego bezradnie. W ramach przerywnika, pani kopała moją koleżankę w kostkę. Na początku ja próbowałam coś wtrącić, ale gdzie tam, dowiedziałam się, że rodzice mnie źle wychowali, bo pewnie do kościoła nie chodzili. Koleżanka skupiała się zaś na oddychaniu, bo w zapchanym tramwaju brakowało powietrza. Nikt inny też się nie odezwał. Wyszłyśmy w końcu na naszym przystanku, Bogu dziękując, że to już za nami. Mój współczynnik szacunku wobec starszych zmalał w tym momencie do minus stu.
Od tego czasu jakoś bardziej podejrzliwie przyglądam się starszym ludziom. No i tak: kto nie sprząta po swoich psach? Starsi ludzie. Kto w metrze wsiada, zanim osoby wysiadające wydostaną się z wagonu? Czcigodni starcy. Kto robi uwagi młodym matkom i komentuje płaczące niemowlaki (za moich czasów to się w tyłek niegrzecznym bachorom dawało)? Szanowne starsze panie. Kto potrafi się wepchnąć w każdą kolejkę? Bynajmniej nie osiemnastolatkowie.
Generalizuję? Dokładnie tak samo psioczą wszyscy ci, którzy opowiadają, że ta młodzież taka chamska i niewychowana. A ja z młodzieżą mam dużo do czynienia (bo pewną część tej populacji nauczam) i powiem wam, że to w większości całkiem miłe stworzenia. Może i nie walczyli w powstaniu, nie odbudowali Warszawy, nie stali w kolejkach i nie obalali komuny, ale też mają swoje zalety. Ilu starszych ludzi pracuje w schroniskach? Ilu zbiera pieniądze na WOŚP? A ilu, dla odmiany, głosuje na świrów i poszukiwaczy spisków oraz układów? Jeśli spojrzeć na całość populacji, to młodzież wydaje się grupą znacznie sympatyczniejszą.
Tak, wiem, że polscy emeryci są biedni, mają niskie emerytury i dlatego tratują bliźnich w sklepach typu dyksont na B. Ale wystarczy minimum rozeznania ekonomicznego, żeby odkryć, że nad Wisłą najbiedniejsi są nie ludzie z grupy 60+, ale młode rodziny z małymi dziećmi. Logicznie więc biorąc, chamstwo powinniśmy wybaczać głównie trzydziestolatkom, których dzieci nie przyjęto do państwowego przedszkola. Zresztą, wszyscy młodzi możemy być wściekli i chamscy, bo nasze emerytury (hm, o ile to słowo przetrwa w ogóle do tego czasu) będą mniej więcej zerowe, a o sklepie na B. będziemy sobie mogli pomarzyć. Większość z tych, którzy liczą na ZUS, będzie się żywić dzięki talonom na żywność. Już dziś możemy się więc trochę "pofrustrować".
Rzecz się tyczy nawet nie tych najstarszych, ale takich koło sześćdziesiątki. Bo naprawdę starzy i chorzy ludzie nie mają czasu na agresję i nie plują na bliźnich. Ale taka energiczna sześćdziesięciolatka często jest w stanie i stratować parę osób w tramwaju, i pobić kogoś na poczcie, i obgadać pół osiedla. Ten nadmiar sił witalnych jest zresztą moim zdaniem argumentem na rzecz wydłużenia wieku emerytalnego. Bo jak to: jeździć po całym mieście w godzinach szczytu to tak, ale popracować to już nie?
I żeby nie było: nie jestem zwolenniczką ejdżyzmu. Znam masę fajnych starszych ludzi. Ale uważam, że jeśli ktoś się domaga niesamowitych profitów ze względu na wiek, powinien wykazać się pożytecznym spędzeniem tych osiemdziesięciu czy siedemdziesięciu lat. Ciężko mi szanować kogoś tylko dlatego, że miał lepsze geny niż większość jego rówieśników. W zamierzchłych czasach uważano, że starszym ludziom należy się szacunek ze względu na dużą wiedzę i doświadczenie życiowe. To drugie pewnie pozostało, ale dziś byle maturzysta, dzięki środkom masowego przekazu, wie więcej niż część emerytów. Czy nam się to podoba czy nie, starzy ludzie już nie mają monopolu na mądrość, tak jak nie mają monopolu na siedzenie w tramwaju.
No to szanujmy się nawzajem – staruszkowie kobiety w ciąży, gimnazjaliści ludzi o kulach, a trzydziestolatkowie panie po menopauzie. Warto się w tym ćwiczyć za młodu dla własnego dobra. Bo jak powiedziała moja babcia: jak ktoś był chamem za młodu, to na starość mu się tylko pogarsza.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze