Mam długi
ANNA MUZYKA • dawno temuZadłużenie nie jest powodem do chluby. Dla większości będzie to raczej powód do wstydu i potwierdzenie własnej nieudolności. Im dłużej trwa nerwowa sytuacja związana z niewypłacalnością, tym mocniej odbija się na samopoczuciu, poczuciu własnej wartości oraz relacjach z najbliższymi.
Kiedy jadę do pracy, niemal na każdym słupie widzę ogłoszenie firm oferujących kredyty i pożyczki „bez”. Bez zaświadczenia o dochodach, bez zgody małżonka. W zasadzie wystarczy przyjść, podpisać i już! Łatwo wpaść w pułapkę kredytową.
Michał (35 lat, Olsztyn):
— Mam 35 lat, jestem kawalerem i nieudacznikiem, bo wciąż mieszkam z rodzicami i… mam ok. 18 tysięcy złotych długu.
Zaczęło się od tego, że chciałem kupić swój wymarzony samochód. Miałem dobrą pracę i spłaty rat kredytu nie byłyby aż takim obciążeniem. Tylko, że zwolniono mnie parę miesięcy później. Bezrobotny byłem w sumie prawie pół roku. Musiałem wprowadzić się do rodziców i przez jakiś czas byłem na ich utrzymaniu. Dorosły facet i musi nawet na chleb brać od rodziców!
Wpadłem w depresję, odechciało mi się wszystkiego. Najgorsze były święta, kiedy wszyscy się zjeżdżali i opowiadali o tym, co u nich. Najbardziej dobiła mnie moja 21-letnia siostrzenica, która opowiedziała o tym, że właśnie dostała pracę w Warszawie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
Nigdy nie umiałem oszczędzać, więc kiedy straciłem pracę, pieniędzy starczyło ledwie na kilka rat. Rodzice pokryli kolejne dwie, co mi zresztą wypominają do tej pory. Teraz udało mi się znaleźć pracę, nic nadzwyczajnego, pracuję 6 godzin dziennie, więc nie zarabiam kokosów. Po prostu nie mogłem specjalnie wybrzydzać. Rodzice zgodzili się utrzymywać mnie do czasu wyjścia z długów, więc wszystko, co zarobię, idzie od razu na spłatę zaległości. Nigdy nie sądziłem, że tak skończę, mam nadzieję, że uda mi się z tego wyjść.
Małgorzata (42 lata, Jelenia Góra):
— Pięć lat temu urodził się nasz drugi synek. Chcieliśmy zmienić mieszkanie na większe, żeby dzieci nie musiały się gnieździć w jednym małym pokoiku. Mieszkanie kupiliśmy oczywiście na kredyt — nie jakieś super luksusowe, 3 przestronne pokoje w bloku. Potem remont — więc kolejna pożyczka. Jarek, mój mąż stracił pracę i nagle musieliśmy utrzymać się z mojej pensji nauczycielskiej, która wynosiła niewiele więcej niż rata kredytu.
Wstydziłam się powiedzieć rodzicom, nie chciałam, żeby w pracy się dowiedzieli. Ale oczywiście bank oddał sprawę do sądu i komornik zajął mi wynagrodzenie. Wtedy już musieliśmy poprosić rodziców o pomoc. Teściowa bardzo źle to zniosła, sądzi, że to wszystko nasza wina, bo mogliśmy być bardziej rozsądni. Ale ona sama nas namawiała na większe mieszkanie! Mój ojciec sam chciał wziąć kredyt i spłacić małą część naszych długów, ale wiem, że nie będzie w stanie odkładać nawet na małe raty z jego emerytury, więc nie chcę mu zafundować tego, co my teraz mamy.
Na razie dorabiam korepetycjami, średnio dziennie mam dwie godziny, zawsze to coś. Najgorsze, że w tym wszystkim coraz częściej się kłócimy, wzajemnie obwiniamy. Chyba nie umiemy już ze sobą spokojnie rozmawiać. Boję się co będzie dalej.
Ola (36 lat, Malbork):
— Kredytów unikam jak ognia. W życiu wzięliśmy z mężem jeden — na mieszkanie, które spłacamy i nigdy nie mieliśmy żadnych zaległości. Niestety, moi rodzice mają do tego inne podejście. Zawsze lubili kupować na raty, ale do tej pory wszystko spłacali na czas. Potem wzięli kredyt na wesele mojego brata. Oczywiście brat nigdy by się na to nie zgodził, gdyby wiedział, że muszą się zapożyczać. A teraz mają do spłacania raty w wysokości 600 zł miesięcznie, co dla dwójki emerytów jest naprawdę bardzo dużą kwotą. My z mężem dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem, kiedy zadzwonił do nas ktoś z firmy windykacyjnej (rodzice mają zastrzeżony numer telefonu, ja zostałam przy swoim panieńskim nazwisku i mieszkamy w jednej miejscowości). Mama się rozpłakała, kiedy musieli nam wyjaśnić tę sprawę. Faktycznie schudła 10 kg, ale nie wiedziałam, że to kwestia stresu!
Z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej, praktycznie co chwila dzwonią windykatorzy, grożą rodzicom, krzyczą. Nie wiem jak tak w ogóle można! Rozmawiałam z bratem i bratową, mieszkają za granicą. Postanowiliśmy, że pomożemy rodzicom. Ja z mężem weźmiemy kredyt i spłacimy zaległe raty. Brat zobowiązał się do tego, że będzie pomagał rodzicom spłacać na bieżąco, a jak się uda, to całkiem spłaci kredyt. Tylko kiedy to będzie?
Rodzice, zwłaszcza tata, bardzo źle to znoszą. Czują, że zawiedli. Że są do niczego, skoro muszą prosić dzieci o pomoc. Boją się, że komornik zabierze im mieszkanie i wtedy nie będą mieć gdzie się podziać. My mamy małe, dwupokojowe mieszkanie, w którym mieszkamy z dwójką dzieci.
Jestem wściekła, że ktoś w ogóle dał im tak duży kredyt wiedząc, że są starszymi ludźmi żyjącymi z emerytury. Przecież to brzmi prawie jak naciąganie. Ale co mam z tym zrobić? Mam tylko nadzieję, że nam uda się uniknąć ich losu. Przeraża mnie wizja brania kredytu, ale naprawdę nie mamy innego wyjścia. To są moi rodzice. Muszę im pomóc.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze