Sprzątactwo!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuPerfekcyjna pani domu święci triumfy – miłość do niej i porządku wyznają na forach gospodynie domowe z całego kraju. Tymczasem nieustanne sprzątanie może być jednostką chorobową.
Monika (26 lat, kosmetyczka z Wrocławia):
— Kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami, nie mogłam się nadziwić, że moja mama cały czas sprząta. Nienawidziłam tego i obiecywałam sobie zawsze, za każdym razem, kiedy widziałam ją z odkurzaczem czy ścierką, że nigdy, ale to przenigdy nie będę taka jak ona. Nie będę sprzątała od rana do nocy, nie będę miała pretensji do domowników, że bałaganią. Często się z nią kłóciłam i mówiłam, że dom jest do mieszkania, a nie do sprzątania.
Od dwóch lat mieszkam z mężem w naszym nowym mieszkaniu. Z przerażeniem odkryłam ostatnio, że jestem dokładnie taka sama, jak moja matka! Latam ciągle po domu z odkurzaczem, ścierką i płynem do mycia szyb, i czyszczę, pucuję, poleruję, prasuję, wycieram, układam, składam… To nie ma końca. Najgorsze jest to, że bałagan jest ciągle taki sam. Wystarczy, że odpuszczę sobie dwa dni, i już po mieszkaniu latają kurzowe koty, w zlewie piętrzą się nieumyte naczynia, podłoga zaczyna się kleić. Czasem czuję ogromną frustrację i chce mi się krzyczeć, kiedy widzę, że moja cała, kilkugodzinna praca idzie na marne: wszystko znów wygląda tak samo. Zupełnie jakbym nie straciła kilku cennych godzin mojego życia na coś, co znów zaraz trzeba zrobić.
Kłócę się z moim mężem, który mówi, że jestem wariatką i że najważniejsze jest dla mnie sprzątanie. To nieprawda. Kilka razy próbowałam nie robić nic. Czekałam, kiedy zauważy, że wszystko się klei, że nie ma już czystych koszul do pracy. Zawsze przegrywałam – bo to ja nie mogłam wytrzymać z brudnym lustrem w łazience, to mnie przeszkadzał kurz. Zawsze sprzątałam, pokonana, i sprzątam do dziś. Żeby było śmiesznie – pamiętam takie same awantury o sprzątanie ze swojego domu rodzinnego; używam tych samych argumentów, co moja matka, a mój mąż odpowiada dokładnie tak samo, jak mój ojciec.
Ostatnio pomyślałam sobie, że może rzeczywiście jestem nienormalna? (Ale nigdy nie przyznam się do tego mojemu mężowi). Chciałam pójść pojeździć na rowerze i trochę się spieszyłam, bo wiedziałam, że mam tylko godzinę przed zmrokiem. Poszłam do łazienki po spodnie, a kiedy tam poszłam, zupełnie o nich zapomniałam, bo bezwiednie zaczęłam się zajmować czyszczeniem toalety i składaniem wyschniętego już prania. Zrozumiałam, że robię to już bez żadnej kontroli, że to odruch. Wiem, że nikt inny tego za mnie nie zrobi, więc może to i dobrze?
Tak, oglądam „Perfekcyjną panią domu” i bardzo lubię ten program. Można się naśmiewać z prowadzącej, ale ja ją bardzo dobrze rozumiem. Ład w szafie i w domu to ład w głowie. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.
Paulina (28 lat, pracownica banku z Warszawy):
— Nienawidzę sprzątać. Robię to raz na dwa tygodnie, na zmianę z moim chłopakiem, z którym wynajmuję mieszkanie. Jeden tydzień ja, jeden – on. Całe życie słyszałam od moich rodziców, że jestem dziewczynką i że mam obowiązki wobec innych. Mój brat nie musiał sprzątać – ja musiałam. On miał łatwiej, bo to ja musiałam mu usługiwać, to ja sprzątałam nasz wspólny pokój. Kiedy się buntowałam, ojciec powtarzał, że jestem kobietą i że jestem do tego stworzona. Mama mówiła, że im lepiej nauczę się wszystkich prac domowych, tym lepszego sobie znajdę męża. Oboje rodzice uważali, że największą wartością kobiety jest gospodarność, zapobiegliwość i umiejętność prowadzenia wzorowego gospodarstwa domowego. Odebrałam staranną szkołę sprzątania, gotowania, prania i innych rzeczy, bo musiałam. Ale obiecałam sobie, że w swoim dorosłym życiu nie będę nigdy nikomu usługiwała.
Jak na razie dotrzymuję słowa danego sobie. Związałam się z mężczyzną, który jest feministą, i dla którego oczywiste jest, że skoro mieszkamy razem w jednym mieszkaniu, utrzymywanie go w czystości jest naszym wspólnym obowiązkiem – nie tylko moim. Nie urodziłam się predysponowana do tego, żeby obsługiwać jakichś facetów, choć mój ukochany tatuś często powtarzał, że właśnie tak jest. Miał nawet specjalny dowcip na tę okoliczność i zaśmiewając się za każdym razem do łez powtarzał, że kobiety są stworzone do tego, by zmywać naczynia, bo ich stopy są mniejsze właśnie po to, żeby lepiej zmieściły się pod zlewozmywakiem. Ilekroć to słyszałam, chciało mi się wrzeszczeć z wściekłości.
Myślę, że facetom jest łatwo podtrzymywać taką mitologię – wy sprzątajcie, bo my się do tego nie nadajemy, nie umiemy, jesteście do tego urodzone i stworzone. Nie robią tego i mają spokój od codziennej, nużącej i nieodpłatnej krzątaniny, której efekty i tak widać przez bardzo krótką chwilę. Chaos i tak zawsze zwycięży nad codziennością.
Marek (29 lat, barman z Łodzi):
— Nie chcę już do tego wracać, bo ten rozwód dużo mnie kosztował i ciągle to przeżywam. Ale jak miałem wytrzymać z kobietą, która nie zajmowała się niczym innym, jak tylko sprzątaniem? Przez trzy lata mieszkałem w miejscu, które wyglądało jak z katalogu jakiegoś sklepu z meblami. Kiedy wychodziłem z łazienki, wpadała tam po mnie i papierowym ręcznikiem wycierała z kranu ślady moich linii papilarnych. Do szału doprowadzały ją okruchy na desce do krojenia. Cały dom śmierdział chlorem, bo Ewa ciągle wszystko dezynfekowała.
Z czasem dostałem jakiejś psychozy, wstawałem w nocy sprawdzić, czy dobrze i równo powiesiłem ręcznik, tak bardzo bałem się kolejnej awantury.
W końcu zrozumiałem, że dłużej tego nie zniosę. Wystąpiłem o rozwód; na szczęście Ewa się zgodziła. Już dziś mi szkoda kolejnego faceta, który zamieszka z nią w tym wypucowanym i wyglansowanym na wysoki połysk mieszkaniu. Na szczęście to już nie mój problem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze