Do pracy, rodacy!
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuPolacy są jak jaja, każde mądrzejsze od kury. Nasze samoloty spadają, autostrady dziurawią się, w lasach rosną wysypiska śmieci, przechodzimy na czerwonym. Tak się nie da zbudować lepszej rzeczywistości. Recepta jest prosta. Wziąć życie w swoje ręce. Dobrze, z oddaniem wykonywać swoje obowiązki. Nawet, kiedy nikt nie doceni. Albo nawet – nie zapłaci. Dobra praca popłaca, wcześniej czy później.
Polacy są jak jaja, każde mądrzejsze od kury. Nasze samoloty spadają, autostrady dziurawią się, w lasach rosną wysypiska śmieci, przechodzimy na czerwonym. Tak się nie da zbudować lepszej rzeczywistości.
Rano słucham radia. Mowa o tym, że kontrolerzy biletów w moim mieście mają od dziś większe uprawnienia i mogą legitymować pasażerów. Dzwoni jakiś mężczyzna. Zaczyna od tego, że on uważa, iż „kanarami” zostają tylko niespełnieni życiowo nieudacznicy, bo to praca dla idiotów. I że on ma sposób na MPK – w ogóle nie kupuje biletów, od piętnastu lat jeżdżąc na gapę. Poleca szczerze swoją genialną metodę, bo naprawdę się opłaca. Przez te wszystkie lata zapłacił wprawdzie kilka kar, ale w ostatecznym rozrachunku i tak zawsze jest „do przodu”.
Słucham z niedowierzaniem. Czekam na reakcję prezenterki. Ale ona się tylko cieszy i serdecznie dziękuje słuchaczowi za telefon.
Aż się trzęsę. Ten człowiek jest przecież złodziejem, który właśnie przyznał się do wieloletnich kradzieży. Założę się, że wymaga, żeby tramwaje i autobusy były nowoczesne, bezpiecznie i punktualne, ale nie widzi związku między swoim postępowaniem a jakością usług świadczonych przez MPK. Prezenterka, która nie zareagowała na jego słowa, tylko cieszyła się z pomysłowości radiosłuchacza, swoją reakcją też dała świadectwo o swoim poziomie umysłowym. Ciekawe, czy do pracy przyjechała na gapę?
I czy ten mężczyzna, kiedy jedzie taksówką, też nie płaci?
Kilka dni później na bankiecie wdaję się w dyskusję z bardzo znanym i dość już pijanym prawnikiem, który uważa, że może jeździć po pijaku. Bo ma kontrolę i wie, co robi. Bo jest świetnym kierowcą i nikt mu nic nie może zrobić. Bo ma koneksje. Znów nie dowierzam. To tacy ludzie reprezentują literę prawa? To oni je ustanawiają? Tu litościwie porzucę tego pana, bo pod palce cisną mi się same brzydkie słowa. Bardzo brzydkie.
Na tym samym przyjęciu, pełnym VIP-ów i innych celebrytów znanych dlatego, że są znani, mojej koleżance z redakcji ginie telefon. Po kwadransie, od kiedy go zgubiła, telefon już jest wyłączony, co oznacza tylko jedno – ktoś go znalazł i wyłączył po to, żeby ukraść. Teraz Polska. W górach człowiek boi się iść do kibla w strachu, że mu ktoś zaraz ukradnie sanki.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ostatnio coraz częściej mam wrażenie, że w naszym kraju nigdy nie będzie dobrze. I nie ma z tym nic wspólnego generał Jaruzelski, prezydent Komorowski ani Donald Tusk ani Bank Światowy, Żydzi, komuniści, byli esbecy ani nawet masoneria. Sami sobie jesteśmy winni, winiąc innych za nasze niepowodzenia. Wierzymy, że gospodarka to jacyś oni. Nic bardziej mylnego: gospodarka to ja, pani, pan. Wszystko zależy od naszej pracy.
A jak pracujemy?
Kto nie był choć raz na lewym zwolnieniu, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ilu z nas zdaje sobie sprawę, że każdego dnia pracą swoich rąk, czy czym tam kto pracuje, buduje PKB? Ilu z nas uczciwie płaci podatki, kupuje bilety na tramwaj i nie czeka, aż ktoś przyjdzie i mu da, załatwi i ułatwi, tylko zakasuje rękawy i bierze się do roboty? Kto się czuje w pełni odpowiedzialny za siebie, za swoich bliskich, za Polskę? Kto wierzy, że jego rzeczywistość zależy tylko od niego? Kto jest przekonany, że swoją pracą buduje lepszy świat? (Wierzę, że jednak wielu z nas).
Zobaczcie – jako naród my jesteśmy przecież ponad wszystkim. Nasze samoloty spadają, bo piloci są ponad procedurami. Autostrady dziurawią się, bo szefowie używają innych materiałów niż te, które uwzględniono w projekcie – ci z kolei są ponad projektami. Mamy też swoje radio z ojcem dyrektorem, co się wzniósł ponad Watykan. Zamiast reform – reformację. Katolicy polscy używają antykoncepcji i nie chodzą do kościoła, bo też są ponad nim. Mieszkańcy wsi są ponad ekologią, co widać w lasach, coraz częściej przypominających wysypiska śmieci, rektorzy i inni doktorzy ponad plagiatami, a prawnicy ponad paragrafami. Czasem mam wrażenie, że Polacy to takie jaja, każde mądrzejsze od kury. Widać to na każdych światłach. Na czerwonym piesi – szacuję, że przynajmniej połowa z nich uznaje, że czerwone światło jest dla mięczaków i idzie. Co tam przepisy ruchu drogowego?
I to wszechobecne kombinowanie. Jak okraść szefa, jak oszukać pracownika? Jak nie zapłacić podatków, jak się nie namęczyć, jak pracować, żeby nikt nie wiedział, że siedzisz cały dzień na fejsbuku? Przykłady można by mnożyć, ale po co? Przecież wiadomo, o co chodzi.
Często rozmawiam z różnymi ludźmi – dlaczego jest, jak jest? Ciekawi mnie, co takiego jest w naszych głowach, że pozwalamy sobie na podobne zachowania? Część uważa, że to wina poprzedniego ustroju, kiedy wszystko było wspólne, czyli niczyje. Wtedy w dobrym tonie było nie pracować, kombinować i kraść, bo był to także jakiś sposób walki ze znienawidzonym systemem. Takie zachowania są dziedziczne, bo skoro dziecko widzi, że mamusia, co sprząta w wielkiej firmie, od lat nie kupuje środków czyszcząco-piorących, bo wszystkie sobie przynosi z pracy, może uznać takie postępowanie za oczywiste. Pytanie retorycznie – ile jeszcze pokoleń musi umrzeć, żebyśmy w końcu pozbyli się brzemienia myślenia o tym, że wszystko, czym się otaczamy, jest niczyje? Kiedy zrozumiemy, że wszystko jest czyjąś własnością, którą należy szanować? Także w przypadku, kiedy coś jest dobrem wspólnym. Niszczenie ławek na stadionach jest jak robienie sobie do łóżka kupy, za przeproszeniem. (Ty niszczysz, a my wszyscy płacimy, debilu. Także ty.)
Inna z teorii mówi, że to wina doktryny katolickiej. Protestanci uważają, że pracy należy się szacunek i ten, kto jest bogaty, na szacunek zasługuje. Katolicyzm ze swoim uwielbieniem ubóstwa, nędzy, postu i cierpienia nie zachęca do rzetelnej, uczciwej pracy. Uczy, że bogaty jest podejrzany. Masz pieniądze? Na pewno jesteś złodziejem. Celnik, faryzeusz i Judasz, co to za srebrniki… wszyscy znamy te opowieści. Być może rzeczywiście na poziomie zbiorowej nieświadomości mamy wstręt do pracy, która – przynajmniej teoretycznie – jeśli jest wykonywana rzetelnie i z oddaniem, do naszego bogactwa się przyczyniać powinna. A przecież bogactwo to grzech.
Wreszcie teoria, która chyba najbardziej do mnie przemawia, a mówi o braku poczucia odpowiedzialności za swoje życie. Zawsze są jacyś oni, winni do szpiku kości. Winni wszystkiego, wszystkim. Źli, leniwi pracownicy zwalają na szefa, nieudolny szef – na pracowników. Za porządek na świecie odpowiada przecież Bóg-ojciec, spisek wolnomularzy, żydostwo, rodzice, niepotrzebne skreślić, w miejsce skreślonego wstawić potrzebne. To oni są winni, nie ja. Czy ktoś, kto nie czuje się odpowiedzialny za swoje życie, może dobrze pracować? Kto ma odwagę, siłę i rozpęd, by poszukać w życiu tego, co sprawia mu przyjemność i robi to? Kto szuka swojej drogi zawodowej, planuje ją, analizuje? Kto się dokształca, rozwija? (Wciąż mam nadzieję, że wielu z nas).
Recepta jest prosta. Wziąć życie w swoje ręce. Dobrze, z oddaniem wykonywać swoje obowiązki. Nawet, kiedy nikt nie doceni. Albo nawet – nie zapłaci. Wiem, o czym mówię, bo dwanaście lat walczyłam o swoje, cały czas dobrze pracując. Choć nie doceniali, nie płacili, okradali, wykorzystywali – pracowałam, kierując się ideą. Zapewniam, że opłacało się czekać. Dobra praca popłaca, wcześniej czy później. Więc – do pracy rodacy, a niebieskie ptaki do paki! Razem zbudujmy lepszy świat!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze