Kto wychowuje twoje dziecko. Wiesz?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuWychowujemy nasze dzieci według własnego światopoglądu, przekazujemy im swoje wartości, dbamy o stronę etyczną i zdrowie psychiczne. Troszczymy się o ich edukację, prowadzimy do dobrych szkół i przedszkoli, uważnie przyglądamy się ich nauczycielom. Tylko czy na pewno wiemy, kto wychowuje nasze dzieci?
Iwona (29 lat, graficzka z Łodzi):
— Mój sześcioletni syn chodzi do przedszkola od trzech lat. Nigdy nie było z nim żadnych problemów, często był chwalony za zdyscyplinowanie i umiejętności społeczne. Kilka miesięcy temu zmieniliśmy przedszkole, bo przeprowadziliśmy się z Gdyni do Łodzi, gdzie mąż dostał dobrą pracę. Zapisałam Maćka do zerówki. Kiedy ostatnio odbierałam syna z placówki, jego wychowawczyni poprosiła mnie o chwilę rozmowy na osobności. Oznajmiła mi, nie patrząc mi w oczy, że Maciek, mój synek, dotyka swoich miejsc intymnych w obecności innych dzieci. Poleciła mi wizytę u psychologa dziecięcego. Zapytałam, czy to nie jest normalne w jego wieku? Czytałam przecież, że takie dotykanie to normalny etap w seksualnym rozwoju człowieka. Że nie ma w tym niczego niewłaściwego, że należy jedynie nauczyć dziecko, że nie można się dotykać przy innych ludziach, bo to czynność intymna, jak robienie siku.
Kiedy wyłuszczyłam swój światopogląd, przedszkolanka popatrzyła na mnie, jakbym była opętana. I powiedziała, że dzięki tak liberalnemu wychowaniu jak moje parki zaludniają dziesiątki ekshibicjonistów. Dodała, że wśród dzieci jest coraz więcej onanistów, za co ona wini telewizję i brak miłości ze strony rodziców, którzy myślą tylko o sobie… Zaleciła mi, żebym surowo karciła i karała syna za masturbację.Słuchałam jej i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Że w dzisiejszych czasach ktoś, kto ma prawo do wychowania dzieci, ma takie poglądy! Czekałam tylko, aż pani wyłuszczy, że za masturbację organizm reaguje usychaniem kończyn górnych, bezpłodnością, impotencją, a nawet paraliżem. Co najśmieszniejsze, kiedy poczytałam sobie później na forach o tym zjawisku, szczerze zwątpiłam, kto ma rację, taka była przekonywująca… Na forach aż się roi od zbulwersowanych przedszkolanek, które uważają, że jeśli dziecko się masturbuje, to znaczy, że widziało seks swoich rodziców, podnieciło się i teraz ma przymus dotykania siebie.
Od czasu tamtej historii mam wątpliwości, czy moje dziecko nie powinno chodzić do innego przedszkola, gdzie nie będzie miało do czynienia z kimś, kto może negatywnie wpłynąć na jego postrzeganie rzeczywistości?
Ale skąd mam mieć pewność, że gdzie indziej nie jest tak samo?
Anna (26 lat, prawniczka z Warszawy):
— Moją pięcioletnią córkę wychowuję na feministkę. Feminizm rozumiem jako ideologię walczącą o to, żeby kobiety były traktowane tak samo jak mężczyźni. Jak to się objawia? Kiedy moja córka chce na urodziny samochodzik, nie mówię jej, że to dla chłopców i żeby sobie kupiła lepiej miniaturowy odkurzacz, bo jej się to w życiu akurat może przydać. Nie przyporządkowuję jej do jakiejś jednej roli w życiu – mam na myśli promowany wszędzie obraz Matki-Polki, żony i matki. Daję jej wolność od podziałów na płeć. Niech sięga tam, gdzie chce. Obserwuję ją i pozwalam, żeby szła za swoim instynktem, a instynkt nie ma przecież płci.
Któregoś dnia słyszę z ust przedszkolanki, że moja Majeczka ma silne zdolności przywódcze, że przewodzi grupie, organizuje dzieciom zabawy, jest sprawiedliwa i dzieci chętnie jej słuchają. Że wiadomo, kiedy jej nie ma, bo nastrój w „Jagódkach” siada i wszyscy czekają na swoją małą szefową. Cieszę się i żartuję: Właśnie bierze pani udział w wychowaniu pierwszej kobiety — prezydent Polski, na co ona się krzywi i – muszę zacytować dosłownie - Myśli pani? My się do rządzenia przecież nie nadajemy. Nami rządzą hormony! Kurczę. Nie wierzę przez chwilę. Patrzę na nią i myślę sobie, że przed tym nie da się uciec. Znalazłam prywatne, cholernie drogie przedszkole, żeby nie było w nim religii. Pani przedszkolanka ma nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, jest inteligentna, ładna i dobrze ubrana, a jednak…
I w mig zrozumiałam pytania córki, które zadawała, wracając z przedszkola. Czy chłopcy zawsze muszą pomagać dziewczynkom?, Czy jestem słabsza niż Kuba z mojej grupy? Ta pani, być może całkiem nieświadomie, albo w dobrej wierze podkopuje to, co zbudowałam w umyśle mojej córki. Ja mówię jej, że jest silna, mądra i ma moc tworzenia swojego życia, a potem idzie na pięć godzin do przedszkola i słyszy, że może i tak jest, ale Kuba, Robert i Mariusz są od niej silniejsi i mądrzejsi, bo ona jest przecież tylko małą, słabą dziewczynką.
Myślę sobie, że to nieuniknione. Sama w szkole miewałam potwornie głupich nauczycieli, którzy – oceniam to z dzisiejszej perspektywy – mieli poważne zaburzenia emocjonalne i wpływali na mój światopogląd. Przeżyłam, a te doświadczenia na pewno mnie jakoś wzbogaciły. Moja córka jeszcze wiele razy spotka na swojej drodze kogoś, kto pokaże jej zupełnie inną rzeczywistość niż ja czy mój mąż. I tylko jedną mam wątpliwość – czy teraz nie jest jeszcze za mała na niekontrolowaną indoktrynację? Sama przecież nie potrafi jeszcze ocenić, co jest dobre, a co złe.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze