Emigracyjne sieroty
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuCo najmniej 400 tysięcy polskich dzieci wychowuje się w niepełnej rodzinie - wynika z Diagnozy Szkolnej 2009. Aż 8,5 procent ojców uczniów wyjechało do pracy za granicę. Dzieci dorastających bez męskiej opieki jest znacznie więcej biorąc pod uwagę i emigrację, i coraz częstsze rozwody.
Dla rozwoju dziecka niewielką różnicą jest fakt, czy ojciec odszedł, czy wyjechał do pracy za granicę; w jednym i w drugim przypadku wychowuje się w niepełnej rodzinie. Dorastanie wyłącznie w kobiecym świecie zawsze zaważy na jego rozwoju. Zdaniem psychologów może ono mieć poczucie niższej wartości w porównaniu z rówieśnikami, którzy wychowali się w pełnej rodzinie, w poczuciu bezpieczeństwa. Inną konsekwencją dzieciństwa bez ojca mogą być problemy w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami. W przyszłości chłopcy z takich rodzin prawdopodobnie będą mieli zaburzone relacje z kobietami, które mogą traktować w lekceważący sposób.
Panuje błędne przekonanie, że bardziej brzemienne w skutki jest wychowanie chłopców w rodzinie, w której zabrakło ojca. Nieprawda, dziewczynki również, żeby dobrze się rozwijać, potrzebują pełnej rodziny. Wychowane wyłącznie przez matki mogą zbyt wcześnie interesować się mężczyznami, romansować z kolegami, często starszymi. W ten sposób nieświadomie szukają brakującego męskiego autorytetu. Zarówno dla synów, jak i córek dobre wzorce relacji między matką a ojcem, poczucie bezpieczeństwa, jakie daje rodzina, to najlepsze wyposażenie na przyszłość.
Maria (53 lat, sekretarka z Elbląga):
— Dwójka naszych dzieci wychowała się bez ojca. Kiedy dzisiaj patrzę, jak nie umieją poukładać sobie życia, zastanawiam się, ile w tym naszej winy. Starsza córka ma 29 lat, w wieku 17 lat urodziła dziecko. Do dziś mieszka z nami. Nie potrafi być dłużej niż 2 miesiące z żadnym chłopakiem. Młodsza ma 25 lat, interesuje ją tylko nauka. Mówi, że mężczyźni to strata czasu. Chciałabym, żeby moje dzieci miały własne rodziny, a my wnuki. Za to, że jest inaczej, obwiniam siebie. Może, gdyby wychowały się w pełnej rodzinie, wszystko lepiej by się poukładało.
Byliśmy przecież kochającym się małżeństwem. Urodziła nam się dwójka zdrowych dzieci. Marzyliśmy, żeby żyło nam się dostatniej i wygodniej. I te marzenia zniszczyły naszą rodzinę. Chcieliśmy wyprowadzić się z kawalerki, ale nie było nas na to stać. Mężowi, dzięki znajomościom udało się wyjechać do ówczesnego RFN. Myśleliśmy wtedy, że złapaliśmy szczęście za ogon, że taka okazja może się nie powtórzyć. Starsza córka miała 5 lat, młodsza roczek. Mąż planował zarobić pieniądze na budowę domu i jak najszybciej wrócić. Wciąż jednak na coś brakowało, kiedy stanął dom, to trzeba było go wykończyć. Potem mąż nie wracał, bo w Polsce były problemy ze znalezieniem pracy. I nie wiadomo kiedy minęło tyle lat, a nasze dzieci wychowały się w niepełnej rodzinie. Wydawało nam się, że przecież się kochamy i córki to wiedzą. Ale co im z tej wiedzy, jeśli ojca nie było z nimi, kiedy go potrzebowały. Wiem, że przegapiliśmy w życiu coś bardzo ważnego.
Dzisiaj, kiedy obserwuję, jak ludzie na wiele lat wyjeżdżają do pracy za granicę i zostawiają swoje malutkie dzieci, żal mi ich. Ja już wiem, jak to się kończy — dzieci wchodzą w życie z deficytami dorastania w rozbitej rodzinie. Gdybym zrozumiała to wcześniej, może moje córki nie miałyby dziś takich problemów.
Joanna (37 lat, tłumaczka z Katowic):
— Z mężem rozwiodłam się dwa lata temu. Nasz synek miał wtedy 6 lat. Nie raz zadaję sobie pytanie: Jak sama wychowam dziecko? Czy chłopiec, który dorasta bez męskiego wzorca, będzie w przyszłości miał problemy? Pomimo moich wątpliwości wiem, że odejście od męża było najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Nie zdawałam sobie sprawy, że ma aż tak duże problemy z alkoholem. Przed ślubem popijał, ale byłam przekonania, że tylko towarzysko, że jedno piwo do obiadu nie jest powodem do paniki. Myliłam się. Jest lekarzem, zwolnili go z pracy, bo na dyżur przyszedł na rauszu. Cudem sprawa nie przedostała się do mediów. Dyrektor szpitala ulitował się nad nim, zwolnił się za porozumieniem stron. Znalazł pracę w ośrodku zdrowia za miastem. Ale odczuł to jak degradację, pił coraz więcej. Zaczął być agresywny.
Mój synek patrzył jak ojciec wraca pijany, awanturuje się, budzi nas w nocy i bije mnie. Myślę, że lepiej, żeby wychowywał się bez ojca, niż doświadczał tych upokorzeń. Pomimo cierpień, jakich doznał od swojego ojca, mały uwielbia go, czeka na spotkania, albo chociaż telefon. A on ciągle zawodzi: przekłada wizyty, albo nie przyjeżdża po niego.
Czuję się winna, że mojemu dziecku zgotowałam taki los. Wiem, że wiele lat żyłam wyobrażeniami o moim mężu. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Dziś jedyne co mogę zrobić, to starać się jak najlepiej wychować moje dziecko. Sama.
Małgorzata (28 lat, ekonomistka z Gdańska):
— Kiedy czytałam o dzieciach, które są eurosierotami porzuconymi przez rodziców, nie docierało do mnie, że mowa jest również o moich maluchach. Mamy dziewięcioletnią córeczkę i czteroletniego synka. Cudowne mądre dzieciaki, które już swoje w życiu przeszły. Trzy lata temu mój mąż wyjechał do Anglii, żeby realizować nasze marzenia o domu z ogrodem, po którym będą biegały psy i o wyjeździe do Australii całą rodziną, co najmniej na miesiąc.
Strasznie nam go brakowało. Przyjeżdżał rzadko, raz na dwa miesiące, bo oszczędzał na biletach, żeby jak najszybciej wrócić na stałe. Często rozmawialiśmy przez internetowe komunikatory, ale to przecież nie to samo, co wspólne życie. Po roku coraz rzadziej widzieliśmy się i coraz mniej rozmawialiśmy. Twierdził, że po pracy jest zmęczony i nie ma siły już na nic. Czułam, że coś złego się dzieje. Ale on wciąż powtarzał, że zbyt wielu Polaków przyjechało do Londynu, że coraz mniej płacą i coraz więcej trzeba pracować. Chciałam mu wierzyć.
W końcu zdecydowałam się pojechać do niego. Dzieci zostawiłam z teściami. Pomyślałam, że wspólnie szybciej zarobimy te pieniądze i szybciej wrócimy do Polski. Było mi bardzo ciężko. Tęskniłam za dziećmi. Pracowałam sprzątając hotele. Najważniejsze było, żebyśmy szybko wrócili do domu.
Coś złego zaczęło się jednak dziać się z naszym małżeństwem. Mąż był opryskliwy, wszystko go drażniło, prawie w ogóle razem nie sypialiśmy. Okazało się, że miał w Londynie kobietę. I mój przyjazd nie był mu na rękę. Powiedział mi o tym w momencie, kiedy jego kochanka była w ciąży. Do Polski wróciłam sama. Nie dosyć, że miałam depresję, to jeszcze nie radziłam sobie z dziećmi. Dziadkowie w rok zepsuli cały mój wychowawczy wysiłek. Nawet trudno mieć do nich o to pretensję. Wychowywali tak, jak potrafili.
To rodzice są od zajmowania się dziećmi. Wiem już, że długa rozłąka jest ogromnym ryzykiem dla związku, że żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować rozpadu rodziny. Szkoda, że tak późno.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze