Przystawki ekspresowe cz. III – z życia wzięte
MICHAŁ PAWEŁCZYK • dawno temuJak powszechnie wiadomo, goście często zapominają się zapowiedzieć z wyprzedzeniem większym niż pół godziny. Cóż, taki już ich urok. Pisałem już o tym, żeby nie dać się zaskoczyć. Nadmieniłem, że zawsze warto mieć w lodówce kilka rzeczy, z których można zrobić coś „na szybko”, a najlepiej nie doprowadzać jej do stanu „pustostanu”. Pisałem, dawałem rady, upominałem i… sam dałem się zaskoczyć. Tak to już jest – szewc bez butów chodzi. Gdy odczytałem sms-a, z którego wynikało, że za 15 minut będą u mnie ludzie (podkreślam liczbę mnogą) i zaglądnąłem do lodówki, zamarłem z przerażenia. W lodówce, oczywiście, nie było nic. No, tak po prawdzie to nic poza serem camembert, dopiero co otwartym mlekiem, śmietaną 18%, słoikiem czarnych oliwek, paroma marchewkami i kilkoma plasterkami szynki. Nie pozostało mi nic innego, jak wziąć się do roboty…
Na początek potrzebny jest plan. Camemberta trzeba upiec. Brak jajek i bułki tartej eliminuje opcję smażenia, więc to chyba jedyna możliwość. Nastawiłem więc piekarnik na 160 stopni – niech się grzeje. Jak tylko usłyszałem magiczny dźwięk 'ping' zawinąłem ser w folię aluminiową i wrzuciłem go do piekarnika.
Oliwki (tak z 10) i śmietana (w ilości około 200ml) stworzą wspaniały dip. Wystarczy tylko dodać trochę soli, pieprzu i suszonej bazylii i całość zblendować. A ponieważ nie było szans, żeby składniki się przegryzły – trzeba było oszukiwać. Trochę zalewy, w której leżały oliwki wlać do dipu i zamieszać. I wspaniały dip oliwkowy gotowy.
Marchewka. Co można zrobić z samej marchewki? Niewiele myśląc obrałem ją i pokroiłem w 3 – 4 centymetrowe słupki. W tym samym czasie wstawiłem garnek z wodą na największy palnik, na największy płomień i wsypałem do niego nieco soli. Gdy tylko pojawiły się pierwsze bąbelki, wrzuciłem marchewkę do garnka. Jeśli zdąży zmięknąć, to dobrze. Jeśli nie – podam ją al-dente.
Z szynki i oliwek (dalej zostało 2/3 słoika) zrobiłem koreczki. Nie jest to może szczyt finezji, ale jako mała przekąska wystarczy.
Gdy już wszystko było gotowe, bądź się piekło, bądź gotowało, ze zdumieniem stwierdziłem, że gości jeszcze nie ma. Szybko więc opracowałem iście szatański plan – pójdę do sąsiada i zobaczę, czego ma nadmiar w lodówce i co mogę od niego pożyczyć. W ten sposób udało mi się zdobyć 5 jajek. A, jak wiadomo, jajka + mleko + sól = omlet. Szybko więc roztrzepałem jajka z mlekiem, odrobiną wody, solą i pieprzem. Całe szczęście, że szybciej skończyły mi się wykałaczki, niż szynka i oliwki. Pokroiłem je na mniejsze kawałki i odstawiłem na bok – omlety muszę podać gorące, prosto z patelni, więc nie było sensu robić ich wcześniej.
Wszystko to zrobiłem w rekordowym tempie 21 minut. Byłem przygotowany, aby podjąć godnie i należycie moich gości. Gości, którzy nigdy się nie pojawili. Ale to już zupełnie inna historia…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze