Późny rozwód
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuDla wielu par kryzys wieku średniego to też kryzys małżeński. Polacy rozwodzą się na potęgę i coraz częściej w podeszłym wieku. Późny rozwód czasami daje nowe siły do życia, często jednak skazuje na samotność, bo dzieci wyprowadziły się już z domu, a na życie towarzyskie nie było czasu.
W Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo. Statystyczny polski rozwodnik ma za sobą 13 lat wspólnego życia, zdarza się jednak, że ludzie decydują się na rozstanie po zaledwie kilku latach związku, ale też coraz częściej tuż przed złotymi godami. Bywa, że małżonkowie już dawano są tak naprawdę oddzielnie, ale zwlekają z rozwodem ze względu na dzieci. Kiedy te usamodzielniają się i wyfruwają z rodzinnego gniazda, mogą już bez wyrzutów sumienia rozwiązać ciążący im układ.
Ludzie starsi po rozstaniu są jednak w cięższej sytuacji, niż młodzi rozwodnicy. Im trudno wejść w nowe związki. A w wieku, kiedy dzieci zaczynają własne życie, przeżywają syndrom pustego gniazda i potrzebują siebie najbardziej. Tracą zdrowie, więc mogą stać się dla siebie dużą podporą. Poza tym dzieci nie zawsze rozumieją problemy ludzi starszych, a ci często nie mają przyjaciół, bo ich znajomi albo już nie żyją, albo w natłoku codziennych obowiązków nie znajdowali czasu na życie towarzyskie. Dlatego niektórzy tkwią obok siebie nadal, pomimo problemów.
Maria (59 lat, emerytowana nauczycielka z Poznania, od 4 lat rozwiedziona):
— Kiedy po rozwodzie wychodziłam z sądu, miałam mieszane uczucia. Straciłam kawał majątku, dużego domu z ogrodem, i musiałam przenieść się do mieszkania w bloku. Mąż za żadne skarby nie zgadzał się na rozwód za porozumieniem stron, ale z ustaleniem mojej winy. Nie chciałam się szarpać, byłam zmęczona, zgodziłam się.
On nic z tego nie rozumiał, był przekonany, że go zdradzam, że mam kochanka. A ja po prostu chciałam jeszcze te 10, a może nawet 20 lat przeżyć tak w spokoju, realizując swoje marzenia. Uświadomiłam sobie, że całe życie żyłam pod jego dyktando. Jest człowiekiem despotycznym. Cała rodzina zawsze tańczyła, jak on zagrał. Jechaliśmy na weekend nad morze, gdzie mamy domek, jak on miał na to ochotę, zostawaliśmy w mieście, jeśli nie miał humoru. Jego problemy były najważniejsze. Nie wiedział, co dzieje się w życiu naszych dzieci. Nigdy mnie nie zapytał, jak się czuję.
Nie chciałam mu dłużej usługiwać. Pamiętam, jaki był zdziwiony, kiedy powiedziałam, żeby sobie sam wziął obiad i włożył naczynia do zmywarki, bo boli mnie głowa. On nigdy nie słyszał, że się źle czuję. Zamknął się obrażony w swoim pokoju. Paranoik, który z igły potrafił zrobić widły. Przestał się do mnie odzywać, kiedy zaczęłam chodzić na Uniwersytet Trzeciego Wieku i powiedziałam, że wyjeżdżam w weekend na wycieczkę. Wcześniej nie miałam własnych potrzeb i to mu pasowało.
Nie raz płakałam w poduszkę. Ale co było robić, mamy dwoje dzieci: syna i córkę. Niestety syn trochę przejął cech męża, też lubi porządzić. Synowa jednak jest silną osobowością i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ona nie płacze po nocach, ale mówi, co myśli. Córka jeszcze studiuje, ale już się wyprowadziła i zamieszkała z chłopakiem. Dzieci też były zaskoczone rozwodem, chociaż widziały, jak ciężko mi się żyło z ojcem. Na początku próbowały namówić mnie na zmianę decyzji, ale zrozumiały, że tak będzie lepiej.
Dziś cieszę się, że nie muszę nad nikim skakać, mogę nie robić obiadu, leżeć na kanapie i czytać książki, jechać na weekend i nie być narażoną na czyjeś fochy. Nie mam innego mężczyzny, to nie o to chodzi. Chcę tylko na chwilę być spokojna i wolna. Mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że mąż źle zniósł rozwód. No cóż, stracił służącą. A przede mną jeszcze kilka lat życia.
Teresa (52 lata, właścicielka małego sklepu, rozwiedziona od roku):
— Mąż po 27 latach wspólnego życia stwierdził, że się zakochał i odchodzi. Zaczęłam podejrzewać, że mnie zdradza, ale po chwili myślałam: kobieto, zejdź na ziemię, przecież on ma 55 lat, wychowaliście dwójkę mądrych i zaradnych dzieci, macie dom, samochód, działkę za miastem, znacie się jak łyse konie, czy zdecyduje się zaprzepaścić to, czy jakiejś innej kobiecie będzie się chciało przypominać temu staremu prykowi, żeby umył zęby wieczorem, poszedł do lekarza i wstawił chociaż talerz do zlewu? Okazało się, że się chciało i to kobiecie w wieku naszych dzieci, prawie 20 lat młodszej od niego. Pomyślałam wtedy, że on musi być wobec niej zupełnie inny, niż w domu. Trudno mi nawet sobie wyobrazić, jak uwodzi młodą kobietę. Przypomniałam sobie, że kiedyś był przystojnym mężczyzną, z poczuciem humoru, które zostało mu do dziś.
Myślę, że kocham mojego byłego męża. Żyliśmy zgodnie i spokojnie, poukładaliśmy nasze relacje, byliśmy jak sprawny mechanizm. Pomyślałam, że dzieci dorosły i w końcu możemy być razem, spokojnie. Planowaliśmy nawet, że kiedy on przejdzie na emeryturę, przeniesiemy się do domu na wsi. Myśleliśmy, co w spadku zostawimy swoim dzieciom, córka chciała mieszkanie w bloku, syn dom na wsi, a teraz jeszcze ten podział majątku. Zdecydowałam się na mieszkanie, bo nie jestem w stanie sama mieszkać na wsi, ale tęsknię za tym miejscem.
Ten rozwód zrobił wiele złego w moim życiu, rozbił naszą rodzinę. Dzieci do dziś nie chcą mieć z nim kontaktu, chociaż minął rok. Tłumaczę im, że to przecież ich ojciec, że tak nie wolno, że wnuki potrzebują dziadka. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym jeszcze raz znaleźć sobie jakiegoś mężczyznę i zbudować związek. Jestem na to zwyczajnie za stara, już mi się nie chce niczego zaczynać od początku.
Czuję pustkę, kiedy jestem sama w dużym mieszkaniu i nawet nie ma do kogo się odezwać. Nie umiem ugotować jednej porcji, zawsze gotuję jak dla kilkuosobowej rodziny, a mój były mąż lubi zjeść. On zawsze lepiej zarabiał, ale nie występowałam o alimenty dla siebie, chociaż mogłam. Czasu nie da się cofnąć i muszę nauczyć się żyć sama.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze