Moje dziecko - moja porażka
PAULINA MAJEWSKA-ŚWIGOŃ • dawno temuCzęsto mawiamy, że nie ma trudnych dzieci, są tylko źle wychowane. Czy to prawda? Wielu rodziców boryka się problemami ich pociech. Niedawno kochany smyk, teraz potwór, który domagając się czegoś wrzeszczy, tupie nogami, pyskuje, wagaruje i przeklina. Przeczytajcie, co na temat swoich trudnych dzieci powiedziały ich mamy.
Często mawiamy, że nie ma trudnych dzieci, są tylko źle wychowane. Czy to prawda? Wielu rodziców boryka się problemami ich pociech. Niedawno kochany smyk, teraz potwór, który domagając się czegoś wrzeszczy, tupie nogami, pyskuje, wagaruje i przeklina. Przeczytajcie, co na temat swoich trudnych dzieci powiedziały ich mamy.
Grażyna (33 lata, bibliotekarka z Pszczyny):
— Mam trudne dziecko i mam dość. Dość wszystkiego, co jest związane z Dawidem. Mój syn jest w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Kiedy chodził do przedszkola, nie było dnia, żebym nie usłyszała jakiejś skargi. Moje dziecko było nadpobudliwe, zachłanne, nie potrafiło dzielić się zabawkami z rówieśnikami. Do tego dochodziły jeszcze problemy z leżakowaniem, którego Dawid stanowczo odmawiał. Kiedy opiekunce udało się już wcisnąć go do łóżka, rozpraszał inne dzieci, śpiewał, puszczał zajączki na suficie. Kolejna kwestia dotyczyła ubierania się. Dawid potrafił pół godziny latać w piżamie twierdząc, że on nie potrafi założyć skarpetek. Przedszkolanki najpierw to ignorowały, mając nadzieję, że w końcu mu się znudzi… nie doczekały się.
Uważam, że to ja i Darek (mój były partner) zawiniliśmy. Długo nie mogłam zajść w ciążę, potem jedną straciłam. Kiedy się już udało, miałam problemy z jej utrzymaniem. Zostanie matką było dla mnie cudem, czułam się kimś wyjątkowym, dziecko całkowicie zdominowało mój świat. Zatraciłam granicę tego, co dla syna właściwe, a co wyrządza mu tylko krzywdę. Rozpieszczałam go. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że Dawid dawał mi w kość, i bez wahania stwierdzam, iż miało to miejsce od samego początku, kiedy pojawił się w naszym życiu. Już jako niemowlak budził się i zasypiał z płaczem.
Darek spał w innym pokoju, czasem nawet jechał na noc do swojego brata. Usprawiedliwiał to tym, że ciężko pracuje i musi się wyspać. To, że ja byłam padnięta i podpierałam się nosem, nie miało znaczenia. Mój związek nie przetrwał.
Najwięcej wstydu najadłam się podczas komunii syna. Wychowałam małego materialistę! Po uroczystości w kościele goście udali się na obiad do restauracji. Tam przy wielkim stole składali mu życzenia i wręczali upominki. Dawid odłożył sobie koperty na bok, a następnie na oczach wszystkich zaczął wyciągać z nich pieniądze i głośno liczył: sto, dwieście, trzysta… Boję się myśleć, co będzie za kilka lat, kiedy mój syn wejdzie w okres dojrzewania!
Martyna (41 lat, pielęgniarka ze Skoczowa):
— Jestem matką 17-letniej Olgi i 15-letniego Sebastiana. Wiem, że za bardzo usprawiedliwiałam złe zachowania moich dzieci. Byłam wpatrzona w nie jak w obrazek i pozwalałam niemal na wszystko. To doprowadziło do tego, że ja i mój małżonek jesteśmy w domu materiałem do zarabiania pieniędzy, one z kolei są po to, by brać. Każde uważa się za pępek świata.
Dzieci trzeba kochać mądrze. Mnie tej mądrej miłości zabrakło. Popełniliśmy masę błędów wychowawczych. Młodszemu bratu powtarzam, że dzieci wychowuje się wytyczając im granice, pokazując, co dobre, co złe, stawiając im wymagania, a nie tylko głaszcząc je po główce i wmawiając, że są najcudowniejsze. W życiu bowiem mogą doznać wielkiego rozczarowania.
Od córki ciągle słyszę, że jest już prawie dorosła i jak skończy w końcu osiemnaście lat, to guzik będę mogła jej kazać. Ma chłopaka, którego nie cierpię. Mój mąż najchętniej „zrzuciłby go ze schodów”. Mareczek (jej chłopak) jeszcze utwierdza ją w przekonaniu, że mamy w stosunku do niej za duże oczekiwania, buntuje ją przeciwko rodzinie. Rozmawiałam na ten temat ze szkolnym pedagogiem. Potrzebuję pomocy, nie radzę sobie z własnym dzieckiem!
Bożena (52 lata, bezrobotna z Mikołowa):
— Mam czworo dzieci. Najstarsze pojawiło się na świecie, kiedy byłam jeszcze na studiach. To na nim „trenowałam”, jak być dobrym rodzicem. Bastek wyrósł na świetnego faceta, w tym roku zakłada własną rodzinę. Potem Bóg obdarzył nas bliźniaczkami. Rosły, dobrze się rozwijały, były grzeczne, uprzejme, dobrze się uczyły. Miałam z nimi i mam nadal znakomity kontakt. W wieku 35 lat urodziłam Kamila… Wydawać by się mogło, że matka z takim doświadczeniem jak ja poradzi sobie z wychowaniem dziecka z palcem w nosie. A jednak…
Pojawianie się Kamila było dla mnie zaskoczeniem, nie planowałam już ciąży, moje zdrowie też zaczęło szwankować — obecnie nie mam pracy, straciłam ją, kiedy zaczęłam chorować. Kamil ma 17 lat i nadal jest uczniem pierwszej klasy gimnazjum. Każdego dnia odbieram telefony ze szkoły. Dzwoni wychowawca, nauczyciele różnych przedmiotów, dzwoni w końcu i sam dyrektor placówki. Pani syn się nie uczy, wagaruje, demoralizuje innych uczniów, uderzył kolegę w twarz, umawia się na bójki po lekcjach, groził mi, bo wstawiłam mu ocenę niedostateczną za brak zadania, jest wulgarny, rozmawia na lekcji, przeszkadza kolegom na sprawdzianie, a sam go nie pisze, pali papierosy w szkolnej ubikacji… - mogłabym wymieniać bez końca.
Podczas wizyty w poradni Kamil jest potulny jak baranek, w domu także. Posprząta, wyniesie śmieci, pomoże ojcu w naprawie samochodu. Nie wiem, co robi po szkole, jeśli w ogóle tam dotrze. Wraca dość późno, bo po 19. Na pytanie gdzie był, odpowiada z uśmiechem, że nie jest na sali sądowej, żeby odpowiadać na każde zadane mu pytanie. Chciałabym, żeby skończył szkołę, żeby znalazł dobrą pracę, żeby był kulturalny. Gdzie popełniłam błąd?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze