Jak dobrze mieć sąsiada
ANNA PAŁASZ • dawno temuDobry sąsiad to skarb. Pożyczy młotek, poratuje szklanką cukru. Przypilnuje mieszkania pod naszą nieobecność – pozbiera ulotki, sprawdzi, czy ktoś podejrzany się nie kręci, w razie czego wezwie pomoc. Od czasu do czasu wpadnie na herbatę, opowie co słychać. Można na niego liczyć. Zdarza się jednak, że zamiast dobrego sąsiada trafia nam się mściwy i wredny psychopata.
Dobry sąsiad to skarb. Pożyczy młotek, poratuje szklanką cukru. Przypilnuje mieszkania pod naszą nieobecność – pozbiera ulotki, sprawdzi, czy ktoś podejrzany się nie kręci, w razie czego wezwie pomoc. Od czasu do czasu wpadnie na herbatę, opowie co słychać. Można na niego liczyć, mieszka przecież tuż obok… Zdarza się jednak, że zamiast dobrego sąsiada trafia nam się mściwy i wredny psychopata.
Pan Janek z parteru
Miły pan. Tak o nim mówią. Ale te małe blade oczka w okowach skromnego M2 zmieniają się w czerwone ślepia potwora. Pieszczotliwie zwany panem Jankiem, starszy mężczyzna sieje postrach wśród trzyosobowej rodziny Agaty. Agata ma 18 lat, dobrze się uczy, ma w planach studia. Coraz częściej myśli o psychologii, ostatecznie codziennie ma do czynienia z podręcznikowym przykładem psychopaty. Chociaż w czteropiętrowym bloku rodzin nie brakuje, tylko rodzina Agaty ma problemy z sąsiadem. Od samego początku, czyli od ponad roku zatruwa im życie.
Bogobojny kombatant sprawia wrażenie niegroźnego. W kościele okupuje pierwszą ławkę. Żyje w komitywie z pozostałymi sąsiadami, ci pokornie kłaniają mu się w pas. Niewielu wie, co dzieje się od kilkunastu miesięcy na parterze. Rodzice Agaty chcą się przeprowadzić, nie mają już siły toczyć bojów z podstarzałym terminatorem. — Czujemy się jak rodzina Żydów w czasach II wojny światowej. Tylko czekać, jak wpędzi nas do komory gazowej – ironizuje Agata, nerwowo ściskając w palcach klucze od mieszkania, które miało być przecież spełnieniem marzeń jej rodziny, a nie przyczyną konfliktu z jakimś niezrównoważonym staruszkiem.
Herr Jan, jak określa sąsiada rodzina Agaty, zaczyna swoją działalność o piątej nad ranem każdego dnia od z pozoru niewinnego wyjścia „po bułki”. – Kiedy wychodzi, dzwoni do naszych drzwi, po czym niebywale energicznie galopuje na dwór. I kto nam uwierzy, że ponad siedemdziesięcioletni pan bawi się naszym dzwonkiem do drzwi? Robi to codziennie co najmniej dwa razy – kiedy wychodzi i kiedy wraca. Plus około dwunastej, pierwszej w nocy, jeżeli nie śpi. Ojciec grozi mu, że podłączy pod dzwonek prąd, ale stary się nie boi, złego diabli nie biorą.
Zabawy dzwonkiem to tylko niewinne igraszki. Pan Janek ma cały wachlarz bardziej wyszukanych metod doprowadzania rodziny do szaleństwa. – Nieustannie puka w ścianę pokoju rodziców, tłumaczy się, że wbija gwoździe. Raz ojciec powiedział, że niedługo będą mu gwoździe do trumny wbijać jak nie przestanie. Skończyło się na awanturze i policji. Policjanci stale przyjeżdżają — a to do rzekomej libacji, to znowu do bójki. Potem pan Janek mówi sąsiadom, że my się nożami rzucamy, że u nas prawdziwy burdel funkcjonuje. Słyszy wszystko. Wie nawet, kiedy jesteśmy w toalecie, siedzi w totalnej ciszy i nasłuchuje przy ścianie. Kiedy usłyszy telewizor, radio, komputer, jakikolwiek dźwięk, puka w ścianę pokoju moich rodziców. Przy pozostałych sąsiadach pan Janek to istny anioł. I skończony hipokryta. Kiedy panu Jankowi towarzyszą sąsiedzi z bloku, uprzejmościom wobec rodziny Agaty nie ma końca. Kiedy tylko znikną, klnie jak szewc i grozi policją. Agata nie wie, czemu staruszek jest tak cięty akurat na nich. Od kiedy się wprowadzili, knuł i spiskował. W sądzie nikt przeciwko niemu nie stanie. Prędzej przeciwko dręczonej rodzinie.
Metoda „na Janka”
Pan Jan stale podsłuchuje pod ścianą. Nocą ustawia telewizor na stacje muzyczne, lubi też używać radia jako narzędzia represji. – Nie wierzę, że sąsiedzi z góry tego nie słyszą, podejrzewam jednak, że wiedzą, na co Janka stać i zwyczajnie się boją. Pan Jan do tej pory ograniczał się do straszenia rodziny sądem. Przeszedł jednak do czynów i pozwał rodziców Agaty o zakłócanie porządku. – Ma całą litanię zarzutów wobec mojej rodziny, mam jednak nadzieję, że wygramy proces, najgorsze, że nie mamy żadnych świadków prócz nas samych. Oby sąsiedzi nie świadczyli przeciwko nam za namową pana Janka.
Rodzice Agaty na początku próbowali podejść sąsiada, proponowali, że przyniosą zakupy, umyją okna, itp., itd. Usłyszeli, że są ścierwami i że takich jak oni ustawia się pod ścianą i strzela. Zapytany, czemu żywi do sąsiadów nienawiść odpowiadał, że są karaluchami, a karaluchy trzeba tępić. Rodzina Agaty doszła do wniosku, że przyczyną wojny jest ich… mieszkanie.
Dowiedzieli się, że pan Janek ma wnuka na wydaniu, chętnie oddałby mu swoje mieszkanko, a sam przeniósł się do większego, bardziej widnego. Stać go, tylko rodzina Agaty stoi mu na drodze do szczęścia. Pan Jan jednak się nie poddaje, to świetny psycholog. Zna granice ludzkiej wytrzymałości, wie, że sąsiedzi długo w takich warunkach nie pociągną. Trzy razy musieli zmieniać numer telefonu, lubił wydzwaniać kilkanaście razy dziennie. Pewnego razu przeszedł samego siebie. Zadzwonił na pogotowie z informacją, że w mieszkaniu naprzeciwko unosi się odór rozkładających się zwłok. Skończyło się na wyważonych drzwiach i szoku rodziców Agaty, którzy po powrocie zastali w mieszkaniu ludzi szukających rzeczonego trupa. – Sąsiad zarzekał się, że czuł wyraźnie trupa, istny cyrk! Gdyby mama nie trzymała ojca, pewnie trup by się pojawił, ale sąsiad nigdzie by już nie zadzwonił, nigdy.
Agacie szkoda jest mieszkania, ale nie chce dłużej walczyć z sąsiadem, uważa, że to nie ma sensu, a on nie cofnie się przed niczym. Rodzice rozważają różne opcje. — Może warto go nagrywać, albo zwrócić się do telewizji? Z drugiej strony szkoda jednak czasu, siły i pieniędzy. A przecież pan Janek żył wiecznie nie będzie, może go szlag trafi wreszcie z tej zawiści? Wydawało się, że to niegroźny starszy pan, sąsiad, z którym będzie się dobrze układało.
Z sąsiadem trzeba dobrze żyć… To pożyczy, tamto przyniesie, pomoże. Trzeba jednak wiedzieć, że nikt inny tak nie uprzykrzy nam życia jak sąsiad, któremu nadepnęliśmy na odcisk…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze