Zarządzanie zasobami ludzkimi
URSZULA • dawno temuZawsze odrzucało mnie, kiedy słyszałam te słowa. Z terminem tym kojarzyła mi się bowiem wizja świata, który dzieli się na szare masy bezwolnych pracowników w identycznych kombinezonach roboczych, harujące za marne grosze w wielkiej fabryce, i tłustych dyrektorów w drogich garniturach, z cygarami w zębach, siedzących za biurkiem i decydujących o losie szaraków.
Zawsze odrzucało mnie, kiedy słyszałam te słowa. Z terminem tym kojarzyła mi się bowiem wizja świata, który dzieli się na szare masy bezwolnych pracowników w identycznych kombinezonach roboczych, harujące za marne grosze w wielkiej fabryce, i tłustych dyrektorów w drogich garniturach, z cygarami w zębach, siedzących za biurkiem i decydujących o losie szaraków, raczej nie kierując się przy tym ich dobrem. I może niektórzy powiedzą, że pod pewnymi względami świat tak właśnie wygląda: albo jesteś szarym nikim i masz 800 zł pensji, albo wielkim kimś i sprawa ma się dużo lepiej.
Moim zdaniem świat nie jest jednak taki czarno-biały i obydwa te stany są ze sobą ściśle połączone. No, bo logicznie myśląc, jeżeli ktoś nie ma znajomości i tatusia szefa, karierę w firmie zaczyna od bycia „zasobem ludzkim” z niewielką pensyjką, a potem, jeżeli wykaże się kreatywnością i inwencją, powoli pnie się po szczeblach, często po trupach kolegów. Kiedy osiągnie pewien wiek, status i odpowiednio tłusty brzuch, może wreszcie tymi zasobami zarządzać i wyładować się za wszystkie lata, kiedy musiał uśmiechać się i przytakiwać. I ma się rozumieć, raczej nie będzie zasobów po główkach głaskał ani dopuszczał ich do koryta. Proste, prawda?
Zawsze kiedy rozmyślałam o tym, kim zostanę w przyszłości, za wszelką cenę starałam się unikać myśli o wejściu w jakiekolwiek firmowe struktury. Nie dla mnie świat takich zależności! Ja, osoba uduchowiona, obdarzona licznymi humanistycznymi talentami, odznaczająca się wybitnym zmysłem obserwacji, ciętym dowcipem i tak zwanym lekkim piórem, nie będę marnować swoich zdolności na to, by jakaś międzynarodowa korporacja sprzedała więcej rolek taśmy klejącej na polskim rynku. Ja chcę rządu dusz! Nawet jeżeli w związku z tym będę musiała się pogodzić z brakiem mercedesa i willi z basenem, które zawsze uwzględniałam w planie na życie.
Na szczęście dla takich jak ja Bóg stworzył wolne zawody. Dziennikarzem, artystą czy tłumaczem można być, nie wychodząc z domu i nie wstając o siódmej rano. A przy okazji, można zarabiać całkiem niezłe pieniądze, robiąc coś ciekawego i pożytecznego dla innych ludzi. Tak przynajmniej myślałam, zanim skończyłam studia. Bliższy kontakt z rzeczywistością uświadomił mi, że w naszym kraju nie da się uniknąć bycia zasobem ludzkim, nawet jeżeli chce się wykonywać wolny zawód.
Nikt rozumny nie będzie przecież pisał artykułów, tworzył wiekopomnych dzieł i tłumaczył „Ulissesa” dla czystej idei. Coś trzeba jeść, z czegoś żyć trzeba, dzieło musi ktoś kupić. A żeby taki kupiec się znalazł, trzeba zareklamować mu własne usługi, wysyłając CV. A kupiec tego CV nie będzie przecież czytał osobiście, tylko zrobi to za niego specjalnie na tę okazję zatrudniony spec od zarządzania zasobami ludzkimi. No i basta, koło się zamyka.
Ponieważ zrozumiałam, że kontaktu z rzeczonym specjalistą nie da się ostatecznie uniknąć, postanowiłam bliżej poznać wroga. Zasięgnęłam więc języka w niezawodnym gronie moich koleżanek, ich koleżanek i koleżanek tych koleżanek, po czym okazało się, że owszem, jedna z nich zna osobiście dziewczynę, która z wykształcenia i stanowiska jest właśnie specjalistą od zarządzania zasobami ludzkimi, i chętnie mnie z nią pozna. Odetchnęłam z ulgą i postanowiłam złożyć swój los w ręce doświadczonej osoby.
Osoba została przeze mnie zaproszona na obiad, w zamian za co obiecała mi pomóc w napisaniu CV, które miało za zadanie powalić na kolana wszystkich szefów z działów zatrudnienia we wszystkich interesujących mnie miejscach. Miałam już oczywiście napisane CV i w skrytości serca liczyłam na to, że pani specjalistka powie, że nic dodać, nic ująć. CV, oprócz wypunktowania wszelakich ukończonych przeze mnie kierunków studiów, kursów i staży oraz otrzymanych nagród i wyróżnień, wynosiło pod niebiosa wybitne cechy mojego charakteru, ponieważ stan moich doświadczeń zawodowych był nikły, łamany przez żaden. Całość opatrzyłam efektownym zdjęciem w pełnym makijażu i z miną wyniosłej profesjonalistki, nad którym pracowałam ze szczególnym zapałem, ponieważ, jak wielokrotnie słyszałam, najbardziej liczy się pierwsze wrażenie.
Pani specjalistka przyszła, zjadła krwisty befsztyk i zaczęła przeglądać moje dzieło.
— Niunia, takie CV to po co najmniej pięciu latach doświadczenia w zawodzie! Kursy i staże mogą zostać. Połowę nagród i wyróżnień wykreślić — padła pierwsza uwaga.
Zupełnie osłupiałam. Ale nastąpił ciąg dalszy:
— Z cech charakteru wykreślić: kreatywność, przedsiębiorczość i tym podobne, a dopisać: pilność, sumienność, punktualność, umiejętność pracy w zespole. To ostatnie szczególnie ważne.
— W rubryce „hobby” zamiast „podróże i sporty ekstremalne” wpisać „kino i literatura”.No i wymień to paskudne zdjęcie na takie bez makijażu, w białej koszulce, na którym szeroko się uśmiechasz — zakończyła pani specjalistka.
I wtedy zrozumiałam, że Polska to nie USA, to nie jest kraj zawrotnych karier, w którym osiemnastolatek może napisać, dajmy na to, scenariusz do filmu i stać się sławny, jeżeli będzie potrafił go sprzedać. Każda branża jest pełna starych wyjadaczy, którzy nie wpuszczą tak łatwo na rynek konkurencji. Utalentowane, pełne zapału, młode indywidua mają szansę na znalezienie pracy jedynie wtedy, kiedy staną się idealnymi, szarymi zasobami ludzkimi i będą gotowe wiele lat poświęcić na ciężką harówkę. Nawet w wolnym zawodzie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze