Znajomość na jedną noc
URSZULA • dawno temuOne Night Stand to przypadkowy seks bez zobowiązań ani oczekiwań wobec drugiej osoby. Zaangażowane w ten seks osoby nie znały się wcześniej i nie będą się znały potem. Często nie znają również swoich imion. Zanim zaczniesz uprawiać ten rodzaj seksu, warto zaopatrzyć się w niezbędną wiedzę.
Czyli z angielska One Night Stand. To przypadkowy seks bez żadnych emocjonalnych zobowiązań ani oczekiwań wobec drugiej osoby. Zaangażowane w ten seks osoby nie znały się wcześniej i istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie będą się znały potem. Często nie znają również swoich imion. One Night Standy, jak sama nazwa wskazuje, najczęściej zdarzają się za granicą (w Wikipedii nie ma nawet tłumaczenia tego terminu na polski), ale jakby się przyjrzeć rodzimemu nocnemu życiu, to od razu widać, że nie jest wcale u nas tak źle pod tym względem. Warto więc zaopatrzyć się w niezbędną wiedzę.
Scenariusz One Night Standu teoretycznie wygląda mniej więcej tak — on i ona oboje są samowystarczalnymi wielkomiejskimi singlami, w markowych ciuchach, dobrych fryzurach i z wynajmowaną kawalerką w centrum. Spotykają się przypadkiem w eleganckim lokalu, gdzie ona siedzi przy barze i sączy cosmopolitan, a on stoi kawałek dalej i sączy whisky. Ich spojrzenia spotykają się na chwilę, on unosi szklankę w jej kierunku w znaczącym geście, ona sygnalizuje zgodę delikatnym skinieniem głowy. On podchodzi do niej, rozmawiają przez chwilę na neutralne tematy, po czym prosi ją do tańca — koniecznie wolnego i erotycznego, podczas którego niby przypadkiem muska dłońmi jej plecy i ramiona. Po kilku kawałkach proponuje, że odwiezie ją do domu taksówką, ona zgadza się trzepocząc rzęsami. W taksówce ona proponuje mu kawę w swoim eleganckim mieszkaniu. Po skończonej „kawie” on wychodzi i już nigdy więcej się nie spotykają. Rano ona je sałatkę w modnej knajpie z przyjaciółkami opowiadając im ze szczegółami o jego łóżkowych umiejętnościach, a on idzie na siłownię, szykując muskuły na kolejne przygody.
Tyle teorii. W praktyce bowiem scenariusz One Night Standu wygląda zupełnie inaczej. Ona po czwartym piwie i czwartej knajpie tego wieczoru gubi gdzieś koleżanki. Stoi przed lokalem jarając fajka (normalnie nie pali, tylko na imprezach) i bez większego powodzenia wykonując kolejne telefony do koleżanek. Włosy ma potargane, makijaż rozmazał się dawno temu i lekko chwieje się na nogach. On po wieczorze spędzonym na graniu w Fifę z kolegami przy kracie browarów właśnie wraca do domu. Prosi ją o fajka (koledzy wypalili), a ona z niewiadomych przyczyn i braku innych perspektyw na resztę wieczoru (koleżanki nie odbierają jej rozpaczliwych telefonów) postanawia go odprowadzić. Potem ona pamięta jeszcze, że piją wiśniówkę w kuchni z jego współlokatorami, a potem budzi się rano i usiłuje dyskretnie wymknąć się, jeszcze zanim on się obudzi. Kilka razy myli drzwi, a potem wraca do domu autobusem zbierając pełne potępienia spojrzenia współpasażerów. W domu wchodzi do wanny i spędza godzinę dzwoniąc do koleżanek i roztrząsając, dlaczego to zrobiła, bo przecież jest w gruncie rzeczy porządną dziewczyną z katolickiej rodziny. Jeżeli natomiast chodzi o niego, to on nic nie pamięta i dziwi się, że współlokatorzy od rana się z niego podśmiewają, robiąc nieprzyzwoite gesty.
One Night Stand, zarówno w wersji A, jak i wersji B, wydaje się być czymś prostym i niezobowiązującym, jednak — jak to już jest ze wszystkim, co ma jakikolwiek związek z seksem — wynikają z niego zwykle same problemy. Każda z nas zna przecież przypadki, kiedy to okazywało się, że od One Night Standu zaczynała się wielka miłość na całe życie. I to właśnie jest nasze kobiece przekleństwo, ta nasza podświadoma nawet wiara w bzdurne historie rodem z komedii romantycznych. Każda z nas gdzieś tam w głębi serduszka wierzy, że nawet ten oto przygodnie poznany w knajpie koleś, który ślinił się oblewając browarem, może jednak okazać się jej księciem niczym żaba z popularnej bajki. Zwłaszcza, jeżeli obdarzymy go nie tylko pocałunkiem, ale nawet czymś więcej. Rano, mimo iż książę wciąż okazuje się być w swojej żabiej postaci i ślina mu ścieka z kącika ust na poduszkę, właśnie ta wiara każe nam zostawić na zastawionym brudnymi naczyniami stoliku karteczkę ze swoim numerem telefonu, a potem przez następne dwa tygodnie podskakiwać na każdy dźwięk telefonu w nadziei, że to on. Niepisana zasada nr 1 One Night Standu brzmi: Jeżeli jesteś niepoprawną romantyczkę, nie rób tego. A jeżeli nie jesteś, to i tak najlepiej nie zostawaj na noc. Nie, nie obudzi cię zapach świeżo palonej kawy i grzaneczek z konfiturą. Ale nie obudzi cię także widok zasyfionego do granic możliwości studenckiego mieszkania i księcia, który wygląda nico bardziej żabio niż go zapamiętałaś. Lepiej, żeby One Night Stand pamiętać tak, jak wyglądał w stanie zamroczenia alkoholowego, wcale nie potrzebuje światła poranka.
Mężczyźni romantyczny błąd popełniają zdecydowanie rzadziej. Oni z kolei raczej mają ochotę na powtórkę z niezobowiązującego seksu po pijaku. Pojawiają się nagle pod twoim domem w środku nocy, nie wyglądając zbyt atrakcyjnie i krzycząc pod oknem albo bełkocząc coś, co ma zachęcić cię do powtórzenia tej jakże emocjonującej przygody (jeżeli wiedzą, gdzie mieszkasz, bo wszystko odbyło się w twoim domu), albo wyczekując na ciebie w barze, w którym się poznaliście (co skutecznie zmusza cię, żeby przestać tam chodzić na zawsze).
Druga niepisana zasada One Night Standu brzmi: Jeżeli wiesz, że będziesz mieć ochotę na drugi raz, nie rób tego. One Night Stand — jak sama nazwa wskazuje — zdarza się tylko raz. Jak chcesz przeżyć to znowu — lepiej szukaj kogoś nowego. Ale lepiej nie szukaj. Trzecia niepisana zasada One Night Standu brzmi: Jeżeli jesteś zdeterminowany, nie rób tego. Jeżeli seks zdarza się spontanicznie, zwykle jest fajnie. Jeżeli się za nim na siłę rozglądasz, zwykle kończysz w łóżku z kimś, z kim normalnie nigdy byś tam nie trafiła.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze