Podstawą mojego makijażu jest tusz do rzęs. Mimo że mam już swojego ulubieńca, z chęcią testuję inne maskary w nadziei, że osiągnę jeszcze lepszy efekt. Z przykrością stwierdzam, że Obsesion nie podołał moim wymaganiom.
Mam długie rzęsy i od tuszu oczekuję przede wszystkim znacznego pogrubienia, lekkiego wydłużenia, podniesienia i nadania wyrazistego koloru moim rzęsom - efekt sztucznych rzęs jest więc mile widziany. Ponadto kosmetyk nie może podrażniać moich wrażliwych oczu. Ta maskara rzeczywiście nie podrażnia (jest hypoalergiczna) i chwała jej za to. Zapach jest typowy dla tego typu produktów, mi nie przeszkadza. Szczoteczka ma dobrze ułożoną spiralkę. Konsystencja jest trochę za rzadka, przez co szczoteczka nabiera za dużo tuszu.
Po nałożeniu pierwszej warstwy zdziwiłam się, bo na rzęsach nie było widać żadnego efektu. Po kolejnych dwóch uzyskałam bardzo delikatne i naturalne podkreślenie, rzęsy były dość dobrze wydłużone, lekko podniesione i nie obciążone, ale nic poza tym. Czerń była ledwie widoczna, ale co najgorsze - zero pogrubienia. Trwałość jest całkiem niezła – makijaż wytrzymał około 8 godzin bez obsypywania i kruszenia się. Demakijaż nie sprawia problemów - zwykłe mleczko w zupełności wystarczy.
Na pewno nie wpadłam w zachwyt nad właściwościami tego tuszu. O rzęsach jak firanki mogłam niestety tylko pomarzyć. Za taką cenę spodziewałam się lepszych rezultatów.
Pojemność to 12 ml.